7. Wszystko będzie zależało do twojego następnego kroku

54 20 13
                                    

Gęsty tuman osiada wszędzie, a jego ciężkie kłęby mozolnie popychane są przez gwałtowne podmuchy wiatru. Mimo ograniczonej widoczności, dostrzegam ich. Jest ich czworo. Wyłaniają się spomiędzy mgły. Nie! To nie mgła. To jakby piaskowa burza. Jestem na pustyni? Nagły podmuch sprawia, że drobinki pyłu wpadają mi do oczu. Piach zgrzyta mi między zębami i czuję go w nosie. Przesłaniam twarz przedramieniem, ale i tak dostał się pod powieki. W uszach dudni serce. Nie, to nie serce. To tętent. Pięściami przecieram łzawiące oczy. Szczypią, ale w końcu udaje mi się pozbyć natrętnego pyłu. Przejeżdżam językiem po zębach, zbierając z nich drobne kamyczki, by pozbyć się ich wraz ze śliną. Wiatr jest coraz silniejszy. Smaga silnymi podmuchami moje ciało. Spoglądam przed siebie. Jeźdźcy są coraz bliżej. Tak, teraz jestem w stanie stwierdzić, że to, co słyszę, to stukot końskich kopyt. Irytująco rozbrzmiewa mi w uszach. Ponad ramionami przybyszów widzę kontury skrzydeł. Mrużę oczy, próbując dostrzec twarze nieznajomych. Szarpnięcie w okolicach łopatek sprawia, że omal tracę równowagę. Mam wrażenie, jakby coś przytwierdzone do moich pleców usilnie stawiało wiatrowi opór. Zerkam za siebie i dostrzegam czarne pióra, których krawędzie pokrywa złoty pył. Już mam wyciagnąć rękę by sprawdzić, czy aby na pewno są prawdziwe, gdy znienacka kolejny porywisty podmuch sprawia, że coś obija mi się o łydkę. Spoglądam w to miejsce. Dostrzegam miecz. Jest przytwierdzony do mojego pasa. Klinga odbija jasne światło słońca. Nagły błysk promienia jest tak oślepiający, że odwracam głowę i zamykam na sekundę oczy. A kiedy je otwieram, widzę sufit z zaschniętą żółtawą plamą.

Co. Jest?

Rozglądam się na boki. Rozpoznaję salę, w której znajdowałam się nim... ja pieprzę, skoczyłam z czwartego piętra. Co mi strzeliło do głowy?! Bo... bo najwyraźniej postradałam rozum, skoro potem widziałam anioła i demona.

Diabła - poprawiam się w myślach, po czym przewracam oczami, jakby to miało jakieś znaczenie. To i tak był tylko wytwór mojej wyobraźni.

Subtelny zapach jakichś kwiatów skłania mnie do pobieżnej obserwacji pomieszczenia. Nic się nie zmieniło, za wyjątkiem żółtych tulipanów. Wyglądają na świeże. Kiedy mrużę powieki, jestem w stanie dostrzec taniec barw od intensywnie żółtej po czerwonawą przy samych krawędziach. Mrugam kilkakrotnie, zdumiona. Nie zauważyłam, żebym wcześniej miała tak dobry wzrok. Zaskakuje mnie także, że kwiaty pachną tak intensywnie, iż mój nos wyłapuje tę woń nawet tutaj. Wiem, że to z pewnością miły gest od Debbie. To jej ulubione kwiaty. Zresztą, ona kocha wszystkie rośliny i gdybym jej tylko na to pozwoliła, zamieniłaby nasz pokój w akademiku na oranżerię.

- Widzę, że czujesz się lepiej - drgam na dźwięk nieznanego mi głosu.

Zerkam w stronę wejścia. W progu zauważam mężczyznę w białym kitlu. Jest w wieku moich rodziców. Twarz zdobi zadbany zarost, skrywający wąskie usta, które teraz rozciągają się w przyjaznym uśmiechu. Chyba farbuje włosy, są nienaturalnie czarne. Do kieszonki przyczepiony ma identyfikator. Skupiam się na rozmazanych literach i nagle, jakimś cudem, bez problemu odczytuję jego nazwisko.

Doktor Joshua Corrmick.

- Kim pan jest? - pytam.

- Twoim lekarzem prowadzącym, Kalipso. Rozmawialiśmy wczoraj.

- Wczoraj? Przecież wczoraj był u mnie doktor Haven.

A właściwie z dwoma. Hammiel i Sammael, chyba tak mieli na imię.

Niemożliwe. Nikt o takim nazwisku tu nie pracuje, jednak... - wzdycha, zerkając w notatki.

Niespodziewanie słyszę uporczywe szumy, gwar, pokasływania. Dźwięki, których chwilę temu w ogóle tu nie było. Narastają. Irytują. Nie było ich tu wcześniej. Leżałam przecież w totalnej ciszy, a teraz mam wrażenie, jakby ktoś naraz odpalił kilka stacji radiowych i próbował ustawić je na tym samym poziomie głośności.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: 4 days ago ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

PIĄTYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz