Rozdział 3

9 0 0
                                    

Czonakosz i Boka byli już w drodze do domu Nemeczka, rozmawiali i plotkowali, aż wkońcu dotarli pod same drzwi.
Boka zapukał do drzwi które po chwili się otworzyły, w nich można było ujrzeć kobietę, mamę nemeczka która ich powitała z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Witajcie chłopcy, proszę wchodźcie.-
Odsunęła się od drzwi i otworzyła je szerzej.
-dzień dobry.-
Powiedzieli obaj, i powiedzieli weszli do mieszkania.
-już nie śpi.-
Poinformowała mama nemeczka a obaj chłopcy, Boka i Czonakosz usiadli obok łóżka.
Gdy Nemeczek zobaczył Czonakosza ucieszył się bardzo i też się przytulili, całe popołudnie Chłopcy spędzili u Nemeczka w domu, spędzając z nim czas.
Tymczasem w ogrodzie botanicznym, czyli w bazie czerwonoskórych, był każdy oprócz Feriego Acza, dopiero szedł do bazy.
Lecz był inny niż zwykle, był smutny, ponury i bez sił, obwiniał się że przez niego Nemeczek nie żyje, że to on go zabił...
Miał wyrzuty sumienia, był w drodze do ogrodu botanicznego, wbijał wzrok w ziemię i szedł dalej.
Ale wkońcu doszedł do miejsca spotykania w bazie czerwono skórych. ognisko się paliło i każdy czekał na Feriego Acza.
-musiałem się spóźnić, bo....-
Usiadł przy ognisku.
-cześć, coś się stało?-
Spytał starszy pastor.
-Ej no, Nemeczek nie żyje tak? To przez ze mnie.-
Zapadła chwila ciszy.
-czyli już o plac nie walczymy?-
Spytał Wendauer głupio.
-Oszalałeś? Nemeczek nie żyje, a ty o placu?-
Zdenerwował się młodszy pastor.
-nawet już nie ma o co walczyć, placu już nie ma.-
Zdziwili się wszyscy chłopcy, niektórzy spytali.
-Jak to?!-
-Będzie tam kamienica.-
Wszyscy zamilkli i była dłuższa chwila głuchej ciszy.
-współczuje im tak szczerze.-
Oświadczył Starszy Pastor.
-Ja też.-
-I to nie jest twoja wina.-
Powiedział młodszy pastor i spróbował pocieszyć, bo dla nikogo z tąd nie była to jego wina, ale Feri Acz jest uparty i raczej zdania nie zmieni.
-jak nie moja, To kogo?-
Powiedział Feri Acz.
- zastanawiałem się nad tym by zakończyć tą drużynę czerwono skórych.-
Zdziwili się niektórzy chłopcy i zmartwili.
-Cooo?!!!-
Zrobiło się głośno, wszyscy chłopcy byli smutni i zawiedzeni.
-Jak zakończyć?! Żartujesz prawda?-
Zmartwił się młodszy pastor.
-Ale z jakiej racji, zakończyć?-
Spytał Sebenicz.
Feri Acz myślał czy to na pewno dobry pomysł, nic się nie odzywał.
Starszy Pastor wzdychnął tylko i postarał się uciszyć innych, by nie było tak głośno.
-Feri Acz, chociaż daj se czas i pomyśl o tym, czemu zakończyć?-
Feri Acz patrzył w ziemię przez dłuższy czas i wkońcu odpowiedział.
-dobrze, pomyślę.-
Każdy dalej był w szoku że Feri Acz wpadł na taki pomysł, lecz wiedzieli że on to chłopak który wie czego chce, jest uparty więc nie warto było go namawiać lecz starszy Pastor jakoś to zrobił by chociaż pomyślał.
Po czasie chłopcy dalej o tym rozmawiali ale wkońcu zaczęli żartować o innych z szkoły, w ogóle rozmawiać by atmosfera była milsza.
-wiecie że do szkoły Chłopców, no kiedyś z placu broni, dołączy nowa osoba.-
Powiedział młodszy pastor.
-skąd wiesz?-
Spytał Feri Acz.
-nasz kuzyn, tak szczerze współczuje im.-
Powiedział starszy.
-czemu?-
-no bo jest bardzo rozpieszczony, ale mówiąc bardzo, naprawdę bardzo.-
-no...-
Powiedział starszy a młodszy się zgodził z nim.
I chłopcy zaczęli rozmawiać o kuzynie pastorów, jakie złe rzeczy zrobił, obgadywali go, i tak minął im wieczór.
Gdy było już o wiele później, trochę minęło już, to wszyscy rozeszli się do domów. Feri Acz dalej myślał czy to dobry pomysł czy nie.
Za to u Nemeczka w domu, dalej był Czonakosz i Boka, Nemeczek najwyraźniej czuł się z czasem lepiej więc siedział na łóżku.
Śmiali się i żartowali.
I tak minął dzień, czonakosza i Boki, po czasie również poszli do swoich domów.

Chłopcy z placu broni   2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz