Wiosna - MADISON (2016)

78 7 1
                                    

Madison

Liceum to podobno najgorszy okres w życiu człowieka. Osobiście minął mi bardzo dobrze. Będę zawsze wspominała z sentymentem. Mam wokół siebie cudowne osoby i wiem, że nie mogłam trafić lepiej. Cieszę się z zbliżającego się zakończenia roku szkolnego i rozpoczęcia studiów. W końcu zacznę uczyć się tego, co naprawdę mnie interesuje. Chcę projektować piękne wnętrza, które będą przykuwać uwagę. Będą nowoczesne, a jednocześnie przytulne. Moje portfolio będzie błyszczeć. Dostanę się do jednej z renomowanych firm, a w dalekiej przyszłości założę swoją własną. Klienci będą polecać mnie swoim znajomym, dzięki temu sieć kontaktów będzie ogromna. Do każdego z nich chce podchodzić indywidualnie. Dowiedzieć się wszystkiego, co będzie konieczne do stworzenia projektu. Zanim do tego dojdę, przede mną czas studiów. Zabawy, pierwszych miłości i nauki. Wybrałam studia w Nowym Jorku, bo mają dobry wydział związany z architekturą wnętrz. Złożyłam już podanie i czekam na odpowiedź. W akademiku będę razem z Sarą. Planujemy iść na tą samą uczelnię. Może kiedyś będziemy mieszkać obok siebie i nasze dzieci będą wychowywać się razem.

Z rozmyślań wyrywa mnie dźwięk telefonu. Leniwie podnoszę się z łóżka i spoglądam na niego. To Charlie. Uśmiech mimowolnie pojawia się na twarzy.

- Cześć Charlie! Czy o tej porze nie powinieneś być na treningu?
- Cześć Madi! Teoretycznie tak, ale rodzice potrzebowali pomocy, więc odpuściłem. Powiedziałem, że trening został odwołany. Inaczej nie mógłbym się z niego wykręcić.  Wiesz, że zbliża się rocznica ich ślubu i szaleją z przygotowaniami. – słyszę, jak wzdycha i najpewniej przeciera twarz ręką. Jego typowy ruch, kiedy jest zdenerwowany.
- Pamiętam. Antonio i Grace będą obchodzić swoją porcelanową rocznicę. To już za dwa tygodnie wielka impreza. Masz gotowy strój? Wypastowałeś swoje laczki, tak abyś mógł się w nich przeglądać? A przede wszystkim, twoi rodzice są gotowi?
- Prawie, ale tym najmniej się martwię. Dzwonię, bo chciałem zapytać, czy masz ochotę wybrać się ze mną na tą imprezę? Wiem, że to nie jest Twój klimat, ale byłoby mi łatwiej ją przetrwać, bo chyba zaczynam się stresować. Rodzice na pewno się ucieszą, jak przyjdziesz. Co Ty na to? Ubierzemy się ładnie, potańczymy, zjemy coś dobrego. Rodzice stawiają. – nie widzę go, ale domyślam się, delikatny uśmiech pojawia się na twarzy.

Czy w tym momencie chciałabym krzyczeć i tańczyć z radości? Owszem.

Czy moje serce zaczęło bić nienaturalnie? Bardzo możliwe.

Czy na chwilę przestałam oddychać i skupiać się na rozmowie? Zdecydowanie.

Do rzeczywistości przywraca mnie głos Charliego, który ponawia swoje pytanie.
- Halo? Jesteś tam – dopytuje.
- Tak, tak. Chyba musiałam stracić zasięg na chwilę – dobrze, że nie widzi mojej twarzy. Czuję, jak rumieniec pali mą skórę.
- To co, pójdziesz ze mną na rocznicową imprezę? – ostatnie słowo mocno przeciąga.
- Hm, niech się zastanowię. Darmowe jedzenie, tańce, podstarzali kawalerowie. Brzmi intrygująco. – na chwilę milknę i w końcu mówię - Jasne, że tak. Nie mogłabym sobie odmówić takiej imprezy.
- Bardzo zabawne. Podstarzali kawalerowie nie będą się do ciebie zbliżać. Już ja się o to postaram!
- A to niby dlaczego? Boisz się, że na mój widok im serce stanie? Albo jakaś ciotka będzie zazdrosna? – zaczynam się śmiać do słuchawki. Charlie coś mruczy pod nosem, ale nie rozumiem nic z tego, co mówi.
- Dobra, muszę kończyć, bo rodzice mnie wołają. Odezwę się później i dogadamy szczegóły. Pa!
- Pozdrów ich i do usłyszenia. - słyszę dźwięk zakończonego połączenia. Telefon wciąż trzymam przy uchu i próbuję przetworzyć, to co przed chwilą się wydarzyło. Dla kogoś z boku i nie znający historii, mogłabym wyglądać jak wariatka. Kładę się znów na łóżku i wierzgam nogami w powietrzu z radości.

Charles Winter. Dla mnie po prostu Charlie. Znamy się od dziecka, choć początkowo nie mogłam znieść jego obecności. W szkole podstawowej siedzieliśmy w jednej ławce. On sprawiający wrażenie aroganckiego i wyniosłego, co przypisałam do faktu, że jego rodzice prowadzą jedną z najlepszych kancelarii prawnych w Richmond. Bogaty syn znanych rodziców.  A obok niego ja – Madison Summer. Pyzata ruda dziewczynka z ogromną ilością piegów, które tworzą konstelacje nieba. Charlie już wtedy był wysoki i szczupły, a ja? No cóż. Od dziecka przejawiałam zamiłowanie do  białej czekolady i frytek, a miłość była tak silna, że odzwierciedlała się w moim wyglądzie. Dość, że byłam niewysokiego wzrostu, to jeszcze pulchna. Od małego byłam małą rozkoszną kuleczką. Nie, nie byłam gruba. Po prostu nigdy nie miałam wzrostu i figury modelki lub znanej gwiazdy. Kompletnie mi to nie przeszkadzało. Lubiłam siebie taką jaką byłam.

Nasza początkowa niechęć powoli zamieniała się w przyjaźń. Charlie okazał się nieśmiałym i nieco zamkniętym w sobie chłopakiem. Było to zaskakujące dla mnie, bo względem mnie zachowywał się całkiem inaczej. Dokuczał mi, bywał niemiły. Raz nawet oblał moją sukienkę kompotem w stołówce, a była to moja ulubiona. Jego wygląd dodatkowo podkreślał te cechy. Ciemne włosy, które miejscami kręcił się. Okulary, spod których spoglądały na mnie zielone oczy z drobinkami złota. U nikogo nigdy nie widziałam takiego koloru. W słońcu były wręcz hipnotyzujące. Zieleń jakby płonęła.

Pewnie, gdyby nie wspólny projekt, który musieliśmy wykonać – nie zmieniłaby o nim zdania. Pamiętam, jak starał się go zniszczyć za wszelką cenę. Niestety, udało mu się. Nauczycielka zapytała mnie, dlaczego nie jestem przygotowana. Miałam dwie opcje. Zrzucić winę na niego, co byłoby zgodne z prawdą lub przemilczeć jego występek. Wybrałam drugą opcję i powiedziałam, że zapomniałam o projekcie. Bez względu na wszystko, nie chciałam mu dać satysfakcji, że powiedziałam o tym nauczycielowi. Wiem, że na to liczył. Myślę nawet, że był tego pewny. Stał zaskoczony moją reakcją, a ja w głowie przybijałam sobie piątkę. Sprytne zagranie jak na jedenastolatkę. Potem przestał mi tak dokuczać, a ja czułam, że to zagrywka. Był dla mnie jednym z tych bogatych dzieciaków, które mogą patrzeć na innych z góry. Mijały lata, a nasza przyjaźń stała się codziennością. Wciąż sobie dogryzamy, tak jak to robią przyjaciele.

Znamy naszych rodziców, wiemy o sobie wszystko. Prawie wszystko. Charlie nie zdaje sobie sprawy, że poczułam do niego coś więcej niż tylko przyjaźń. Jak to mówią w slangu młodzieżowym, poczułam do niego mięte. Nie mogę mu tego powiedzieć, bo straciłabym przyjaciela. Nasza przyjaźń jest dla mnie zbyt cenna, bym mogła z niej zrezygnować. Niektóre osoby w szkole dziwią się, że taki chłopak przyjaźni się ze mną. Charlie od zawsze przykuwał uwagę damskiej widowni. Wysoki, wysportowany, z chłodnym spojrzeniem. Inteligentny. Nie przejmuje się opinią innych osób. Czy mam dalej wychwalać go pod niebiosa? Można powiedzieć, że młody bóg chodzi po Richmond. Nawet wtedy, kiedy nosi za duże ubrania. Widzę twarze dziewczyn, które spoglądają na niego. Jestem prawie pewna, że mają ołtarzyk z jego zdjęciem i zapalają świeczki. Ślinią się na jego widok. Podrzucają karteczki z numerami, walentynki. Wieczorami wypowiadają modlitwy przy ołtarzyku, aby obdarzył je choć jednym spojrzeniem. Ewentualnie jakieś tańce godowe. Mogłabym razem z nimi tańczyć, ale jak wspominałam – jestem małą rozkoszną kuleczką. Od podstawówki w tej kwestii niewiele się zmieniło. Poza wzrostem. Odrosłam od ziemi więcej niż spodziewałam się.

Cieszę się, że zaprosił mnie na imprezę rodziców. Grace już kiedyś wspominała o tym wydarzeniu. Nie liczyłam na zaproszenie, bo chcieli tylko najbliższą rodzinę i paru znajomych. Skromna impreza, choć jestem przekonana, że cała oprawa nie będzie miała z tym słowem nic wspólnego. Jednak, skoro Charlie zdecydował się mnie wziąć jako osobę towarzyszącą, to znaczy, że jemu też na mnie zależy?

Cherry MomentsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz