miłej lekturki, cieniary! — wika
Teodorowi udaje się wybiec z komnaty w ostatniej chwili — sekunda zwłoki, a w twarz buchnąłby mu czarny, piekielny ogień, który Cień niespodziewanie wypluł w jego stronę. Roztrzęsiony chłopak trzaska drzwiami i biegnie czym prędzej przed siebie, ani myśląc o tym, że ma bose stopy, a na zewnątrz jest już szalenie zimno, i że zostawił swój płaszcz na wieszaku.
O mój Cieniu! — myśli rozgorączkowany, zwalniając kroku, dopiero gdy oddala się na tyle, że traci poczucie orientacji w terenie. Zaatakował mnie mój własny sługa. Mój Chroniący. CHRONIĄCY!
Doprawdy nie wie, co ma począć. Stopy bolą go z zimna do tego stopnia, że zaczynają go wręcz parzyć i chłopak zaczyna martwić się, że lada moment nabawi się poważnego odmrożenia. Przez chwilę zastanawia się nad pójściem do komnaty Zixi, ale za bardzo się wstydzi. Gdyby zapukał do drzwi przyjaciela w środku nocy, musiałby wyjawić prawdę, a na to nie jest ani krztynę gotowy. Powrotu do siebie także nie bierze na razie pod uwagę. Na samą myśl o kolejnej konfrontacji z buntowniczym Cieniem zalewają go fale dreszczy.
Z bezsilności zatrzymuje się w pół kroku, kuca i obejmuje kolana, zanosząc się spazmatycznym szlochem. Już dawno temu zbierało mu się na płacz; walczył dzielnie z każdą łzą, która próbowała wydostać się z jego oczu, lecz teraz nie potrafi dłużej się powstrzymywać. Dzień inauguracji w Akademii Cieni miał być niezapomniany, owszem, ale z zupełnie innego powodu. Teodor miał być przede wszystkim radosny i podekscytowany, tymczasem kipią w nim strach, frustracja i ogromne, przeogromne rozgoryczenie.
— Czym sobie na to zasłużyłem? — mamrocze, ukrywszy zapłakaną twarz. — D-dlaczego on... Dlaczego on się mnie nie słucha?
— Przepraszam, że przeszkadzam...
Teodor porusza się niespokojnie, a w efekcie traci równowagę i upada tyłkiem na kamienne płytki. Szeroko otwartymi oczyma skanuje zbliżającą się ku niemu sylwetkę młodego mężczyzny. Rozpoznaje go chwilę później, gdy światło latarni pada na smukłą, przystojną buzię.
— D-dziewiątka?
— Dziewiątka? — powtarza nieco skonfundowany nieznajomy. Zatrzymuje się kilka kroków przed Teodorem. — Widzieliśmy się już wcześniej, prawda? Jesteś chłopakiem od wieczornej rutyny z północy. Czy mógłbym ci jakoś pomóc?
Gdyby Teodor spotkał teraz kogoś innego, najpewniej spaliłby się ze wstydu. Z jakiegoś powodu jednak nieznajomy, z którym wymienił parę słów kilka godzin temu, sprawia, że chłopak ociera łzy z policzków i podnosi się z ziemi, nieco się uspokajając. Przez chwilę nie myśli nawet o swoim bezimiennym Cieniu, skupiając swą uwagę na tajemniczym jegomościu, który po raz kolejny pojawił się przed Teodorem w momencie, kiedy ten tego potrzebował.
— Nie wiem, czy ktokolwiek może mi pomóc — mówi, otrzepując spodnie.
— Domyślam się, że przechodzisz trudne chwile...?
CZYTASZ
SLM: PRZYĆMIEWAJĄC KSIĘŻYC
FantasyPrzez całe dziewiętnastoletnie życie Teodor nie mógł doczekać się, kiedy wkroczy w dorosłość i przywoła z Ciemności własnego Cienia. W końcu od zawsze powtarzano mu, że jest wyjątkowy i że stanie się wspaniałym Panem, który będzie mógł kontynuować c...