Nie da się ukryć, że Halt jest jedną z najbardziej lubianych postaci w całej serii. Pamiętamy, że przez pierwsze 11 tomów Halt był kozakiem, idolem. Jego charakter jest dość rzadki dla większości bohaterów książek (moim skromnym zdaniem). I właśnie to czyniło go wyjątkowym i lubianym. Halt był gburowaty, ale z poczuciem humoru, bezkompromisowy, bezwzględny i zimny. Ale miał słabość do Willa, Gilana, Crowley'a i Horace'a (w szczególności do Willa). Może jeszcze trochę do Alyss. I wszystko sypnęło się w naszym 12 tomie. Halt stał się łagodny, zbyt łagodny. Halt kozak, który kazał siedzieć Willowi całą noc na drzewie za śpiewanie piosenki o nim samym, Halt będący postrachem wśród ludzi i genialnym zawiadowcą, stał się przyjaznym dziadkiem z sąsiedztwa. Dla mnie jego charakter został zniszczony przez małżeństwo z Pauline. Może i Halt ją kochał, ale nie było to dla niego dobre. Stał się potulny, zrobił się trochę ugrzeczniony. Po prostu zrobił się słaby i to nie przez starość, ale przez wymysły autora. Halt nie ma nic do roboty w nowych tomach, jest tam zbędny, jego rola nie ma większego znaczenia i równie dobrze mogłoby go nie być. Nie byłaby to żadna różnica. On sam nie potrafi się zdecydować, czy przechodzi na emeryturę, czy też nie. I jego słabość do Maddie (akurat Halt nie powinien jej lubić, on miał w nosie jej matkę. Obchodził go zawsze tylko Will, a teraz nagle co?). On dla Willa i Horace'a był zawsze okropny, na swój Haltowy sposób rzecz jasna. Tak samo dla Crowley'a. Dlaczego niby miałby traktować Maddie inaczej? To głupie, niezgodne z jego charakterem. Halt powinien albo wziąć się w garść albo już więcej nie pokazywać.
CZYTASZ
6 powodów, dla których nie lubię nowych Zwiadowców.
RandomOczywiście są to moje opinie i nie każdy musi się z nimi zgadzać