miłej lekturki, cieniary! — wika
Teodor wciąż nie może się poruszyć. Oczy ma szeroko otwarte, wpatrzone w zbliżonego do niego mężczyznę. Ciepło obcych warg dociera do niego z krótkim opóźnieniem. Są miękkie, napierają na usta Teodora z pewną natarczywością. Dziwaczne, piekące mrowienie rozlewa się po jego skórze, począwszy od brody; następnie Teodor czuje je na swojej szyi i po raz ostatni w okolicach mostka.
Cień odsuwa się od niego i teraz znów patrzy mu prosto w oczy. Wtem w głowie Teodora pojawia się głupia myśl, że być może trafił mu się wyjątkowy, niemy sługa. Dlaczego wciąż się nie przedstawił? Powinien był podziękować za uwolnienie go z Ciemności i wypowiedzieć swoje imię, jeszcze zanim pocałował nowego Pana. Czyżby czekał, aż chłopak zrobi to pierwszy?
— Y-yu Teodor — mamrocze więc Chroniony, nie mogąc wytrzymać dłużej wiszącej między nimi ciszy. Brakuje mu odwagi, aby rozejrzeć się dookoła. Jest pewien, że wszyscy się w nich wpatrują i że z niego żartują. — Jestem Yu Teodor z rodziny Kim Yu, syn Yu Taehoona... a ty?
Cień marszczy brwi, lecz nadal nie wypowiada ani słowa.
— Proszę zejść z placu! — krzyczy ktoś z oddali. — Kolejni Panowie czekają!
Teodor prostuje się i zadziera brodę, wciągając powietrze przez nos. Nie chce dać po sobie poznać, że wewnątrz cały drży, że zalewają go coraz intensywniejsze dreszcze, że ma ochotę się rozpłakać. Odwraca się na pięcie i rusza przed siebie. Schodząc z placu, boi się choćby obejrzeć przez ramię, by upewnić się, iż Cień za nim podąża. Jest mu wstyd. Wie, że ktoś już na pewno nagrał jego upokarzające wystąpienie, a za chwilę wideo trafi do jego ojca i przez resztę wieczoru Teodor zmuszony będzie wysłuchiwać, jak bardzo zhańbił całą rodzinę Kim Yu.
Gdy staje obok Zixi i Yao, jego przyjaciel lustruje wzrokiem milczącego, bezimiennego Cienia i uśmiecha się zadziornie, wysuwając język. Jeszcze chwila, a go poliże.
— Wow — mówi, gapiąc się na jego odkrytą klatkę piersiową. Każdy mięsień jest tak widoczny i podkreślony, jakby pod skórą Chroniony nie miał ani grama tłuszczu. — Jak on ma na imię? Chyba przeoczyłem moment, w którym się przedstawiał.
Teodor też chciałby to wiedzieć. Chichocze nerwowo i kiwa w stronę Cienia Zixi.
— Jesteście tego samego wzrostu — rzuca pogodnym tonem, udając, że wcale nie znajduje się o krok od zemdlenia ze stresu. — Cześć, Yao. Opiekuj się dobrze moim przyjacielem.
Z bliska Yao wcale nie wygląda tak onieśmielająco. Twarz ma nieco zaspaną i co chwila ziewa, jakby Zixia przywołał go na Ziemię, przerywając co najmniej stuletnią drzemkę. Jego buzia jest okrągła i płaska, skóra jasna jak porcelana, a do tego nieskazitelnie gładka i lśniąca. Teodor jest pewien, że Zixia jeszcze tego samego wieczoru będzie wypytywał go o zdradzenie swojej pielęgnacji. Potem będzie zacieśniać z nim więzy, zachęcając do wzajemnego nakładania sobie nawilżających maseczek w płachcie.
CZYTASZ
SLM: PRZYĆMIEWAJĄC KSIĘŻYC
FantasíaPrzez całe dziewiętnastoletnie życie Teodor nie mógł doczekać się, kiedy wkroczy w dorosłość i przywoła z Ciemności własnego Cienia. W końcu od zawsze powtarzano mu, że jest wyjątkowy i że stanie się wspaniałym Panem, który będzie mógł kontynuować c...