Czekał.
Gdy wyszła z lokalu, zamykając drzwi, dostrzegła, że siedział na ławeczce opodal. Rozwalony, w rozpiętej kurtce, z wyciągniętymi nogami. Wyglądał... dobrze. Nie miał w sobie postawy milicjanta, jaką obserwowała u mundurowych. Miał postawę niegrzecznego chłopca, który niejedno w życiu przeszedł i nie zamierzał ustępować z drogi słabszym od siebie. Słysząc pęk metalowych kluczy, zerknął w jej stronę, a potem się podrywał na nogi.
Dopiero teraz, w nocy, w świetle latarniach i rzucanych przez drzewa cieni poczuła wyraźnie taką nutę niepokoju. Był olbrzymi, muskularny i jego oczy opalizowały w półmroku. Był drapieżnikiem i świadomość, że zmierza w jej stronę, zadziałała na nią pobudzająco. Pozytywnie pobudzająco. Gdyby ktoś trzy tygodnie wcześniej powiedział, że będzie szła na spotkanie z drapieżnikiem i poczucie zagrożenia będzie ją podniecać, wyśmiałaby go. Ale tak właśnie było.
— Jak dzień?
Przystanął w bezpiecznej odległości, jakby nie był pewien, czy sobie życzy, by podchodził bliżej. Zerknęła za niego, klikając pilotem w kontroler metalowych żaluzji.
— Nawet nie — odparła, czując wypieki na policzkach. O Światłości, szła z nim na randkę! ...spotkanie, szła z nim na spotkanie. Gdy w końcu rolety opadły, zerknęła na niego. Widziała, że obserwował ją i w mroku te jego oczy tak załamywały światło, że z trudem powstrzymywała się od gapienia się na niego. — To... co teraz?
Ale była zestresowana!
— Jeśli zmieniłaś zdanie... — zaczął i musiała mieć zaskoczenie wymalowane na twarzy. Odchrząknął, opuszczając głowę. — Czuję twój strach, Mała. Jak się boisz, to...
— To stres — przerwała mu, nie wiedząc, co zrobić z rękami. Miała je tak spocone, że wytarła je pospiesznie w koszulę na udach i musiało to komicznie wyglądać. — Nie byłam na randce od lat i to zwykły stres, zwłaszcza po... no wiesz, bo tej głupocie, którą ci wysłałam.
Zaraz hamował uśmiech, opuszczał głowę. Potarł nawet usta, by nie pokazać kłów w zbyt szerokim wyszczerzu.
— To było... — odchrząknął. — Pobudzające. Nie ukrywam, nie spodziewałem się... Byłem nieprzygotowany na to, co przeczytałem, i... — Parsknął, po czym odchrząknął. — Jesteś pewna? Że nie chcesz, bym odprowadził cię na autobus?
Żeby poprzeć swoje słowa czynem, zrobiła kilka kroków w jego stronę, przystając blisko. Zadzierała głowę, by patrzeć mu w oczy i widziała, jak uśmiechnął się. To było miłe, że był gotów przyjąć jej zmianę zdania bez pretensji czy żali, i nawet był gotów ją odprowadzić, mimo kosza, którego by dostał.
— Jestem pewna — odpowiedziała w końcu, nie przedłużając. — To gdzie idziemy?
— Zaparkowałem niedaleko — odparł.
Nie próbował jej objąć ani złapać za rękę, tylko ruszyli obok siebie, krok w krok. Wieczór był... Chłodny. Bardzo. Pustynia tego wieczoru konkretnie przydzwoniła przymrozkiem i nim doszli na poprzeczną ulicę, zdążyła konkretnie zmarznąć. Obejmowała się ramionami i wyklinała siebie, że nie wzięła czegoś do narzucenia na ramiona! Ale ostatnia noc była duszna tak, że jej się cycki spociły, i...
Nawet nie wiedziała, kiedy zdjął swoją kurtkę i nałożył na jej ramiona. Ta była przyjemnie ciepła, wyścielona pluszem, i do tego pachniała... piżmem, i czymś jeszcze, czymś przyjemnym i słodkim. Perfumy?
— Dziękuję — wydukała, czując falę gorąca, jaka przelała się przez jej ciało. — Ale...
— Nie przyjmuję odmowy — powiedział, zerkając na nią. — Poza tym, moje futro grzeje mnie wystarczająco. Kurtka do tylko dla dekoracji i żeby ludzi nie straszyć — dodał. Faktycznie, jego przedramiona pokrywało gęste owłosienie. Nietypowe dla ludzi, ale nie tak gęste, jak u niedźwiedzia.
CZYTASZ
Miłość dwa razy na wynos!
RomanceNowy rozdział: środa i niedziela. Ma trzydzieści trzy lata, nieskończone studia i pracę zwykłej kelnerki bez perspektywy na jakąkolwiek zmianę. Od zawsze pracuje w małej restauracji Soft-Loft po kilkanaście godzin dziennie, oddając swoje najlepsze...