𝒛𝒅𝒓𝒂𝒋𝒄𝒂 / 𝒇𝒊𝒗𝒆

174 16 5
                                    

TW! Tortury

Carbonara otworzył powoli oczy. Rozmazanym wzrokiem, błądził po pomieszczeniu. Ściany, z których pozrywana została tapeta i podłoga, na której były jedynie śladowe ilości, poniszczonych desek..
Częste pajęczyny, niektóre większe, a jeszcze inne mniejsze.
Nicollo, został przywiązany do krzesła, nad którym znajdowała się lampka, tuż obok stał również stół, z przeróżnymi narzędziami do tortur.

— O, no, no! Kto nam się tu obudził. — Zaczął Erwin. Teraz już nie miał maski. Ubrany w czerwony garnitur, z równie przystrzyżoną brodą i włosami. Był oparty, o pobliski stół bilardowy, który również znajdował się w pomieszczeniu. W takim oświetleniu, wyglądał naprawdę przerażająco, ale jak i profesjonalnie.

Odepchnął się od stołu, stając przed Carbonarą, który głowę miał zawieszoną w dół, wpatrując się w podłogę.

— No już, Carbuś, co taki małomówny? — Knuckles, z nadzwyczajnie szerokim uśmiechem, złapał agresywnie za podbródek mezczyzny, kierując go, na swoją twarz. — Matka nie nauczyła, że podczas rozmowy, patrzy się w oczy? — Prychnął, jednak po chwili zabrał rękę, wycierając ją o garnitur, jakby się brzydził, pomimo tego, że miał rękawiczki.

Znowu wrócił do opierania się o stół, a Labo podszedł, do mężczyzny siedzącego na krześle, biorąc w rękę łom.
Erwin wymienił z maskarzem porozumiewawcze wspomnienie, na co ten, bez skrupułów, wymierzył cios w kolano Nicollo.
Carbonara, zagryzał wargę, jednak to, nic mu nie dało, z jego ust, wydobył się stęk bezsilności.

— Kurwo.. Czego chcecie? — Wysapał finalnie, przez zaciśnięte zęby. — I co ty tu robisz, Knuckles?

— Ktoś tu się w końcu odezwał.. — Zaśmiał się siwowłosy
— A no, przyszedłem odwiedzić starego przyjaciela.. Brata bym powiedział.. Możesz potraktować to.. — Nie dokończył, ponieważ Laborant, kolejny raz wymierzył cios, w obolałe kolano torturowanego.
Jak na zawołanie, po pomieszczeniu, rozległ się, dźwięk łamanych kości.. — ..jako prezent, z racji mojego powrotu. Mam nadzieję, że się podoba, bracie.. — wycedził, pełnym nienawiści tonem, na co Michael sięgnął po nóż, znajdujący się na stole.

— Który palec, Carbonara? — Odezwał się finalnie Quinn. I znowu jego głos nie wyrażał żadnych uczuć. Erwin, podziwiał go za właśnie takie sytuację. Nie dostał odpowiedzi, co było błędem. Prychnął jedynie cicho, mówiąc znowu po chwili. — Dwa środkowe? Liczyłem, że to powiesz. — Zadecydował za niego.

Przyłożył nóż, idealnie w miejscu w którym kość nie znajdowała się i powoli, aby przysporzyć mu jak najwięcej bólu, odcinał palec. Krzykom, błaganiom i wyzywaniom Carbonary, nie było końca.

— Już wymiękasz Carbo? To dopiero początek. — Zaśmiał się melodycznie Erwin. — To co? Może teraz jakiś wzorek? Co ty na to, Labuś? — Zaproponował przyjacielowi, któremu ewidentnie pomysł się spodobał i już po chwili, rozcinając koszulkę Nicollo, przy pomocy nożyc medycznych, przyłożył nóż, do jego torsu, zaczynając kreślić szlaczki.

— Nienawidzę cię. Słyszysz, kurwo? Nienawidzę cię. Bardzo dobrze, że twoja córeczka zdechła. Mam nadzieję, że pali się teraz w piekle, dziwka. — Warknął w końcu Carbonara, który czuł już ból na całym ciele.

W Erwinie coś wtedy pękło. Wściekły, odepchnął się z impetem od stołu, stając po chwili już przed Carbonarą, obok Quinna..

— Labo, odsuń się. — Powiedział to tak lodowatym głosem, że niejedna pewnie osoba doświadczyłaby ciarek, w tamtym momencie. Michael posłusznie odszedł na parę kroków, oglądając sytuację z odległości. Stanął obok Heidi, od której wziął garść popcornu z pudełka.

Niespodziewanie, Knuckles odwiązał Nicollo z krzesła, który spojrzał niezrozumiale na starego przyjaciela. Jego zdezorientowanie nie trwało długo. Erwin sprawnie wyjął broń z kabury, odbezpięczając ją, a następnie wycelował nią w nogę Carbonary, którą sprawnie przestrzelił, robiąc to następnie z drugą. Z ust białowłosego, wydobył się niespodziewany krzyk, a następnie ten upadł na kolana, tuż przed Erwinem.

Lider, nieznacznie się uśmiechnął i kucając przed mężczyzną powiedział:
— Pozwalam na dużo, ale nie, na obrażanie mojej rodziny, a tym bardziej nie zmarłych. Jeśli nie chcesz tak samo skończyć, albo być może gorzej, lepiej przebieraj w słowach. — Znowu jego ton, diametralnie uległ zmianie. Wyprostował się, i z całej siły kopnął Carbonare w brzuch. — Mam nadzieję, że zdechniesz, szmato. — Następnie jedynie przestrzelił jego udo.

Torturowany, nie zareagował. Najwyraźniej był tak obolały, że przestał już komunikować. I dobrze.

Szefitek, wyjął telefon, wchodząc w wiadomości do jednej z osób, tym samym wychodząc w pomieszczenia.

„Szedłem sobie na spacer, a tu nagle, jakiś ziomek leży w planie krwi. Chuj wie co mu się stało, serio. Nie spieszcie się, dajcie się mu wykrwawić. Jakby co, to nie ja."
/Wysłano: 00:34/odczytano

Wysłano gps

Potwór \ MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz