Rindou spał. W końcu od kilku dni podczas których otrzymywał nocne zlecenia i nie wysypiał się najlepiej bo spał po dwie, trzy godziny, czuł, że w końcu wyśpi się pożądnie.
Jednak został obudzony a jego przekonanie o wyspaniu się zostało rozwiane przez chałas dochodzący z dołu. Próbował zignorować odgłos i zaczął przewracać się z boku na bok by znów oddać się w objęcia Morfeusza. Nic z tego. Chałas rozbrzmiał powtórnie.
- No kurwa.
Wymruczał zirytowany. Podniusł się do siadu, odrzucił szarą kołdrę, która okrywała jego ciało. Zerknął szybko na wyświetlacz telefonu by sprawdzić godzinę. Druga piętnaście.
W pokoju po mimo okien zasłoniętych ciemnoszarymi zasłonami i tak dało się co nieco dostrzegać. Trochę światła z korytarza dostawało się do wnętrza pokoju przez szczelinę pomiędzy drzwiami a podłogą.
Rindou wstał i powolnym krokiem podszedł do drzwi, wyjrzał na korytarz.
Nikogo nie było. Tylko drzwi do jego pokoju i pokoi Sanzu, Ran'a, Koko i Takeomi'ego.
Podszedł do barierki znajdującej się przy schodach na małym mostku prowadzącym na drugi korytarz gdzie pokoje mieli pozostali mieszkańcy.
Spojrzał na dół i zobaczył Sanzu leżącego na podłodze. Obok niegi stali Takeomi i Kakuchou.
Mężczyzna o fioletowo-niebieskich włosach westchnął i zaczął powoli zchodzić na dół po schodach.
- Ile wypił?
Zapytał stawiając bose stopy na coraz to niższych stopniach.
- Twierdzi, że dwa piwa i wciągnął trzy kreski chyba..
Takeomi zaczął się zastanawiać.
- Heroiny.
- Japierdole, jak ćpał ze mną to wzieło go już po półtorej kreski. Ciekawe, że udało mu się dojść aż tutaj.
Powiedział Rindou. Stanął przy leżącym na podłodze mężczyźnie i popatrzył na niego.
- Ćpunie, wstawaj.
Mruknął kopiąc go w bok.
- Będziesz kopać leżącego?
Wymruczał w podłogę lekko się śmiejąc.
- Ty mi tu nie rzucaj powiedzeniami tylko wstawaj. Po za tym wiesz, że w pokoju masz łóżko?
- No nie wiedziałem, wiesz!?
Rzucił złośliwie podnosząc głowę. Popatrzył na stojącego nad nim brata Ran'a i zaczął powoli podnosić się na równe nogi.
- Po prostu się wyjebałem.
Powiedział otrzepując się. Podszedł do stojących nieopodal Kakuchou i Takeomi'ego.
- Idziemy.
Mruknął.
- A ty.
Zaczął odwracając się w stronę Rindou trzymającego ręce w kieszeniach.
- Wracaj do siebie ćpunie.
- Kogo nazywasz ćpunem, co?
Wymruczał Rindou przewracając oczami.
- Jak wróciliśmy sam chciałeś ze mną ćpać.
- Pierdol się.
Powiedział różowowłosy po czym wyszedł przez uchylone drzwi.
- Dobra idziemy, wrócimy pewnie jakoś tak nad ranem.
- Okej. A właśnie, Kazutora się za nami stęsknił, to chodźcie pójdziemy dziś do Fantaseay.
- No okej, W sumie przydałoby się trochę rozerwać.
Powiedział Takeomi wychodząc z części mieszkalnej domu. Zostawił drzwi lekko uchylone.
- Koko ostatnio chodzi ciągle pogrążony w myślach i co jakiś czas klnie pod nosem.
Powiedział mężczyzna z blizną na twarzy.
- Inui?
- Raczej.
Westchnął Kakuchou przecierając twarz dłonią w czarnej rękawiczce.
- Zaczął wychodzić coraz częściej. Na pewno nie na zlecenia.
- Pewno znów się kurwi.
Zaówarzył Rindou.
- Tia.
- Kaku, chodź tu do cholery!
Usłyszeli krzyk Sanzu dochodzący z garażu.
- Dobra, to cześć.
- No cześć.
Pożegnali się i każdy poszedł w swoją stronę, Kakuchou skierował się do garażu a Rindou z powrotem do swojego pokoju.
Fioletowooki zamknął za sobą drzwi i rzucił się na łóżko, zaczął patrzeć w biały sufit, który o tej porze wydawał się być ciemnoszary.
- Niby po co znów sprzedaje swoje ciało?
Zaczął się zastanawiać.
- Przecież w taki sposób nie odzyska Seishu.
Rozmyślał.Wszycy byli zniszczeni, zatraceni, zepsuci, takich przymiotników możnaby wymieniać wiele w nieskończoność.
Każdy z nich, czy to Koko, Sanzu, Kakuchou czy on sam, każdy z nich gonił za własnym szczęściem. Oczekiwali lepszego jutra, choć każdy dzień wyglądał tak samo.
Zlecenia, ćpanie, pieniądze, alkohol, krew, morderstwa.
Odpowiadało im takie życie. Przynajmniej Rindou jeszcze nie słyszał by Koko nażekał na za małą ilość pieniędzy albo Sanzu na małą ilość kokainy lub mefedronu.
Mieli wszystko. A i tak Rindou czuł, że chciał czegoś więcej, tylko nie bardzo wiedział czego.
CZYTASZ
𝐙𝐚𝐭𝐫𝐚𝐜𝐞𝐧𝐢
ActionKolejny dzień. Kolejne zlecenie. Kolejny zabity człowiek. Kolejne zarobione pieniądze. Kolejne kreski na blacie szklanego stołu formowane czarną matową kartą płatniczą pewnego różowowłosego psychola. Kolejny alkohol. Kolejne imprezy. Kolejne kobiety...