𝑵𝒐𝒘𝒚, 𝒐𝒔𝒕𝒂𝒕𝒏𝒊 𝒓𝒐𝒌 / 𝒆𝒑𝒊𝒍𝒐𝒈

191 18 2
                                    

Minęło kolejne kilka dni. Gregory i Erwin przeprowadzili jeszcze rozmowę, z której finalnie nic nie wyniknęło, bo gadali o pierdołach. O kształtach chmur, o świętach i o równie mało istotnych rzeczach.
Oczywiście, nie obyło się bez wyzywania i różnych tego typu sprzeczek, które były naturalne dla ich relacji.

— Mamy Purkera i Carbo w aucie przed nami, poddawać? — Nagle na radiu rozniósł się głos Barrego.

Jeśli chodziło o strzelaniny, to ten był pierwszy.

— Gdzie jesteście? — Zapytał od razu Erwin, spoglądając na gpsa w swoim samochodzie.

— Okolice Burgera. —

— Czekajcie, zaraz podjade i poddamy w czwórke. — Rzekł po chwili Erwin, od razu zmieniając kierunek jazdy.

Siedział w samochodzie z Heidi, która widziała, że chłopak jest nadwyraz szczęśliwy. Próbowała się dowiedzieć, skąd ten optymizm, jednak na marne. Erwin nie pisnął słówka o nie oficjalnym związku z policjantem.
Jechali tak w niezręcznej ciszy, a w powietrzu panowało napięcie. W końcu, gdy dostrzegli znanego im sultana, należącego do Verstappena, zaczął znowu na radiu coś mówić Erwin

— Za jedźcie im drogę, my pod jedziemy od tyłu, wtedy wysiadamy i poddajemy. Purker i Carbonara, oboje nam się przydadzą. — Poinformował, uśmiechając się.

Gdy usłyszał jedynie ciche, lecz pełne ekscytacji „ok", zauważył iż auto przyjaciela, zatrzymuje się przed tym teraz wroga, zrobił to samo za nim.
Chwilę później, wysiedli z aut, celując do mężczyzn.
Barry miał świetny czas reakcji, i gdy tylko Carbonara spróbował wyjąć pistolet, został postrzelony w ramię, co skutecznie go przed tym powstrzymało.

— Bierzemy ich na bat cave. Kujemy i worki. Włożę ich tobie do auta, bo ja mam dwójkę. — Powiedział siwowłosy, zakuwając Purkera, który się szarpał.

Jednak to nie powstrzymało kryminalisty, przed dalszym takim postępowaniem. Chwilę później już we dwójkę siedzieli na tylnych siedzeniach auta.

Wraz z Barrym, był jeszcze Lincoln, z którym to Erwin nie zdążył się przywitać. Najchętniej zrobiłby to w tamtym momencie, jednak no.. Czas i miejsce nie pozwalało, strzały tylko potęgowały niebezpieczeństwo w postaci policji. Nie minęła minuta, a ci odjechali spod BSa, kierując się na willę.

<————««»»————>

— No witam, witam ponownie.. — Zaczął Erwin z nie naturalnym uśmiechem. Takim, jak za każdym razem.

Znajdowali się w Bat Cavie, pod ich willą. Dwa krzesła na środku, na których usadzeni byli Nicollo i Purker.

— Niestety.. Nasz ukochany kat się rozchorował, więc jestem ja, mam nadzieję, że nie macie nam tego za złe? — Zapytał, cicho się śmiejąc. — Z racji, że jestem miły, pozwolę wam wybrać. Od którego palca zaczynamy? I kto pierwszy? — Zadał pytanie. Cisza. Już myślał, że nikt się nie odezwie, ale nagle..

— Czego ty, kurwa chcesz? Idź sprawdzić, bo twoja dziwka pewnie w sypialni skomle już, pana dawno nie widziała. — Wycedził przez zęby Purker, mówiąc to z nutką czystej satysfakcji.

— Mówisz, że chcesz pierwszy na ochotnika? Mhmm.. Masz rację, palce już się zrobiły za nudne.. Teraz czas na zęby, ale zanim to.. — Erwin sięgnął po łom, uderzając nim w żebra Purkera, który wydał bliżej niezidentyfikowany dźwięk bólu.

Knuckles, teraz nie zwracał uwagi czy przyjedzie tu policja. Władała nim teraz chcęć zemsty. Wyjął pistolet, przeładował go i wymierzył celny strzał w udo.

— Nie wiem gdzie trafiłem, nie jestem zbyt dobry w strzelaniu, módl się żeby nie w tętnice. Może dłużej pożyjesz. — Dodał po chwili, spoglądając teraz na Carbo, który w milczeniu patrzył morderczym wzrokiem na niego. — A ty co Carbuś? Tak cicho teraz siedzisz.. Zupełnie jak wtedy, gdy wydawałem ci polecenia. Pamiętasz? — Zaśmiał się głośno, wymierzając dość mocny cios w brzuch bialowłosego.

— Wypierdalaj. Będziesz miał tak przejebane na mieście.. Nie do żyjesz tygodnia, nie masz nikogo do pomocy, każdy każdego dyma w dupe. Purker dobrze mówi, wypierdalaj zająć się psem. — Powiedział, dopiero gdy złapał powietrze. Mówił z tą samą nienawiścią, jaką przejawiał Purker.

Erwina bawiła ta sytuacja. Nie dożyję? No.. Naprawdę..
Uwielbiam te ironię losu..

— Oh, do prawdy? Nikogo nie mam do pomocy? A kto was porwał? Ja i moje ego? Nie sądzę. Jest na tak niskim poziomie, że nawet takie pizdy jak wy, potrafiły byście się przed nim obronić. Tak, po traktujcie to jako komplement. — Knucklesa nie ruszały żadne słowa wypowiedziane przez mężczyzn. Odbijał jedynie piłeczki na różne sposoby. — Dobra.. Nie będę już was męczył.. Przecież musicie wracać do roboty.. — Zabrzmiał, jakby mówiąc prawdę. Odłożył łom, bawiąc się jedynie pistoletem.

Mężczyźni zmarszczyli brwi, jednak chwilę potem, ich źrenice rozszerzyły się delikatnie.
Erwin wyjął dwa złote rewolwery z kabur.

— Dawno ich nie było, nieprawdaaż? Pamiętasz napad na kasyno, jak je zdobyliśmy? Zajebiste czasy, co nie, Carbo? —

Uśmiechnął się ponownie jedynie, przyglądając się z zaciekawieniem raz jednej, a z kolei potem drugiej osobie.
Spojrzał na zegarek. 1 stycznia. 2025r. 00;00
Przystawił im bronie do skroni.

—  Szczęśliwego nowego roku. A, byłbym zapomniał. Tak na przyszłość, bo się pojebaliście. Nie dziwka, tylko chłopak. — 

Padły pierwsze dwa strzały.
Pierwsze dwa w tym roku.
Pierwsze dwa ciała.


Dziękuje za przeczytanie, świetnie się bawiłam pisząc to! Coś kolejnego się szykuje, jednak potrzeba czasu, bo jest znacznie dłuższe, a chciałabym wyrabiać się i regularnie wstawiać rozdziały. Także do następnego i miłego wieczoru misiaki! <3

Potwór \ MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz