Madison - LATO (2023)

12 5 0
                                    

Leniwe promienie słońca przebijają się przez okno. Jest dziś niezwykle piękny dzień, który wolałabym spędzić nad wodą z książką w ręku. Niestety, do spełnienia tego marzenia potrzebuję jeszcze sześciu godzin. Nie żebym narzekała, bo uwielbiam swoją pracę. Mam to szczęście, że robię to, o czym od zawsze marzyłam – urządzam wnętrza. Po liceum udałam się na studia, które pozwoliły mi rozwinąć swoje możliwości. Zrobiłam niezliczoną ilość kursów, które podniosły moje kwalifikacje. Nie miałam przy tym zbyt wiele życia osobistego, ale nie narzekałam. Nie byłam takim totalnym odludkiem, aż tak to nie. Nauka nigdy nie sprawiała mi problemów. Mam wrażenie, że chłonęłam wszystko jak gąbka. To wszystko sprawiło, że jestem w tym miejscu, w którym chciałam być. Pracuję w jednej z prestiżowych firm w Nowym Jorku i niedawno dostałam pierwszego dużego klienta. Jest do dla mnie spore wyzwanie, bo nie będę pracowała już jako asystent projektanta. Podpiszę pracę swoim nazwiskiem. Ode mnie będzie wszystko zależeć i ja będę miała decydujący głos. Czyż życie nie jest piękne?

- Halo, Madison, halo! Ziemia wzywa Madison – podnoszę oczy i widzę wpatrzone oczy Matta. Stoi oparty o framugę drzwi. Ręce jak zwykle ma włożone do kieszeni spodni. Znowu odpłynęłam w swoich rozmyślaniach.

- Jestem, jestem. Wiem, że za chwilę mi powiesz, że odleciałam. I tak, zgadzam się. W takich momentach moje szare komórki resetują się przed spotkaniem z Tobą, aby nie dostały zwarcia. Rozmowa z Tobą tak na nie wpływa – próbuję zachować powagę, ale widzę błąkający uśmiech na jego twarzy.

- Nie wiem, czy dostają zwarcia, bo zawsze, kiedy jesteś ze mną, jesteś szczęśliwa. Możesz mówić, co chcesz, ale ja wiem swoje. Działam na Ciebie jak nikt nigdy. Nie możesz zaprzeczyć, a nawet jeśli chcesz to zrobić i tak nie uwierzę. A teraz, podnieś swój nieziemski tyłek i chodź na kawę, bo potrzebuję napić się czarnej smoły – podaje mi rękę i wychodzimy do kawiarni, która mieści się na parterze biurowca. 

Matta poznałam na pierwszym roku studiów i od razu między nami zaiskrzyło. Oboje nadajemy na tych samych falach i znamy wszystkie swoje sekrety. Czasem bez słów rozumiemy, co druga strona chce przekazać. Na drugim roku, postanowiliśmy wynająć mieszkanie i od tamtej pory jesteśmy jak stare dobre małżeństwo. Uwielbiam go i nie wiem, co bym bez niego zrobiła. Jest moją drugą połówką na równi z Sarą. Ludzie często nas pytają, jak to jest możliwe, że nie jesteśmy razem. Odpowiedź jest bardzo prosta, ale nie dla każdego znana. Matt byłby mną zainteresowany, a nawet mógłby być moim mężem, gdybym była FACETEM. Sama byłam zaskoczona, że nie jest hetero, bo nigdy nie zachowywał się jak ktoś, kogo kręcą mężczyźni. Nawet wglądowo daleko mu do tego. Matt jest rodowitym Włochem. Ciemna, oliwkowa karnacja, oczy, włosy. Spojrzeniem potrafi sprawić, że nogi zamieniają się w watę. Do tego nosi idealnie skrojone garnitury. Jego ulubionym kolorem jest niebieski, co idealnie podkreśla jego wygląd. Kiedy pierwszy raz go zobaczyłam, miałam kisiel w majtkach. Jeśli dołożymy do tego jego akcent, powstają fajerwerki. Kobiety wzdychają do niego i pewnie mają ołtarzyki z jego zdjęciem. Jest niesamowicie przystojny, inteligentny, szarmancki. Wszystkie najlepsze cechy jakie kobieta chce znaleźć w mężczyźnie. Każda kobieta mnie nienawidzi, kiedy przechodzę obok z nim. Gdyby tylko one wiedziały...

- Co Ci wziąć? To, co zwykle?

- Tak, poproszę czarną kawę. Czarna jak moje serce i dusza.

- Czarny, co najwyżej to masz pas w sarkazmie lub babcine majtki, ale to już powinnaś sama zauważyć. – puszcza mi oczko i idzie zamówić kawę. Ja w tym czasie siadam na naszym stałym miejscu.

- Jak stres przed spotkaniem? To Twój pierwszy poważny klient. Mam nadzieję, że pamiętasz, że dziś wychodzimy do klubu, aby to świętować. Już dałem znać ludziom w firmie, ale tylko tych, których lubimy. Idziemy do Moon się zabawić. W końcu mamy piątek.

- Jestem przygotowana i nie martwię się o spotkanie aż tak. Luiza nakreśliła mi trochę sytuację i opowiedziała o kliencie. To jej znajomy, z którym się spotyka od paru miesięcy. Wiem tylko, że nazywa się Charles Winter, mieszka od niedawna w Nowym Jorku. Podobno to jakaś gruba ryba. Poznali się przez znajomych i tak od słowa do słowa sprzedała mu mieszkanie.

- A co, jeśli to ten sam Charlie, o którym mi opowiadałaś? Zastanawiałaś się nad tym? Nazwisko nie jest typowe. – Matt spogląda na mnie podejrzliwie. Rozmawialiśmy o tym parę razy, ale to nie byłoby możliwe. Nie w tak dużym mieście.

- Matt, to nie jest możliwe, aby była to ta sama osoba. To miasto jest ogromne. Sprawdzałam w internecie i jest sporo osób, które nazywają się tak samo. Gdyby to był ten sam człowiek – w co nie wierzę – to byłby to ogromny niefart. Nie chciałabym mieć z nim nic wspólnego.

- Wiem, wiem. Po prostu myślę, że jeśli stanąłby na Twojej drodze po siedmiu latach, byłoby to przeznaczenie. Moglibyście wyjaśnić wszystko, czego wtedy nie zrobiliście. Mam świadomość, że nie daje Ci to spokoju, a bez tego nie ruszysz całkiem z życiem. Możesz siebie oszukiwać, ile chcesz, ale ja wiem swoje. Widzę, jak Cię to gryzie.

- Nie, zdecydowanie to nie będzie on. O czternastej spotkam się z człowiekiem i będę mogła Ci powiedzieć, że Twoja teoria spiskowa leży daleko od prawdy. Mogę nawet założyć się z Tobą.

- Dobra. Przegrany wynosi śmieci przez miesiąc.

Finalizujemy nasz zakład mocnym uściskiem i siedzimy jeszcze pół godziny plotkując o wieczornym wyjściu. Piątkowy wypad do Moon jest tym, czego dziś potrzebuję. Jednak wcześniej spotkanie z klientem.

Podjeżdżam przed czasem pod budynek. Nie lubię się spóźniać, a zapas czasu jest uspokajający. Mogę jeszcze raz spojrzeć na swoje plany, które są świetne i trafią w gust klienta. Od Luizy wiedziałam, co powinnam ująć, a czego unikać. Minimalizm był tym, czego klient oczekuje. W głowie pojawia się znajome imię. Odsuwam od siebie tą myśl jak natrętną muchę. Nie dziś, nie teraz. Biorę głęboki wdech i wchodzę do środka. Na wyspie kuchennej rozkładam projekty oraz włączam komputer. Mam przygotowaną prezentację w 5D, aby klient wiedział jak będzie to wyglądać. Spoglądam w ogromne lustro w przedpokoju i poprawiam swój wygląd. Wyciągam z torebki moje perfumy i prykam się na nadgarstkach. Delikatnie, bo nie chcę zapachem zdominować powietrza. To taki mój rytuał, który dodaje mi dodatkowej pewności siebie. Moje długie rude włosy opadają falami na plecy, a niebieskie oczy podkreślone czarną maskarą dodają im wyrazistości. Wygładzam niebieską koszulę i czarną ołówkową spódnicę, która sięga mi do kolan. Szpilki optycznie wydłużają moje nogi. Wyglądam elegancko i profesjonalnie. Jestem zadowolona z swojego wyglądu. Spoglądam na zegarek i widzę 13:59. Czas zacząć przedstawienie.

Zbliżam się do windy, która powoli sunie na piętro i czekam. Głęboki wdech i wydech. Dasz radę, bo jesteś najlepsza w tym, co robisz. Słyszę dźwięk, klient na miejscu. Drzwi windy otwierają się, a mnie brakuje słów. To nie może dziać się naprawdę.

- Madison.

W mojej słowie właśnie zaczęła grać muzyka cyrkowa. Tak, zdecydowanie to nadaje się do cyrku. Tego jeszcze w żadnym programie nie grali. Jeśli mogłabym wyobrazić sobie własną minę w tej chwili, to zdecydowanie przypomina klauna.

Cherry MomentsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz