– Emory, zapniesz mi sukienkę, proszę. Adrien gdzieś poszedł, a ja nie umiem tego gówna zapiąć – sapnęła moja matka, weszła do pokoju i siłowała się z zamkiem.
Spojrzałam na nią, odłożyłam pędzel do pudru na biurku. Zapięłam jej zamek bez problemu od długiej burgundowej sukni. Strój miał asymetryczny krój, z jednym odkrytym ramieniem, co nadawało szykownego efektu. Materiał przylegał do wyrobionego ciała, podkreślając sylwetkę. Na ramieniu była długa część materiał, która zwisała wzdłuż sukni. Posiadała także subtelne rozcięcie na dekolcie, co dodawało jej odrobiny seksapilu. Odgłos jej szpilek roznosił się po całym domu. Gdy podeszła do mnie poczułam ogromną woń drogich perfum.
Szykowaliśmy się środowy na bankiet. Zawsze ogarnialiśmy się na ostatnią chwilę. Jako rodzina Reidów byliśmy szanowani w mieście. Nie przepadałam za balami, które były organizowane przez bogate rodziny. Nawet nie wiedziałam kim byli ci ludzie. Chodziłam na nie, żeby dobrze się uśmiechać i robić mojej rodzinie jeszcze lepszą opinie. Najbardziej denerwowało mnie to, że organizowane były one w środku tygodnia i nigdy na weekend.
Moja mama wyszła z pokoju, a ja dokończyłam swój makijaż, który był bardzo delikatny i składał się z podstawowych produktów. Przed lustrem uczyłam się mojego nowego sztucznego uśmiechu. Sięgnęłam po moje ulubione trwałe perfumy i rozpyliłam się po szyi i nadgarstkach.
Czułam się bardzo ładnie, ale kompletnie nie widziałam w tym siebie. Ubrana byłam w elegancką, długą, czarną sukienkę o nowoczesnym i minimalnym kroju. Odsłaniała ramiona, co dodawało mi zmysłowości i podkreślało moje chude obojczyki. Krój był dopasowany, podkreślał szczupłą sylwetkę. Dodatkowym elementem były długie przezroczyste panele z lekkiego materiału, które opadały wzdłuż sukni i sięgając aż do ziemi. Włosy miałam spięte w ciasnego koka. Postawiłam na klasyczne czarne szpilki.
Niechętnie schodziłam na dół. Czekałam aż cała moja rodzina się wyszykuję i nareszcie zejdzie. Siedziałam na kanapie w salonie przeglądając media społecznościowe.
– Mamo, a mogę wziąć lalkę? – powiedziała moja młodsza siostra Valentina swoim irytującym piskliwym głosem.
Wstałam z narożnika i kierowałam się do holu. Ojciec ubierał swoje eleganckie czarne wypastowane buty. Podczas, kiedy moja mama kłóciła się na koniec domu z moją siostrą.
Tak wyglądały nasze każde wyjścia. Zawsze było wszystko na ostatnią chwilę. Wieczne kłótnie o drobiazgi, bo mojej matce coś nie pasowało, a tam ojciec czekał wkurzony na dole i wieczne płacze Valentiny. Dlatego tak bardzo nienawidziłam jakichkolwiek wyjść z moją rodziną.
– Dobra, możemy jechać – oznajmiła mama, która brała z komody kopertówkę.
Wyszliśmy z domu i kierowaliśmy się w stronę samochodu. Omal się nie potknęłam w szpilkach o kamienistą ścieżkę. Usiadłam z tyłu wraz z Valentiną.
Popatrzyłam się z pogardą na małą dziewczynkę. Wyglądała bardzo niewinnie, ale w jej oczach była ta iskra diabła. Usiadła na fotelu, a mama pomogła zapiąć jej pas. Kobieta podała mojej siostrze tableta i usiadła obok miejsca kierowcy. Ruszyliśmy, a ja w duchu modliłam się, aby droga minęła bez żadnych spięć. Po cichu leciała muzyka z radia. Oparłam się głową o szybę i wpatrywałam się w jasny księżyc, który był w pełni.
– Emory, uśmiechnij się – odezwała się rodzicielka, która już trenowała swoją sztuczną minę na pokaz.
Nie zareagowałam na jej obraźliwe słowa. Wysiadłam z samochodu, gdy pojawiliśmy się pod ogromną rezydencją.
Czy to jest jakiś film?
To była willa pieprzonego Aarona Mitchella.
Nigdy nie zwracałam uwagi na nazwiska osób do których szłam z rodziną. Dla mnie to były nieistniejące osoby.
CZYTASZ
Safe Flame
RomanceEmory Reid prowadziła uporządkowane, spokojne życie. Była wzorową uczennicą, zdobywającą najwyższe oceny w szkole i osiągającą najlepsze wyniki w każdym przedmiocie. Za jej sukcesami stali rodzice, którzy od najmłodszych lat zaszczepiali w niej ambi...