-Hejka- powiedziałam do Melody, gdy tylko wsiadłam do samochodu- I hej Kristy
-Dzień dobry Amy- powiedziała ta druga z uśmiechem.
Mama mojej przyjaciółki zawsze zastępowała mi pustkę po stracie mojej rodzicielki i brakiem wsparcia Jackoba. Kristina Walker, to kobieta na pewno po czterdziestce, jednak wyglądająca na maksymalnie trzydzieści pięć. A nawet mniej. Ma długie kruczoczarne włosy i oczy tego samego koloru co jej córka. Zawsze jest uśmiechnięta i chętnie pomaga. Pewnie dlatego w dzieciństwie chodziła na moje wywiadówki lub pomagała w zadaniach domowych. Ma złote serce, to pewne.
-Dzięki że po mnie przyjechałaś- zwróciłam się do matki przyjaciółki
-Spokojnie Amy, Melody do niczego mnie nie zmuszała. To moja decyzja
Dzięki bogu- pomyślałam sobie. Jeszcze gdybym odczuła jej litość, dopiero czułabym się okropnie. Wystarczy, że specjalnie tu po mnie przyjechały. Melody mieszka bardzo daleko ode mnie. Ja pieszo mam do galerii z pół godziny, a ona mieszka praktycznie tuż obok niej. I specjalnie przyjechały po mnie.
Droga upłynęła nam jak zawsze, gdy jedziemy razem. Kristy puszczała nam obecne hity, a ja i Mel śpiewałyśmy tak głośno, że nawet prowadzący innych samochodów dziwnie na nas patrzyli, lecz nie przejmowałyśmy się tym. Mówi się życie. Odczuwałam rodzinną atmosferę, którą gdybym mogła, zatrzymałabym przy sobie na zawszę.
Tu mama Mel opowiadała nam coś ze swojego dzieciństwa, tu ja opowiadałam śmieszne historie i wszystkie śmiałyśmy się serdecznie. Czułam się jak w domu, którego jako osób nigdy nie miałam. Dlatego cieszyłam się chwilą, gdy mogłam to poczuć.
Gdy dojechałyśmy do centrum handlowego, podziękowałam za podwózkę i pożegnałam się z Kristy, która niestety musiała już wracać do pracy. Mimo że kobieta pracuje w domu, w dodatku na komputerze czasami cytuję "musi sprawdzić co się dzieje". Przykro mi, jednak rozumiem to. Zostaję więc sama z Melody, która jest niezwykle podekscytowana, choć sama nie wiem czym.
-To co, gdzie idziemy najpierw-pyta bardzo radośnie Mel. Aż za bardzo.
-Mi to obojętne- oznajmiłam
-To może Zara?- zaproponowała przyjaciółka
-Dobry pomysł
Nie zważając na to, że Zara jest na ostatnim piętrze i możemy udać się najpierw do miliona innych sklepów, my i tak dzielnie szłyśmy. Aż w końcu doszłyśmy. A gdy tylko spojrzałam na ciuchy jakie się tam znajdują, zobaczyłam na manekinie przepiękną sukienkę.
Jest cała biała i ma błękitne niebieskie kwiatuszki ozdabiające biust. Zakochałam się w niej od pierwszego wejrzenia. Z chłopakami tak nie mam (niestety), ale sukienka to inna sprawa
-Weź ją-powiedziała moja towarzyszka, zapewne zauważając moją minę.
Pokiwałam głową a następnie podeszłam do wieszaków, by sprawdzić, czy jest mój rozmiar. Akurat jest ostatnia. Ja to mam szczęście. Wzięłam ją od razu, by przypadkiem ktoś nie zrobił tego przede mną. Melody postanowiła, że jeszcze chwilę pochodzimy po sklepie, by ona też rozejrzała się za jakimiś perełkami. Podsumowując. Ja do przebieralni szłam ze spodniami cargo i sukienką, a Mel siedmioma bluzkami, dwoma parami spodni dzwonów i dwoma sweterkami świątecznymi. I obie kupiłyśmy to, co przymierzyłyśmy. Często zastanawiam się, jak to jest, że ona zawsze tak wiele kupuje, a mimo wszystko wciąż ma pieniądze. Taka już chyba natura Melody Walker.
-To co teraz przygoda w starbucksie?-spytałam z nutką ironii w głosie.
Jest to jednak oczywiste. Dla mojej przyjaciółki kawa to rzecz święta. Wypija ją hektolitrami. Nie ważne, jaki smak. Najważniejsze, że jest. A starbucks to chyba jej ulubione miejsce, do którego chodzi niemal codziennie. Teraz, jesienią, szczególnie pije pumpkin spice latte.
-Znasz mnie lepiej niż ja siebie- zaśmiała się Melody- Ty byś pewnie chciała do jakiejś kawiarni.
Pokiwałam głową.
To kolejna z wielu rzeczy, która nas różni. Ja jestem totalną fanką herbaty. Lubię skryte kawiarenki, w których puszczają spokojną muzykę i mają wiele smaków do wyboru. Mam nawet swoją ulubioną. Jednak Melody (bezskutecznie) wciąż próbuje przekonać mnie do kawy. I wyszło tak, że kosztowałam wszystkich rodzajów, jakie mają w starbucksie. Mel jest jednak nie ugięta.
-Serio- spojrzała na mnie z kpiącym uśmiechem- nie rozumiem cię Amy. Herbata jest okropna- skrzywiła się.
- Cóż. Jak kto woli-ucięłam temat.
Nie lubię jak się z mnie śmieją. Nawet ona i nawet w żartach.
-To idziemy? - zaczęłam nową rozmowę by nie domyśliła się, że coś mnie ruszyło.
Pewnie znów zaśmiałaby się kpiąco, mówiąc, że nie rozumiem żartów.
-Amalia, no weź. To był tylko żart- oznajmiła przyjaciółka i zaśmiała się.
Miałam ochotę powiedzieć, że żart ma bawić obie strony, bo inaczej nie jest żartem. Nie zdobyłam się jednak na tą odwagę. Nie chcę by Melody mnie zostawiła. Jest świetną przyjaciółką.
-Wiesz co? Nie obchodzi mnie twoje zdanie. Idziemy do starbucksa, a jeśli coś ci się nie podoba możesz tu zostać. Serio mówię.- oznajmiła z udawaną powagą
Zaśmiałam się i ruszyłam za nią, bo co mi pozostało.
Szłyśmy w ciszy i było czuć napiętą atmosferę, pomimo jej wcześniejszego żartu.
-Hej- uśmiechnęła się Melody, do jakiegoś chłopaka siedzącego przy stoliku.
-Hej piękna- powiedział do Mel i pocałował ją w policzek, na co się skrzywiłam.
-Widać kto ma większe powodzenie u płci przeciwnej- skomentowała złośliwie moja przyjaciółka - Moja uroda robi robotę. Amy to Arthur, Arthur to Amy - przedstawiła nas sobie.
-Cześć - bąknęłam, bo nie miałam ochoty na towarzyszenie im w randce.
-Oh Amy przepraszam, całkowicie zapomniałam, że umówiłam się na randkę. Chyba nie jesteś zła- spytała
-Nie, nie jestem - odpowiedziałam lakonicznie – To pa.
-Idziesz już- spytała zdziwiona
-Tak- powiedziałam choć miałam ochotę jej dopyskować.
-To paaaa- pożegnała się Melody cała w skowronkach
Westchnęłam. Kolejny raz mnie zostawiła. Ale nie jest złą przyjaciółką.
-Powinnam się cieszyć, że jest szczęśliwa- powiedziałam do siebie i poszłam na autobus. Ona jest z Arthurem, a ja udam się na randkę z podręcznikiem od chemii do "Tea word".
Plusy są takie, że przynajmniej wypiję herbatę.
CZYTASZ
Fairy Wing
FantasyOglądaliście w dzieciństwie filmy o wróżkach i czarodziejach? A może sami marzyliście żeby nimi być? Cóż. Amalie Magicals, mimo że jej nazwisko znaczy "magia", nigdy w to nie wierzyła. Były to dla niej totalne brednie. Chciała być jak jak jej ojciec...