Rozdział 2

11 0 0
                                    

Kolejny dzień dla nemeczka był taki sam jak wczoraj, dalej był chory, spocony i słaby. Ta ciszę przerwała jego mama która weszła do pokoju z śniadaniem dla Ernesta.
Po jakimś czasie miska z płatkami i mlekiem była już pusta.
Dzień mijał dla nemeczka tak samo jak wczoraj, tylko leżał na łóżku i nic.
Po czasie, przewrócił twarz na bok i popatrzył na drzwi z których było słychać jakieś inne dźwięki, popatrzył na mamę będącą w kuchni a potem znowu na to miejsce gdzie wcześniej, do domu wszedł pewien chłopak.
Nemeczek odrazu rozpoznał że to Boka, ucieszył się.
Wtedy Janosz przez chwilę rozmawiał z mamą Ernesta ale po chwili jego wzrok przeszedł na chłopaka leżącego na łóżku.
Jego oczy się rozszerzyły, natychmiast podszedł do łóżka.
-nemeczek? Ty żyjesz.-
Bolą usiadł na krześle obok łóżka, pochylił się i przytulił Nemeczka.
Uśmiechnął sie delikatnie i dalej tulił Ernesta, był taki szczęśliwy że żyje.
-jak się czujesz?
Odsunął się trochę.
-tttak samo...
Odpowiedział słabo chory chłopiec.
-oh...-
Westchnął cicho Boka.
-co z placem?-
Spytał nagle i energicznie Nemeczek.
To pytanie było problematyczne dla Janosza, ponieważ na placu ma być kamienica, Boka nie chciał martwić i smucić Ernesta więc skłamał.
-wszystko git, nie jest tak samo bez ciebie.-
-może za nie długo będę mógł przyjść.-
-też mam taką nadzieję Erneście.-
Była chwila ciszy aż wkońcu nemeczek postanowił ją przerwać.
-co u chłopaków?-
-dobrze, też smucą się, dalej myślą że nie żyjesz.-
-czemu myślicie że ja nie żyje.-
Boka zamilczał.
-pamiętasz gdy byliśmy u ciebie, tutaj, wszyscy to ty wtedy najwyraźniej zemdlałeś, twoja mama podeszła do ciebie i dotknęła twych rąk i klatki piersiowej, najwyraźniej słabo oddychałeś i zimne ręce miałeś i twoja mama myślała że nie żyjesz.-
Nemeczek uważnie sluchał.
-aha...-
Cały dzień boki minął w domu Nemeczka.
A kolejne dni dla Ernesta były takie same jak zawsze, chory musiał leżeć w domu.
Byl juz ranek, następny dzień czyli, pierwszy dzień tygodnia, wszyscy chłopcy oprócz nemeczka, z placu broni... nawet nie wiadomo czy dalej ich tak nazywać można... byli w szkole.
Boka poinformował każdego że nemeczek jednak żyje na co każdy się bardzo ucieszył.
Wszyscy cieszyli się że Ernest żyje, długo trwało to szczęście, lecz chłopcy po długim czasie zmienili temat na plac.
-co z placem? Wkońcu?-
Spytał Czonakosz.
-będzie tam kamienica, nie mamy co zrobić...-
Odpowiedział zawiedzony Boka.
-nie możemy walczyć o plac? Jak robiliśmy to z czerwono skórnymi?-
Spytał Czele.
-Ale co my niby zrobić możemy?-
Zapadła cisza.
-nic nie zrobimy.-
Dodał Boka.
A w powietrzu dalej było głucho, tylko w oddali było słychać krzyki innych uczniów.
-Mam kit!-
Przybiegł Kolnay do chłopaków.
I to właśnie obok chłopców przechodził profesor Rac który był uczulony na ten cały związek zbieraczy kitu.
-przepraszam co? Co masz?-
Kolnay zamarł i schował kit za sobą, wyrzucając go gdzieś bo dobrze wie że Profesor Rac będzie kazał pokazać ręce i kieszenie.
-Nnnic... nic takiego.-
Weiss odrazu pomógł kolnayowi
-kichnął po prostu....-
Profesor Rac zmrużył oczy.
-jakbym usłyszał o tym przeklętym kicie, mam nadzieję że już tego związku całego nie macie. Pokaż ręce i kieszenie.-
Myśli kolnaya się sprawdziły i odrazu bez problemowo pokazał ręce i kieszenie, wyciągnął z nich parę Grajcarów i inne różne rzeczy.
Boka również był uczulony na ten cały związek ale przyglądał się akcji był pewien tak samo jak Weiss że związek zbieraczy kitu ma problemy.
Profesor Rac nie zauważył żadnego kitu i się wyprostował.
-macie szczęście, do widzenia.-
Odszedł a inni chłopcy odpowiedzieli to samo czyli do widzenia.
-gdzie masz ten kit?-
Spytał Weiss.
-jego tłuszcz z brzucha wciągnął.-
Powiedział Barabasz.
-Zamknij się!-
Zdenerwował się Kolnay, po chwili odwrócił się i podniósł kit z podłogi który już i tak był brudny.
-brudny? Taki to sobie wsadź wiesz gdzie.-
Dodał barabasz.
-no a co miałem zrobił, profesor szedł więc musiałem coś zrobić tak? Inaczej by nas przyłapał!-
Odpowiedział Kolnay.
-dobra i tak dużo mamy tego kitu już.-
Pocieszył czele.
-możecie przestać o tym kicie gadać?-
Zdenerwował się Boka i popatrzył na brudny kit.
-pożujcie ten, może zmądrzejecie.-
Zapadła cisza.
-Ale Boka, Kit to skarb!-
Powiedział barabasz.
-no właśnie!-
Dodał Lesik a po kolei inni chłopcy z związku z zbieraczy kitu.
Boka przewrócił oczyma.
-Ej idziesz dziś do Nemeczka?-
Spytał czonakosz zmieniając temat.
-chyba tak, a co?.-
-mogę iść z tobą?-
Boka czekał na jakieś pytanie, zdanie cokolwiek by zmieniło to temat.
Janosz bez problemu i namysłu odpowiedział szybko.
-jasne, jeszcze pytasz?-
Inni chłopcy też by chcieli odwiedzić Nemeczka ale mają obowiązki.
-też bym poszedł ale mam tą gimnastykę, jutro mogę pójść.-
Powiedział czele.
Rozmowa chłopaków trwała do dzwonka, a gdy tylko zadzwonił wszyscy ruszyli do klasy, na każdej przerwie rozmawiali aż do końca lekcji, Czonakosz i Boka poszli do Nemeczka a inni chłopcy do swoich domów, i przesiadywali tam całe popołudnie, zamiast pójście na plac...

Chłopcy z placu broni   2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz