Dzień czwarty

20 5 0
                                    

Siedziałem za kierownicą mojego samochodu, zmierzałem do mieszkania Avery i Aureli. Niedawno skończyłem pracę, na szczęście udało mi się wcześniej wyrwać od papierów. Jak zawsze, dzisiaj też odwiedziłem park. Oczywiście spotkałem w nim Aurelie. A na sam koniec naszego spotkania, wymieniłem się z Avery numerem telefonu. Dlatego też wiedziałem, gdzie mieszkają, bo mama dziewczynki mi to napisała w wiadomości. Zatrzymałem się pod jednym z bloków. Nie wyróżniał się on od pozostałych. Wszedłem do klatki, ruszyłem do konkretnych drzwi, z numerem piętnaście. Zapukałem w drewnianą płytę. Po chwili otworzyła mi zielonooka kobieta.

- O Aurelius, już jesteś- powiedziała radośnie.

- Tak, jak widać- uśmiechnąłem się miło.

- Wchodź do środka- rzuciła.

Odsunęła się na bok, żeby zrobić mi przejście. Wszedłem do małego przedpokoju. Rozebrałem płaszcz, oraz buty, zostając w czarnej koszuli i również czarnych garniturowych spodniach. Ruszyłem za drobną kobietą. Mieszkanie było małe, ale przytulne i aż za bardzo kolorowe jak dla mnie. Wolałem minimalizm.

- Usiądź, zaraz podam obiad- posłała mi uśmiech.

Usiadłem przy stole.

- Zawsze chodzisz tak elegancko ubrany- zapytała Avery.

- Zazwyczaj, wymaga ode mnie tego moja praca. Stosowny ubiór- wytłumaczyłem.

- O, a czym się zajmujesz?

W Avery i Aureli widziałem duże podobieństwo, obie były cholernie ciekawskie, a do tego zadawały tysiąc pytań do.

- Jestem współwłaścicielem, oraz wiceprezesem firmy transportowej- odparłem.- A ty? Czym się zajmujesz?

Bexley wyglądała na bardzo młodą kobietę, nie wiedziałem, czy ma męża lub, czy pracuje. Tak naprawdę była dla mnie kompletnie obca.

- Raczej pracuje dorywczo, chwytam się każdej pracy, jak tylko Aurelia jest w szkole- odpowiedziała.

Szatynka była do mnie odwrócona tyłem, mieszając coś na patelni.

- A co do Aureli, to gdzie jest?- spytałem, rozglądając się na boki.

Nie zaprzeczę, polubiłem te małą istotkę.

- Zaraz przyjdzie, musiała dokończyć herbatę ze swoimi lalkami- odwróciła się do mnie przodem, uśmiechała się promienie.- Wiesz, są rzeczy ważne i ważniejsze.

- Ach, no oczywiście, że tak- zaśmiałem się razem z Avery.

Nie pamiętam kiedy ostatnio się tyle uśmiechałem lub śmiałem. Ale przy tej kobiecie i jej córeczce, uśmiech sam wkradał się na moje wargi.
Nagle do kuchni połączonej z salonem, wbiegła dziewczynka. Gdy tylko mnie ujrzała, to zapiszczała.

- Aurelius!- zapiszczała.

Podbiegła do mnie, przytulając się do mojego boku. Zdziwiło mnie takie przywitanie.

- Aurelia, nie strasz naszego gościa- rzekła zielonooka.

Dziewczynka odkleiła się od mojego boku.

- Przepraszam- szepnęła mała istota o bok mnie.

- Nic się nie stało- odrzekłem.

Młoda Bexley usiadła obok mnie. Pogrążyliśmy się wszyscy w rozmowie, jedząc domowe spaghetti przyrządzone przez Avery. Dawno nie jadłem czegoś tak... domowego. Zazwyczaj jadałem na mieście lub coś, co szybko się przygotowywało. Po zjedzonym wspólnie obiadokolacji, który spędziliśmy w przyjemnej atmosferze, w trójkę.

Szepty dusz: Pomiędzy życiem, a śmiercią|| one-shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz