Rozdział 2.

4 3 0
                                    

Zajęliśmy miejsca w ostatniej ławce pod oknem, gdy do klasy wszedł on. Znienawidzony przez każdego, a w szczególności przeze mnie, profesor Theodore West.

Był on osobą dość odpychającą, która zapadała w pamięć, i to wcale nie w pozytywnym sensie. Miał tłuste, długie, ciemne kilka włosów na krzyż spięte w luźny kucyk, a jego niebieskie oczy emanowały wrogością, która potrafiła zniechęcić do siebie dosłownie każdego. Niedbały wygląd podkreślały znoszone marynarki i pogniecione koszule, które nosił w połączeniu z byle jakimi dżinsami, co tylko potęgowało wrażenie jego zaniedbania.

Był snobem, który z przyjemnością wywyższał się nad innymi, krytykując ich gust i wiedzę. Jego arogancja oraz sarkastyczne uwagi, zwłaszcza w moim kierunku, były nie do zniesienia. Każde jego spojrzenie pełne dezaprobaty sprawiało, że czułam się coraz bardziej zniechęcona do algebry. Nienawidziłam tych lekcji, nie tylko z powodu trudności w zrozumieniu materiału, ale przede wszystkim z powodu jego ciągłych złośliwości.

Z każdym dniem, gdy wchodziłam do klasy, czułam, jak jego niechęć wobec mnie narasta. Zdawał się czerpać satysfakcję z moich porażek, a jego sarkastyczne komentarze na temat mojej wiedzy tylko potęgowały moją frustrację. W jego oczach byłam jedynie kolejną uczennicą, która nie dorastała do jego wyidealizowanych standardów. To sprawiało, że lekcje stawały się dla mnie koszmarem, a moja niechęć do jego osoby rosła z każdą lekcją. Jego postawa była dla mnie nie tylko odpychająca, ale także demotywująca, co skutecznie blokowało moją chęć do nauki.

- Zabij mnie - mruknęłam pod nosem do przyjaciela, śledząc poczynania nauczyciela, który zamknął za sobą drzwi i bardzo powolnym krokiem zmierzał w stronę swojego krzesła.

- Clay, ściągnij pierścionek - powiedział przerażony Mike. Nim się obejrzałam, szarpnął moją prawą dłoń, szybko zdejmując srebrny pierścionek z palca, a następnie z udawanym strachem rzucając go na blat naszej ławki. Spojrzałam na niego zdezorientowana, a on z absolutną powagą wlepił wzrok w moje oczy. - Gollum wyczuję swój skarb.

Po tych słowach jego oczy błysnęły rozbawieniem, a ja nie zdążyłam powstrzymać się od parsknięcia. Natychmiast przyłożyłam dłoń do ust i spojrzałam na również rozbawionego swoim żartem Michaela.

- Carter, Clay. Czy chcecie prowadzić lekcje? - odezwał się profesor. Od razu oboje się wyprostowaliśmy i, próbując być poważni, patrzyliśmy na niego w ciszy. Mężczyzna odłożył na swoje biurko jakieś kartki, wpatrując się w naszą dwójkę z wymalowaną na twarzy pogardą. - Oboje nie należycie do szczególnie mądrych, więc na waszym miejscu zaczekałbym, co do powiedzenia ma osoba, która zaszła dalej niż wy kiedykolwiek zajdziecie.

- O kim profesor mówi? - zapytał blondyn obok mnie, a moje usta drgnęły, chcąc rozciągnąć się w szerokim uśmiechu.

- O sobie, Carter - odpowiedział ostro nauczyciel, a Mike przytaknął, spuszczając wzrok na ławkę i zagryzając dolną wargę, najwyraźniej też walcząc z rozbawieniem. - Wasze małe móżdżki nie pojmują nawet, jak wielka jest potęga przedmiotu, którego uczę, i jak niezmiernie potrzebni są tacy ludzie jak ja. Wy tak daleko nie zajdziecie. Wasze aspiracje sięgają dna.

- Dokładnie, mamy aspiracje zostać nauczycielami takimi jak pan - wypalił podirytowany Carter, a ja spojrzałam na niego przerażona.
Wiedziałam, że po tych słowach mamy już doszczętnie przewalone.

- Carter i Clay, zostajecie dzisiaj po lekcjach - powiedział stanowczo Theodore, po czym, jak gdyby nigdy nic, podszedł do tablicy.

- Czy ty nigdy nie potrafisz się zamknąć? - szepnęłam do przyjaciela, przecierając twarz dłońmi.

- Nie wytrzymałem - wzruszył ramionami, po czym włożył do uszu słuchawki i, założywszy kaptur na głowę, osunął się niżej na krześle.

- Dziś zajmiemy się równaniami kwadratowymi - powiedział West i zapisał na tablicy działania. - Zacznijmy od omówienia, jak rozwiązywać te równania. Otóż istnieją różne metody, ale dzisiaj skupimy się na dwóch. Faktoryzacja polega na przekształceniu równania do postaci iloczynowej, co pozwala nam znaleźć pierwiastki, natomiast wzór kwadratowy to uniwersalne narzędzie, które możemy zastosować do każdego równania kwadratowego. Wzór ten wygląda następująco.

Kolejny sznur cyferek, literek i nawiasów pojawił się na tablicy, a ja kompletnie nic z tego nie rozumiałam. - Pamiętajcie, że wyrażenie pod pierwiastkiem nazywamy deltą i to od jej wartości zależy liczba rozwiązań. Jeśli delta jest większa od zera, mamy dwa różne rozwiązania, jeśli równa zeru, jedno podwójne, a jeśli jest mniejsza od zera, rozwiązania nie istnieją w zbiorze liczb rzeczywistych. - głęboko westchnął po czym przebiegł wzrokiem po całej klasie - Zajrzyjcie na stronę siedemdziesiątą szóstą i zróbcie przykłady z zadania ósmego, dziesiątego i jedenastego. Po lekcji proszę położyć zadania do oceny na moim biurku.

Po tych słowach usiadł na miejsce, zajmując się swoimi papierkami, a ja, zrezygnowana, otworzyłam podręcznik. Kilka długich minut starałam się na siłę rozwiązać choć jedno równanie, ale absolutnie tego nie rozumiałam. Nienawidziłam tego nauczyciela i nienawidziłam algebry. Ten człowiek nie powinien był mieć styczności z młodzieżą, a co dopiero przekazywać jej swojej wiedzy.
Zdawałam algebrę tylko dzięki cudowi, jakim był internet, bo profesor nigdy nie zwracał na nas uwagi, gdy zajmował się swoimi sprawami. Wyciągnęłam więc telefon na ławkę i wstukałam treść zadań w wyszukiwarkę, po czym skrupulatnie zaczęłam przepisywać odpowiedzi na kartkę. Gdy skończyłam pierwsze zadanie, trąciłam łokciem Michaela, który do tej pory bazgrolił w rogu swojej książki. Blondyn przeniósł na mnie wzrok, a gdy zrozumiał, że ma ściągać ode mnie, poprawił się na krześle i zaczął przepisywać moje odpowiedzi.

My shadowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz