Rozdział 1

4 0 0
                                    

Obudziły mnie krzyki dochodzące z salonu. Można się domyślić, że to moi pijani rodzice i ich przyjaciele. Pewnie znów urządzili sobie imprezę, zapominając, że nad nimi są ich dzieci. Zerknęłam do łóżka obok, ale po mojej siostrze nie było śladu. Wzięłam telefon, zapaliłam latarkę i cicho zawołałam Mię. Gdy światło padło na małe biurko, dostrzegłam skuloną postać i usłyszałam ciche pochlipywanie.

„Hej, mała, co się dzieje?" – zapytałam, mając nadzieję, że dziewczynka mi odpowie. Jednak w odpowiedzi zapanowała cisza. Podeszłam powoli, usiadłam na zimnej, drewnianej podłodze i delikatnie objęłam jej ramiona. Nie lubiłam, kiedy płacze; zawsze wtedy myślałam, że to wszystko przez mnie.

„Boję się" – wydukała nieco głośniej.

„Wiem, kochanie" – pogłaskałam ją po główce. Godziny mijały, a dudniąca muzyka ucichła. Zapewne wszyscy zasnęli. Położyłam moją siostrę do łóżka i usiadłam obok na małym fotelu. Od kilku dni chodził mi po głowie pewien pomysł. Chciałam uniknąć kolejnej awantury lub imprezy rodziców, więc po długim rozmyślaniu postanowiłam uciec z domu. Wiedziałam, że to nie jest najlepszy pomysł, ale nie widziałam innego wyjścia. Nie chciałam, aby moja mała gwiazdka znów przeżywała piekło. Jedno wiedziałam na pewno: jutro zaczynamy pakowanie.

Rano obudziły mnie promienie słońca przenikające przez zasłonięte okna. Wstałam, ziewnęłam i wzięłam do ręki telefon, by poszukać biletu na samolot. W nocy w mojej głowie narodził się plan, by uciec z Los Angeles do San Francisco. Rok temu założyłam nowe konto bankowe, by rodzice się nie dowiedzieli, i odkładałam tam trochę pieniędzy. Przez ten czas uzbierało się ich wystarczająco, więc cieszyłam się, że na pewno starczy nam na bilet. Kupiłam dwa na dwudziestą trzecią i odłożyłam telefon na szafkę nocną. Uchyliłam okno, wpuszczając świeże powietrze, a następnie otworzyłam drzwi i cicho skierowałam się do kuchni.

Przechodząc przez salon, zauważyłam kawałki szkła na podłodze i śpiących ludzi. Kiedy dotarłam do lodówki, otworzyłam ją, ale w środku nie było nic oprócz alkoholu i jednej małej kanapki. Westchnęłam cicho i wzięłam kawałek chleba z serem i ogórkiem. No nic, znów na głodnego. Pognałam do pokoju, położyłam talerz na stoliku nocnym i usiadłam na skraju łóżka.

„Miu, wstajemy" – potrząsnęłam lekko ramieniem blondynki.

„Mmm, jeszcze pięć minut" – burknęła, odwracając się w drugą stronę.

„Gwiazdeczko, wstajemy" – powiedziałam. „Musimy zacząć się pakować". Gdy dokończyłam, mała blondynka otworzyła szeroko oczy i przeanalizowała moje słowa.

„Pakować?" – powtórzyła z zachwytem. „Proszę, powiedz mi, że to jest to, o czym myślę".

„Tak, to to, o czym myślisz" – zaśmiałam się. „Tylko cicho, aby nikt poza nami się o tym nie dowiedział". Wyciągnęłam mały paluszek na znak, a dziewczynka zrobiła to samo. Potem usiadłyśmy na podłodze i zaczęłyśmy się pakować. Ustaliłyśmy, że do jednej walizki włożymy wszystkie nasze ubrania, a do drugiej koce, poduszki i ładowarki. Do mojej torebki spakowałam chusteczki i powerbanka.

Gdy spojrzałam na ekran telefonu, prawie się zakrztusiłam. Pakowałyśmy się od dwunastej, a była już piętnasta. Mimo że miałyśmy niewiele rzeczy, zajęło nam to trzy godziny. Mia była już strasznie zmęczona, więc położyła się na łóżku, a ja dopinałam ostatnie szczegóły dotyczące mieszkania. Nie było ono duże, ale wystarczyło dla nas dwóch.

Mogłoby się wydawać, że szesnastoletnia dziewczyna nie potrafi kupić mieszkania, ale ja byłam do tego przyzwyczajona. Od dziecka musiałam zajmować się Mią: przebierać ją, karmić i usypiać. To było trudne, ale z czasem zrozumiałam, że wszystko spoczywa na moich barkach. Opłacanie domu, wody i prądu stało się moją codziennością. W końcu uświadomiłam sobie, że tak nie może być. Spojrzałam na telefon i uśmiech zagościł na mojej twarzy. Za niecałe osiem godzin rozpocznę nowe życie – z dala od pijanych rodziców.

Dziękuję CiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz