31

435 41 7
                                    

Przepraszam że tak długo nie wstawiałam rozdziału przysięgam że teraz będą owiele częściej czyli minimum raz na tydzień  JESZCZE RAZ PRZEPRASZAM

---

Obudziłam się rano. O dziwo, wyspałam się i nie miałam koszmaru. Byłam spokojna, co rzadko się zdarzało... Wstałam i poszłam się ogarnąć. Podczas mycia się czułam, że coś dzisiaj będzie nie tak... Nigdy nie byłam tak spokojna. Nie wiem, co się dzisiaj stanie, ale jest to niepokojące. Aby zapomnieć o tym, co gnębi moje myśli, zanurzyłam się cała w wannie. Wstrzymałam oddech i cieszyłam się ciszą. Jednak po chwili szybko się wynurzyłam. Wiem, to dziwnie wygląda. Panicznie boję się wody, a tu nagle takie coś? Co nie? Nie boję się już brać kąpieli. Jeśli nikogo nie ma, wiem, że nic mnie nie porwie czy coś, i w każdej chwili mogę się wynurzyć. Nie boję się więc brania kąpieli w wannie ani mycia pod prysznicem, ale basen czy inne, większe zbiorniki wody są przerażające.

Wynurzyłam się z wody, gdy kończył mi się tlen, i umyłam włosy. Po umyciu ich wyszłam z wanny na ręcznik podłożony przy wannie, aby nie nachlapać na podłogę. Wytarłam się i wysuszyłam włosy. Nawet nie patrzyłam w lustro, po prostu nie chciałam.

Ubrałam bluzę z długim rękawem i kapturem. Oczywiście spodnie też. Włosy zostawiłam rozpuszczone.

Zeszłam do kuchni, gdzie spotkałam gospodynię.

– Witaj, Lili! – krzyknęła radośnie, widząc mnie.

Za głośno... pomachałam ręką na przywitanie.

– Tosty francuskie na śniadanie? – zapytała, a ja pokiwałam głową ochoczo na tak.

Usiadłam przy stole i patrzyłam się pusto w okno z widokiem na ogródek. Po chwili czekania przed sobą miałam tosty. Podczas jedzenia tej niebiańskiej potrawy przyszedł Will ubrany w garnitur.

– Hej, malutka. Jak tam? – zapytał, od razu uśmiechając się miło.

Odwzajemniłam uśmiech i pokazałam kciuk do góry. Will podszedł do mnie, a gdy stał, zabierając mi kawałek tosta, objął mnie ramieniem. Ej... Mój tost... Już po chwili go nie było, a ja skończyłam jeść, więc odłożyłam talerz do zmywarki i wróciłam do swojego pokoju. W sumie to nic szczególnego nie robiłam, dopóki nie przyszedł mi SMS przyjdź do biblioteki od Vincenta. Zestresowałam się lekko, nawet nie wiem czemu. Przecież nic nie zrobiłam... A nie... no tak, przecież uciekłam do lasu i wspięłam się na drzewo. Sprawiałam też kłopoty...

Nie chcąc oberwać za spóźnienie, szybko wstałam i poszłam do biblioteki. Gdy już weszłam, zobaczyłam Vincenta.

– Siadaj – wskazał ręką na kanapę przed nim.

Szybko zajęłam miejsce, najbardziej jak mogłam kryjąc moje zestresowanie. Vincent mierzył mnie swoim lodowatym wzrokiem przez chwilę, po czym zaczął:

– Więc. Słyszałem o wszystkim, co się stało podczas twojego i reszty wyjazdu, ale nie o tym chcę porozmawiać. Stwierdziłem, że dobrze ci zrobi pójście do szkoły. Będziesz chodzić do tego samego liceum co Dylan, Shane i Tony – przerwał na chwilę, by zobaczyć moją reakcję. Nie widząc jej, kontynuował: – Mundurek powinien przyjść w niedzielę, tak samo inne rzeczy. Przypomnę jeszcze, że nie zgadzam się na jakiekolwiek randki z płcią przeciwną. Rozumiemy się? – zapytał.

Pospiesznie pokiwałam głową.

– Dobrze... więc z tych przyjemnych rzeczy. Jak było na wyjeździe? Chłopaki ci nie dokuczali? – zapytał jak zwykle lodowatym tonem.

Mimo że się wzdrygnęłam, zrobiło mi się miło, że zapytał.

Było miło. Nikt mi nie dokuczał – pokazałam w języku migowym.

Vincent kiwnął głową i pozwolił mi iść do pokoju.

Liliana Monet (Rodzina Monet)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz