ROZDZIAŁ 8 - pustka

9 1 0
                                    

Kiedy rano weszłam do pokoju babci, czułam w powietrzu coś nienaturalnie ciężkiego, coś, czego nie potrafiłam do końca określić. Dzień dopiero zaczynał się budzić – blade promienie słońca przeciskały się przez zasłony, oświetlając połyskującą w świetle szklaną karafkę z wodą na stoliku nocnym. Zwykle o tej porze słyszałam delikatne pochrapywanie babci albo szelest pościeli, gdy przewracała się z boku na bok. Ale dzisiaj było inaczej. Zbyt cicho. Zbyt spokojnie.

Stanęłam na środku pomieszczenia, serce zaczęło bić mi mocniej. Na wpół przytomnie podeszłam do łóżka, moje kroki wydawały się zbyt głośne w tej ciszy. Babcia leżała spokojnie, jej głowa odchylona nieco w bok, a dłonie splecione na piersi. Wyglądała, jakby spała, ale coś w jej twarzy było niepokojąco nieruchome.

– Babciu? – mój szept rozdarł ciszę jak rozbity kieliszek.

Pochyliłam się nad nią, wpatrując się w jej twarz, oczekując choćby najmniejszego ruchu, delikatnego oddechu, uniesienia klatki piersiowej. Czekałam...

Ale nic się nie działo.

Cisza była przytłaczająca, a moje serce zaczęło walić jak oszalałe. Wyciągnęłam dłoń i dotknęłam jej ręki – była chłodna, nienaturalnie chłodna. Cofnęłam rękę, jakbym się oparzyła.

– Nie... – wyszeptałam, a głos mi zadrżał.

Zrozumiałam, choć umysł nie chciał tego przyjąć. Babcia przestała oddychać.

Czas zatrzymał się na kilka sekund, a potem wszystko się rozpadło. Byłam tylko ja i ta nie do zniesienia cisza, która zdawała się wypełniać każdą przestrzeń. Moje serce biło tak mocno, że miałam wrażenie, że zaraz pęknie.

Babcia odeszła.

Nie płakałam. Po prostu siedziałam, patrząc na nią, nie mogąc zrozumieć, jak to możliwe, że jej już nie ma.

Jej śmierć była cichym, smutnym końcem długiej walki, którą prowadziła z chorobą. Pożegnanie z nią było jak próba pogodzenia się z nieskończonym żalem.

Pogrzeb odbył się w małej kaplicy, gdzie zgromadziło się kilka osób. Ceremonia była krótka i skromna, ale każda minuta była dla mnie ciężka do zniesienia. Wśród żałobników czułam się jakby w mgławicy, gdzie wszystko było zamglone i odległe.

Po ceremonii nie mogłam dłużej zostać w domu. Każdy kąt przypominał mi o babci. Każde zdjęcie, każda rzecz. Wiedziałam, że muszę odejść, zanim stracę resztki siebie. Decyzja o wyjeździe przyszła nagle. Spakowałam kilka najpotrzebniejszych rzeczy i opuściłam dom.

W drodze na pociąg zadzwoniłam do Amandy.

– Halo? – usłyszałam po chwili w słuchawce.

– Wyjeżdżam – powiedziałam cicho, z trudem panując nad łamiącym się głosem.

– Co? Gdzie? Wszystko w porządku?

– Moja babcia...

Amanda nie wiedziała o tym, co się wydarzyło. Nie miałam siły jej wcześniej o tym powiedzieć. W głębi duszy wiedziałam, że jej wsparcie mogłoby mi pomóc, ale bałam się, że obecność kogoś bliskiego przytłoczy mnie jeszcze bardziej.

– Jak się czuje? Wszystko w porządku?

– Zmarła trzy dni temu – powiedziałam cichym głosem.

– Boże, Eliana... tak mi przykro.

Zatrzymałam się w miejscu, słysząc niewyobrażalny smutek w jej głosie.

– Dlatego muszę wyjechać – dodałam po chwili.

– Pojadę z tobą – oznajmiła stanowczo, bez cienia wahania.

– Wykluczone – odparłam od razu.

– Nie zostawię cię teraz samej.

Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu.

Znałyśmy się całe życie. Chodziliśmy razem do przedszkola, szkółki baletowej, na lekcje gry na fortepianie, na zajęcia szachowe, grałyśmy razem w tenisa, robiłyśmy maratony czytelnicze i filmowe - byłyśmy nierozłączne. Ale nie mogłam pozwolić na to by dziewczyna porzuciła przeze mnie dotychczasowe życie.

– Nie ma takiej opcji. - odparłam.

– Powiedz mi, gdzie jesteś, proszę.

– Nie Amando, wyjeżdżam sama.

Usłyszałam zrezygnowane westchnie. Wiedziała, że jej nie powiem.

– Dzwoń do mnie, dobrze? Jeśli będziesz czegokolwiek potrzebować, albo po prostu będziesz chciała porozmawiać, obiecaj, że zadzwonisz – poprosiła, nie ukrywając zmartwienia.

– Zadzwonię – odparłam.

– Obiecujesz?

– Obiecuję – powiedziałam, choć w głębi duszy nie byłam pewna, czy dotrzymam tej obietnicy.

Nagle rozmowa została przerwana. Spojrzałam na telefon – bateria się rozładowała.

– Kurna – mruknęłam pod nosem, wrzucając telefon do tylnej kieszeni dżinsów.

Chwyciłam walizkę i ruszyłam w stronę dworca. Nie miałam żadnego konkretnego planu. Chciałam tylko wsiąść w pierwszy lepszy pociąg i odjechać.

Jak najdalej.

Zagubione ścieżki nocy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz