Kurz i brud, a wśród nich dama

466 35 1
                                    

Moja babcia mawiała: „posłuchaj mnie kochanie, bo to bardzo ważne. Nic w życiu, prócz najprawdziwszej miłości, nie jest wieczne, a nasza obłuda i kłamstwo w końcu zostaną odkryte". Wtedy całkowicie zignorowałam przestrogę i podążyłam za lepszym życiem, a dziś wracam do swoich korzeni pełna złości i gniewu. Uciekłam z Castle Combe w wieku dwudziestu lat z nadzieją, że nigdy już nie wrócę na prowincję. Zamieszkałam w Londynie w małym mieszkanku w wielkości więziennej celi, a później...Wyglądam przez szybę na zielone łąki, na których wypasane jest bydło i uśmiecham się cynicznie. Byłam żoną miliardera, a teraz nie mam przy sobie złamanego funta, dlatego zostałam zmuszona do powrotu w rodzinne strony, gdzie nikt na mnie nie czeka. Pozostał mi tylko wiejski dom, w którym już dawno nie widziano oznak życia. Moja babcia zmarła zanim wyszłam za mąż, więc dom stoi pusty od sześciu długich lat. Prawdę mówiąc nawet nie wiem, w jakim stanie zastanę posiadłość. Pokładam nadzieję, że dom będzie choć trochę zdatny do zamieszkania. W przeciwnym razie będę mieć spory kłopot, a moje dwie lewe ręce do majsterkowania na nic się zdadzą. Zresztą przywykłam do luksusów i ekstrawagancji, więc powrót na wieś to istny koszmar na jawie. Przez sześć lat korzystałam z życia pełną parą. Zwiedziłam pół świata, wyposażyłam swoją szafę w ubrania od najlepszych projektantów, mieszkałam w willi na obrzeżach Londynu, posiadałam służbę, prywatnego szofera i niezbyt urodziwego męża. John był ode mnie starszy o dwadzieścia jeden lat, więc między nami nigdy nie było prawdziwej miłości. Zgodziłam się zostać jego żoną z czysto egoistycznych pobudek. Kiedy ktoś wychował się w biedzie na wsi, a potem dostaje szansę od losu to z niej korzysta. Tak więc zostałam żoną miliardera i kochałam jego pieniądze. Byłam naiwna sądząc, że to małżeństwo przetrwa lata. Kiedy skończyłam dwadzieścia siedem lat, John uznał, że musi pozbyć się ze swojego otoczenia staroci, do których zostałam bezceremonialnie zakwalifikowana. Rozwód był formalnością. Nie mieliśmy dzieci, a w dniu ślubu podpisałam intercyzę. Wobec tego pozostał mi dom po babci i jedna walizka marnych ubrań. Duma nie pozwoliłaby mi pozostać w Londynie, zwłaszcza jeśli do grona moich znajomych zaliczała się snobistyczna śmietanka towarzyska.

Autobus zatrzymuje się z piskiem hamulców na przystanku w Castle Combe, więc moje nowe życie właśnie się rozpoczyna. Zabieram swoją niewielką walizkę, a potem wysiadam z pojazdu. Prażące słońce skwierczy wśród zbóż, a brak zacienienia szybko sprawia, że moje ciało zaczyna się lepić od potu. Ohyda. Zapomniałam, że pora letnia jest tutaj nie do zniesienia, a wszystkie zabudowania nie posiadają klimatyzacji. Dla turystów to miejsce na pewno jest urokliwe poprzez średniowieczne zabudowania, które porastają girlandami, ale dla mnie to miejsce jest zacofane, nie dające dobrych perspektyw na życie. Niemniej to moja nowa przyszłość i powinnam przywyknąć do braku wygód. Muszę zrezygnować z jedzenia kawioru na rzecz bułki z masłem. Krzywię się na samą myśl. Do posiadania pieniędzy człowiek przyzwyczaja się łatwo i szybko, lecz kiedy spada z piedestału i traci majątek, nie potrafi odmówić sobie czegokolwiek. Niech cię licho weźmie, John!

Idąc wąską dróżką w górę zbocza mijam zaledwie kilka osób, które niespecjalnie są zainteresowane moją obecnością. Jednakże ta wioska słynie z żarliwych plotek z życia lokalnego, więc mój powrót na pewno nie pozostanie nie zauważony. W końcu jestem marnotrawną wnuczką, która pozostawiła swoją babcię w samotności, by ta zmarła z tęsknoty. Nikt jednak nie wie, że wysyłałam do niej listy co piątek, a ona sama była szczęśliwa z faktu, że spełniam swoje marzenia. Niestety nie miała pojęcia, że uwiodłam miliardera, aby zapewnić sobie łatwe życie. Kilka kłamstw zapewniło babci spokój, a moje wyrzuty sumienia spychałam na dalszy plan. Kiedy przystaję przy niewielkiej posiadłości z rozwalającym się płotem wzdycham przeciągle. Oto mój nowy dom. Nie potrafię wykrzesać z siebie ani grama entuzjazmu. To miejsce ponownie mnie unieszczęśliwi, ale tym razem prędko stąd nie ucieknę. Powrót do Londynu nie wchodzi w grę, a każde inne miejsce jest za drogie, abym mogła się samodzielnie utrzymać. Zwłaszcza, że jestem bezrobotna i co gorsza, bezużyteczna.

Kamienne zabudowanie domu zostało pokryte bluszczem, więc czeka mnie sporo pracy, aby odsłonić okna, ale ku mojemu zadowoleniu dach wygląda na szczelny, więc przynajmniej nie przemoknę podczas deszczowych dni, które są częstym gościem w Wielkiej Brytanii. Z kieszeni kurtki wyjmuję pęk kluczy, a po chwili udaje mi się wejść do środka. Od razu uderza we mnie zapach stęchlizny i pleśni, a mój żołądek zaczyna się buntować. Spokojnie, Irene. To pewnie jakaś mysz wyzionęła ducha. Odór jest potworny, więc zatykam nos palcami, a potem wchodzę w głąb domu w poszukiwaniu śmierdzącego winowajcy. Wtem przystaję jak wryta pośrodku salonu, a oczy zachodzą mi mgłą. Jedynym dźwiękiem jak słyszę jest mój własnych krzyk. Na dywanie pokrytym kurzem spoczywa kobiece ciało w głębokim stanie rozkładu.

~***~

Zwracam całą zawartość swojego żołądka, kiedy tylko wybiegam na zewnątrz. Targają mną konwulsje, a smród przeniknął do mojego umysłu. Co się tutaj wydarzyło do kurwy nędzy!? Kiedy myślę, że mój żołądek jest już pusty, prostuję się, lecz mdłości prędko powracają. Przyklękam na wysokiej trawie i ponownie wymiotuję. Jasna cholera! Panika ogarnia mój umysł. Moje myśli to istny chaos, który brzmi jak pijacki bełkot. Moje wnętrzności buzują, jak wstrząśnięta coca-cola. W domu mojej babci rozkłada się ciało nieznanej kobiety i nie mam pojęcia, jak się tam znalazła, ani kim jest. To jakiś koszmar! Z kieszeni kurtki wyjmuję komórkę i prędko wybieram numer na komisariat policji.

- 112, słucham? – męski głos rozbrzmiewa po drugiej stronie, lecz mi brakuje języka w gębie. Nie mam pojęcia, jak powinnam przekazać informację. Nigdy dotąd nie widziałam trupa, którego pożerałyby glisty. Jestem pewna, że ten obraz na zawsze wrył się w moją pamięć, a koszmary każdej nocy będą dotkliwe. – 112, słucham? – powtarza mężczyzna. Dziewczyno, weź się w garść!

- Dzień dobry. – dukam, a całe moje ciało trzęsie się, jakby temperatura otoczenia wynosiła poniżej zera, choć jeszcze piętnaście minut temu marudziłam na uporczywy upał. – Nazywam się Irene Holder i właśnie wróciłam do swojego domu w Castle Combe. Po wejściu do środka znalazłam ciało martwej kobiety w głębokim stanie rozkładu. – wzdrygam się. – Nie wiem skąd się tam wzięła!

- Proszę podać swój adres. Już wysyłam do pani odpowiednie służby. Proszę niczego nie dotykać i czekać na służby ratunkowe. – szybko podaję swój adres zamieszkania, a potem odrzucam telefon w bok, po czym kulę swoje ciało. Chowam głowę między swoje nogi, jakbym chciała ją ścisnąć na tyle mocno, aby wyprzeć z umysłu wydarzenia z dzisiejszego popołudnia. Wiedziałam, że mój powrót do Castle Combe nie będzie udany, ale za żadne skarby świata nie mogłam przewidzieć, że na miejscu zastanę istny horror. Dlaczego w moim domu znalazła się martwa kobieta? Do diabła! To potworne. Kolejna fala mdłości nadchodzi niespodziewanie. Wymiotuję z wysiłkiem, a moje policzki robią się mokre od łez. Jestem przerażona jakbym spędziła noc w zakazanym lesie, w którym grasują groźne stworzenia i czuję, że zostałam wplątana w rzeczy, które mnie zniszczą. 

_______
Witajcie w książce, nad którą pracuję już od dłuższego czasu 😏

Powrót do Castle CombeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz