Korytarze znajdujące się na niższym piętrze były już bardziej zadbane. W dodatku były oświetlone przez świeczniki. Próbowałam złapać oddech po morderczym biegu. Gdy w końcu odetchnęłam, ruszyłam dalej. Na ogonie nadal siedział mi ten demon, więc każda minuta była na wagę złota.
Szybkim krokiem przemierzałam pomieszczenie. Dziwny wydawał mi się brak jakichkolwiek drzwi, lecz mało mnie to w tym momencie obchodziło. W oddali zobaczyłam schody prowadzące w dół. Bingo!
Zaczęłam zwalniać, gdy usłyszałam powolne klaskanie. Na schodach pojawił się kolejny mężczyzna. Ubrany w białą zakrwawioną bluzę. Jego kruczoczarne włosy przysłaniały twarz, na której miał wycięty, ogromny uśmiech.
- Brawo! Brawo! - śmiał się i klaskał w dłonie. - Sprytna jesteś. Przechytrzyłaś tych dwóch pajaców, ale teraz trafiłaś na godnego przeciwnika!
- Nie! Dajcie mi już spokój! - ryknęłam, niemal szlochając.
W mgnieniu oka skoczył w moją stronę. Zrobiłam unik. Jego ruchy były szybkie i płynne. Serce biło mi jak oszalałe, a od adrenaliny, aż szumiało mi w uszach. Próbowałam mnie chwycić, lecz się nie poddawałam. Jego ręce dosłownie przelatywały bezpośrednio obok mnie.
- Miarka się przebrała! Chciałem po dobroci! - krzyknął, a jego głos, aż ociekał gniewem. Sięgnął do tylnej kieszeni, z której wyjął nóż. - Teraz ,gramy na innych zasadach!
Próbowałam uniknąć ciosów, lecz mężczyzna był zdeterminowany. W końcu udało mu się. Przejechał mi nożem po ręce, która instynktownie próbowałam się zasłonić. Jęknęłam z bólu. Krew zaczęła kapać na moje buty. Odskoczyłam do tyłu, unikając kolejnego ciosu, lecz dystans był na tyle mały, że zdołał mi przejechać po obojczyku. Znowu przeszywający ból. Adrenalina skoczyła mi do tego stopnia, że wyparłam myśli o beznadziejności mojej sytuacji. Złapałam za świecznik stojący obok i z całej siły zdzieliłam przeciwnika. Pod wpływem uderzenia drewno złamało się, a napastnik zatoczył się. Korzystając z chwili oszołomienia, uderzyłam go resztą świecznika. Upadł na podłogę, łapiąc się za nos, z którego ciurkiem polała mu się krew.
Ruszyłam na oślep, byleby przed siebie. Na schodach utrzymywałam takie tempo, że nogi zaczynały się plątać. Omal z nich nie spadłam.
Usłyszałam ryk należący do chłopaka z niebieską maską oraz szybkie kroki należące prawdopodobnie do czarnowłosego. Serce waliło mi jak młot.
Przed drzwiami zza rogu wyskoczył mi jakiś strasznie niski, blondyn. Wyglądał trochę jak elf. Moja chęć przetrwania, jednak nie pozwoliła mi się zatrzymać. Odepchnęłam go i poparzona wypadłam na dwór.
Uderza mnie lodowate powietrze. Jest cholernie zimno, ale przez wszystkie emocje jakie mną targają, nawet tego nie czuję. Księżyc w pełni oświetlał podwórko. Zobaczyłam czarną bramkę, która wyznaczyłam na swój cel.
- To ta suka co nam uciekła! - krzyknął znajomy mi głos. To ten w białej masce. - Pożałujesz! Pożałujesz!
Chwytam za furtkę, która...
Jest zamknięta.
Próbuje się na nią wspiąć i w tym momencie czuję, jak coś obślizgłego chwyta mnie za prawą kostkę. Znowu słyszę ten uciążliwy pisk. Zostaję zrzucona na ziemie, lodując w błocie. Czuję kolejną mackę na moim ciele. Nie zdążyłam chwycić się za furtkę, bo macka zaczęła mnie ciągnąć z powrotem w kierunku ogromnej rezydencji. Desperacko próbuje się czegoś chwycić, lecz moje próby spełzły na niczym.
Słyszałam śmiech, to śmiech Jack'a i Jeffa. W miarę możliwości spojrzałam przez ramię. W drzwiach nie było żadnej sylwetki, a macki zdawały się wyrastać z ciemności, w którą mnie wciągnęły.
CZYTASZ
Koszmarna noc - Halloween'owe opowieści
FanficPróbne short story osadzone w uniwersum creepypast. Zajrzyj i przekonaj się sam! 21.11.2024 - 3 #eyelessjack