Rozdział 1

5 2 2
                                    

-Wyglądasz tragicznie-powitała mnie uśmiechnięta Melody. Nie rozumiem skąd ma tyle energii do życia. W tej kwestii stanowiłyśmy totalne przeciwieństwo. Ja raczej nie miałam siły jednak dziewczyna zawsze miała jej aż w nadmiarze. Miała jednak rację. Wczoraj, a właściwie dzisiaj długo siedziałam nad książkami powtarzając (lub zakłuwając, jak kto woli) na dzisiejszą kartkówkę z chemii. Co poradzę. Ostatni rok szkolny. Ostatnia klasa liceum. Muszę zdać ją idealnie, by potem od razu iść na dobre studia. W moim przypadku, gdy chce się pójść na medycynę dobre studia są wręcz wskazane. Taki sam powód zawsze przedstawiam przyjaciółce. Ona to rozumie, jednak nie przeszkadza jej to w rzuceniu złośliwego komentarza na powitanie. -W takim razie nie czuję się lepiej.- przyznałam zgodnie z prawdą. Mel popatrzyła na mnie z matczyną troską wypisaną na twarzy. Wiem, że się o mnie martwi. Jest dobrą przyjaciółką. Gdybym miała ją ocenić w skali od jednego do dziesięciu z pewnością postawiłabym dziesięć, a pewnie nawet jedenaście. Po za tym to Melody była przy mnie, gdy ja sama powoli nie dawałam rady, i to ona brała moją stronę w wielu konfliktach. Pewnie, gdyby musiała, wzięłaby ją także w wielu kolejnych. A ja jej nigdy do niczego nie zmuszałam. Nie wiecie jak wdzięczna światu jestem, że postawił ją na mojej drodze. Gdyby nie ona, pewnie nie wytrzymałabym w tej szkole. -Znowu siedziałaś do nocy nad książkami ?- spytała jakby czytała mi w myślach i uniosła pytająco brew. A ja od razu się uśmiechnęłam nie zostawiając Melody powodów, by się martwiła. Ona tak jak myślałam rozpromieniła się od razu. Dzięki bogu. Bo choć kocham Mel jak siostrę, nie potrzebuję kolejnego wykładu na temat tego, że mój mózg potrzebuje snu. Jakbym była dzieckiem i tego nie wiedziała. Oczywiście że to wiem, ale szkoła daje mi powody by siedzieć i się uczyć do późna, i spać kilka godzin dziennie. Mój mózg już chyba trochę się do tego przyzwyczaił, moja skóra niekoniecznie. To jedna z wielu rzeczy, których zazdroszczę przyjaciółce. Jej cera jest idealna. Nie ma żadnych worów pod oczami i nie musi nakładać na siebie tyle korektora, ile używam ja, ciemne loki układają się idealnie. Jej pełne usta idealnie dopełniają się z oczami jasnoniebieskiego koloru. Mnie niestety los pokarał rudymi jak marchewka włosami, które dodatkowo sterczą nieważnie jak długo bym je czesała. Nos mam nierówny, a na nim, jak i na policzkach pełno piegów mieszanych z pryszczami. Podkowy, które, mimo że jasne, to nie schodzące nawet przy wielu warstwach korektora. Pochwalić się mogę jedynie szczupłą figurą, o którą bardzo dbam. Gdyby nie powyższe wady pewnie na mnie, tak jak i na moją przyjaciółkę leciałoby pół, męskiej populacji szkoły. Nigdy jednak nie miałam chłopaka, w przeciwieństwie do Melody. Ona ma co najmniej jednego na miesiąc. Co najmniej. -Wchodzimy- spytała Mel, której już zapewne znudziło się stanie pod szkołą. Mi też chociaż nie mam co narzekać. Aferson School (straszne dziwna nazwa, nie ?) mieści się praktycznie w centrum Malibu. Jest to duży trzypiętrowy budynek pomalowany na biało. Jest to też najbardziej wypasione liceum jakie kiedykolwiek widziałam. Na piętrze zero, jak ja to nazywałam mieści się ogromna szatnia. Stamtąd po schodach łatwo dojść na parter, gdzie znajduje się stołówka i sklepik szkolny. Kolejne dwa piętra to sale lekcyjne, każda do innego przedmiotu. Na ostatnim piętrze mieści się ogromna biblioteka, gdzie jest chyba z dziesięć tysięcy książek. To miejsce w całej szkole lubię najbardziej. Jest tam bardzo spokojnie i jest naprawdę wiele miejsca. Dodatkowo jest tam też ciepło, a uczniowie rzadko tam zaglądają. Po chwili zamyślenia przypomniałam sobie że stoim z Melody na parkingu, a ja wciąż nie odpowiedziałam na jej pytanie. -Okej, to dobry pomysł. Na moje słowa pewnie już bardzo zziębnięta Mel i ja skierowałyśmy się do szatni. Podeszłam do mojej szafki z numerem sto dwadzieścia cztery i otworzyłam ją prostym kodem. KODEM. Właśnie to najbardziej lubię w luksusie naszego liceum. Każdy ma tu prawo do prywatności, pod tym względem. Wiem też, że uczniowie nie podpatrzą nikomu szyfru do szafki, bo zwyczajnie mają lepsze zajęcia do roboty. Szybko więc wstukałyśmy z przyjaciółką szereg ośmiu cyfr, a następnie zdjęłam płaszcz i addidasy. W takim outficie trzeba było już chodzić do szkoły, ponieważ pogoda nie rozpieszczała. Ciągle padało, a na termometrze widać było maksymalnie pięć stopni Celcjusza. Mnie jednak to nie przeszkadza. Jestem totalną jesieniarą i uwielbiam takie wieczory, gdy można otulić się ciepłym kocykiem i poczytać książkę. Uwielbiam też spacery wśród spadających liści, więc jesienią najchętniej przechodzę te cztery kilometry od mojego domu do szkoły. -Amy żyjesz ? - Melody pomachała mi rękoma przed oczami. - Tak, zamyśliłam się tylko. -Okej, ale pospiesz się, zaraz dzwonek Jak zapowiedziała brunetka, po niecałych pięciu minutach zadzwonił, a ja wiedziałam, że to sygnał by teraz się skupić. Na pierwszej lekcji Chemia. Kartkówka. Nie jestem kujonką, ale chemia może mi się przydać, na medycznych studiach, więc muszę dbać o oceny z tego typu przedmiotów. -Pospiesz się- krzyknęłam do idącej za mną Mel. - No już- oznajmiła, a ja jestem pewna, że zapowiada się długi dzień.

Fairy WingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz