Rozdział 21:00

3 1 0
                                    

Wiążę buty na podłodze w przedpokoju. Ostatnio staram się oczyścić głowę za pomocą czegoś pożytecznego. Okazało się, że doskonale pozwala mi na to bieganie. W dodatku chłodne, lecz przyjemne jesienne powietrze orzeźwi mój umysł.

- Wychodzę! - krzyczę, lecz odpowiada mi cisza. Matka pewnie nawet nie słyszy, otumaniona najtańszym alkoholem. Stały punkt programu naszych wieczorów, odkąd ojciec ją zostawił.

Wzruszam ramionami i zakładam słuchawki. Póki jeszcze nie zapadł zmrok, postanowiłam obrać trasę, prowadząca przez las. Tylko ja, spokój i towarzysząca mi natura.

Jednak od lasu dzieliła mnie jeszcze drogą przez osiedle. Biegnąc truchtem przez ulicę, mijałam dzieciaki przebrane za różne postacie z opowieść bądź filmów. Wilkołaki, wampiry i inne. Niektóre stroję były bardziej kreatywne, inne mniej. No tak dzisiaj 31 października.

Czasem mi smutno, że jestem na to za stara. Dalej z chęcią pochodziłabym w poszukiwaniu cukierków w fajnym przebraniu.

Wreszcie dotarłam na leśną drużkę. W słuchawkach zaczął lecieć playlista z rock'iem, a ja przyspieszyłam.

...

Pod koniec mojej trasy usłyszałam niezidentyfikowane, przytłumione odgłosy. Ściszyłam muzykę, aby upewnić się, że to nie część słuchanej przeze mnie piosenki. Pomimo ściszenia dalej słyszałam je tak samo, jak wcześniej.

Stanęłam i odwróciłam się za siebie, uważnie lustrując otoczenie. Oprócz drzew i paproci nie dostrzegłam nic interesującego. Ruszyłam dalej.

Nie przebiegłam kilka minut i znowu to samo.

Zdjęłam jedną słuchawkę i przystanęłam na chwilę. Chyba słuch zaczyna mnie zawodzić. Dla pewności znowu rozejrzałam się. Nic niepokojącego nie zauważyłam. Pewnie to jakaś wiewiórka czy inne leśne zwierzątko.

Im dalej biegłam, tym hałas stawał się coraz bardziej wyraźny i zdawało się, że powodowało go coś bardziej okazałego niż wiewiórka. To chyba trochę większe zwierzątko niż mi się zdawało.

Pomimo iż nie jestem strachliwą osobą, przyspieszyłam, aby wyjść z lasu. Za dużo podcastów kryminalnych się nasłuchałam, żeby zginąć w tak pospolity sposób, jak zaatakowanie przez dzikie zwierzę.

Hałas był coraz bliżej, lecz moja ciekawość była większa od zdrowego rozsądku. Całkowicie zdjęłam słuchawki i znowu stanęłam. Odwróciłam się, a tu nic. Pusto.

No kurwa mać. Dziki chyba nie grają tak dobrze w chowanego.

Już miałam z powrotem założyć słuchawki, gdy usłyszałam za sobą odgłos łamanej pod stopami gałęzi.

Spojrzałam przez ramię, a moim oczom ukazał się chłopak. Pomimo ukrytej twarzy za maską i pomarańczowy goglami dostrzegłam takie samo zdziwienie, jakie malowało się na mojej twarzy.

Nie przyglądając mu się długo, odrazu zerwałam się do ucieczki. Chłopak natychmiast ruszył za mną.

Po trzydziestu minutach treningu nie miałam już energii potrzebnej do ucieczki, lecz adrenalina zrobiła swoje. W tempie, jakim biegłam, mogłabym wygrać olimpiadę. Chłopak mógł pochwalić się również nie najgorszą sprawnością fizyczną, ponieważ z każdą sekundą był coraz bliżej.

Doganiał mnie, a mi brakowało już sił. Musiałam coś zrobić, bo inaczej zaraz wpadnę w jego ręce.

Nagle przyszedł mi do głowy dość durny pomysł, lecz miał szanse na powodzenie.

Rozpędziłem się ostatkiem sił. Chłopak również zaczął szybciej biec. Nagle zatrzymałam się i kucnęłam. Poczułam, jak napastnik potyka się o mnie, po czym pada na ziemię. Wstałam i spróbowałam przeskoczyć nad nim, lecz ten chwycił mnie za stopę. Upadłam na kolana. Szybko ją wyrwałam, a drugą stopą uderzyłam go w twarz. Chwiejnym krokiem wstałam i czym prędzej pędziłam w stronę wyjścia z lasu, które było już niemal na wyciągnięcie ręki.

Byłam tak blisko, dzieliły mnie już tylko centymetry, gdy zza roku wyskoczyło dwóch mężczyzn. Oboje byli zamaskowani. Jeden w białej masce, a drugi mhm. No właśnie nie dostrzegłam ani, maski, ani twarzy, może miał kominiarkę?

Cholera, jeśli to jakiś halloween'owy żart to jest bardzo nieśmieszny.

Zatrzymałam się przed nimi i nawet nie zdążyłam zawrócić. Chłopak w goglach uderzył mnie w tył głowy i rzucił się na mnie, powalając na ziemię. Ostatkiem sił próbowałam się wyszarpać, lecz moje próby spełzły na niczym. Był ode mnie owiele silniejszy, a ja zaczynałam odpływać. Przewrócił mnie na plecy i usiadł na mnie okrakiem, przygniatając do ziemi. Nogami przycisnął mi ręce tak mocno, że aż syknęłam z bólu.

Cała trójka pochyliła się nade mną, dokładnie lustrując mnie wzrokiem. To było strasznie niezręczne. Patrzyliśmy na siebie w milczeniu, a oczy zaczęły zachodzić mi mgłą.

Chłopak w googlach, uchylił chustę, którą miał na twarzy. Jeden z kącików ust miał pocharatany.

- Niezła nam się trafiła, ile punktów nam się należy?

Jeden z nich uchylił swoją białą maskę i mu odpowiedział.

- Wyluzuj to dopiero pierwsza ofiara, a w dodatku ta gra jest idiotyczna. Zwiążcie ją, a potem...

To były jedyne słowa, jakie do mnie dotarły. Znowu zaczęło mi szumić w głowie, na tyle głośno, że całkowicie zagłuszyło otoczenie wokół mnie, a obraz przed oczami stał się całkowicie czarny.

Zemdlałam.

Koszmarna noc - Halloween'owe opowieściOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz