Miałem do załatwienia jeszcze kilka spraw na mieście – głównie urzędowe formalności, które były dla mnie jedynie przykrym obowiązkiem. Przechadzając się w pobliżu kampusu, moją uwagę przykuł billboard z zaproszeniem na otwarty wykład dotyczący uzależnień międzyludzkich. Spojrzałem na zegarek; wydarzenie miało rozpocząć się za niecałe trzydzieści minut.
A co mi szkodzi? Moja ciekawość naukowa wcale nie osłabła, odkąd zrezygnowałem z kariery chirurga. Wręcz przeciwnie – teraz, mając więcej wolnego czasu, mogłem pozwolić sobie na zgłębianie innych dziedzin. Postanowiłem spróbować. Chwilę później zająłem miejsce w wykładowej auli, która, ku mojemu zdziwieniu, okazała się dość przytulna.
Przypomniała mi o czasach studiów. Ten rodzaj sentymentu, który zostaje z człowiekiem na dłużej. Studia były jedynym etapem w moim życiu, który wspominam z jakimkolwiek uznaniem – ciągłe imprezy, codzienne chlanie, atrakcyjne kobiety. Może dlatego na widok uczelni na mojej twarzy pojawił się cień uśmiechu.
Jednak już po kilkunastu minutach zdałem sobie sprawę, że wykład nie wnosił niczego nowego do mojego życia. Ton prelegenta był monotonny, a treści – banalne i powierzchowne. Miałem wrażenie, że zaraz umrę z nudów i na zawsze wrosnę w mury tej uczelni, niczym stary dąb, który zbyt długo tkwił w jednym miejscu.
Wszystko jednak zmieniło się w chwili, gdy na podium wkroczyła ona – delikatna blondynka o subtelnych rysach, ale spojrzeniu pełnym energii. Wystarczyła chwila, by zrozumieć, że ma w sobie coś niezwykłego. Z jej słów biła pasja, a każdy gest zdradzał głęboką fascynację tematem. W oczach płonął ogień, który nie tylko rozbudził mnie, ale porwał całą salę. Słuchałem jej jak zahipnotyzowany. Ton jej głosu niósł ze sobą uzależniające wibracje, a każde wypowiedziane przez nią słowo miało ciężar i znaczenie, jakby przekazywała coś więcej niż tylko wiedzę.
Była uosobieniem tego, czego tak bardzo brakowało w poprzedniej części wykładu – świeżości, zapału, prawdziwej chęci dzielenia się swoim entuzjazmem z innymi. W tamtym momencie poczułem, jakby świat na chwilę się zatrzymał, a wszystko, co istniało, to ona i jej słowa.
– Kim ona jest? – zapytałem osobę siedzącą tuż obok, zauważywszy w jej ręce broszurę informacyjną. Młoda kobieta o azjatyckich rysach twarzy zerknęła na mnie spod wielkich szkieł kontaktowych.
– To doktor Charlotte Astor – zmusiła się do niechętnej odpowiedzi.
– Mhm – przyjąłem do wiadomości.
Chciałem podpytać jeszcze o kilka istotnych elementów, ale zważywszy na niechęć młodej azjatki, szybko zmieniłem zdanie. Wysunąłem z kieszeni najnowszy model iPhone'a i bezzwłocznie znalazłem w wyszukiwarce ów panią doktor.
Charlotte Astor, mając zaledwie dwadzieścia siedem lat, zdążyła zdobyć tytuł naukowy i obecnie prowadzi własny gabinet psychoterapeutyczny. Zerknąłem na nią raz jeszcze, tym razem skupiając się na zewnętrznych detalach. Sprawiała wrażenie grzecznej dziewczynki z żelaznymi zasadami. To podobało mi się w niej najbardziej. Przekroczenie jej granic niewątpliwie wymagałoby znacznego zaangażowania i cierpliwości. Takie kobiety nie oddają się mężczyznom po jednej nocy. Była wyzwaniem; wyzwaniem, które postanowiłem przyjąć.
Charlotte włożyła granatową sukienkę do połowy uda, i choć jej krój był biznesowy, gładki materiał kurewsko dobrze na niej leżał, opinając każdą krzywiznę jej ciała. Szpilki tego samego koloru i ta cholerna bordowa pomadka dodawały jej seksownego uroku.
Rozpoczął się kolejny etap brudnej gry, a panna Astor stała się moim nowym celem – można to ująć jako: „do zrealizowania przed śmiercią".
CZYTASZ
DEATH DIARY 🍒
RomanceONA prowadzi życie uporządkowane - psychoterapeutka o żelaznych zasadach, elegancka, powściągliwa. Każdy dzień jest przewidywalny, każda sesja terapeutyczna to kolejny krok w drodze do zdrowia jej pacjentów. Wszystko zmienia się, gdy na terapię przy...