Rozdział 2

3 0 0
                                    

Lekcje minęły dość szybko i nudno. Nie zdziwiło mnie to jakoś specjalnie. Choć zazwyczaj lubię naszą szkołę to w tej kwestii jest okropna. Choć ma to też swoje plusy. Nauczyciele w Aferson School gadają tak nudno, że często zdarza się na lekcji widok śpiących uczniów. Jednak dopłuki słuchamy i orientujemy się mniej więcej w temacie lekcji, mają wyrąbane na to co robimy. Możemy gadać lub przeglądać telefon, a nie dostaniemy żadnych minusowych punktów. Jedynym wyjątkiem od obydwóch zasad jest pani Gloria. Nie wiem, jak ma na nazwisko, bo czuję bardziej jakby była moją koleżanką, nie nauczycielką. Dodatkowo swoim ciepłym głosem oraz ciekawym sposobem nauczania zachęca każdego, nawet najgorszych, czy uczniów, którzy najmniej lubią szkołę. Nauczycielka uczy chemii i bardzo nas lubi. Jest tym typem nauczycielki, która odpuszcza nam brak zadania i mówi do nas króliczki. Swoją drogą to akurat mnie trochę denerwuje. A i jeszcze zapomniałam dodać. Pani Gloria nieczęsto robi sprawdziany czy kartkówki, więc gdy robi są zazwyczaj trudne. To na tą kartkówkę uczyłam się tak długo. Nie mam jej tego jednak za złe. To nie ona jest odpowiedzialna za mój charakter oraz kierunek studiów który chcę obrać. To właśnie chemię mamy na następnej lekcji. Gdy tylko zadzwonił dzwonek od razu udałam się do biblioteki by jeszcze coś powtórzyć. Ostatnią lekcję miałam w sali numer osiem więc zaniosłam pod nią plecak, a następnie od razu skierowałam się na trzecie piętro. Gdy tylko otworzyłam drzwi zapach książek i herbaty dostał się w moje nozdrza, a ja uśmiechnęłam się lekko. Podeszłam do sofy, z której wzięłam jedną poduszkę i usiadłam na podłodze. Od razu otworzyłam książkę na stronach, z których akurat był test. Akurat, gdy zamknęłam książkę i zamknęłam na chwilę oczy do biblioteki wparowała Melody. Moja przyjaciółka miała gdzieś dobrą ocenę. Ona wolała spędzać przerwy na podziwianiu jej obecnego obiektu westchnień, a jeśli akurat żadnego nie miała szła na szkolny mecz siatki lub piłki nożnej by znaleźć nowy. Zdziwiła mnie więc obecność przyjaciółki. Brunetka uśmiechnęła się tak szeroko jakby mnie dziś nie widziała i jakby nigdy nic powiedziała -Hejka co tam – spytała słodko, a ja zaczęłam się zastanawiać co knuje. Bo taki właśnie przybierała ton, gdy wymyśliła, jej zdaniem arcy genialny plan i przyszła mi się nim pochwalić. -Melody twoja amnezja osiągnęła już wysoki poziom, skoro nie pamiętasz, że się dziś widziałyśmy - odpowiedziałam jej głosem przesiąkniętym sarkazmem -No weź, Amy nie bądź taka. Mam nowinkęęęęę- powiedziała specjalnie przeciągając ostatnią literę w słowie - Zamieniam się w słuch- oznajmiłam jej niby z grobową powagą, na co Mel zaśmiała się bardzo przyjacielsko – Jak zaczęłaś to już gadaj - dodałam na zachętę, bo byłam dość ciekawa nowego smaczka od Melody. - Wiesz, że Arthur... Wiesz który to ? - spytała widząc moją minę - Tak, tak - powiedziałam a potem serio przypomniałam kto to. Arthur Rogerson, nowe zauroczenie Melody, niestety (lub stety dla długiej listy byłych Mel, którą piszę) jest w szczęśliwym związku z Angeliną Vist, szkolną gwiazdą, należącą do drużyny chilliderek. -No więc on właśnie... zerwał z nią!-krzyknęła uradowanym tonem – czyli teraz mam u niego szansę!- ucieszyła się. Spojrzałam na nią i przewróciłam oczami. To chyba z pięćdziesiąty chłopak, w którym moja przyjaciółka zabujała się w liceum. Dokładnie czterdziesty dziewiąty. Świetnie. Jednak nie skomentowałam tego, a jedynie udałam, że bardzo cieszy mnie szczęście przyjaciółki. -Fajnie- powiedziałam -No -Ej, Mel ? -Co ? - Umiesz coś na chemię?-zapytałam z czystej ciekawości -Co ty głupia? Oczywiście że nie - odpowiedziała z uśmiechem Melody. Cóż. Jakoś mnie to nie dziwi. Podczas całej rozmowy z przyjaciółką zdałam sobie sprawę, że nie jadłam śniadania. Ba, nawet go nie wzięłam. Otworzyłam więc najmniejszą kieszonkę plecaka by zobaczyć, czy mam jakieś pieniądze. Z zadowalającym uśmiechem wyciągnęłam banknot dwudziestozłotowy i spytałam brunetkę: -Idziemy do sklepiku? -Znów nie masz śniadania?-spytała tym samym matczynym tonem, którym powitała mnie rano-wiesz że rogalik z czekoladą to nie jest zdrowe śniadanie? -Zdaję sobie z tego sprawę -A dalej robisz to samo-skwitowała, jednak podniosła się z podłogi by pójść ze mną. Zeszłyśmy, a właściwie zbiegłyśmy po schodach by jeszcze przed dzwonkiem kupić posiłek. Sklepik, a nawet bardziej kawiarenka jest ogromny i od pierwszego dnia w liceum robi na mnie wrażenie. Jest pod małym daszkiem, jak stragan na festynie co dodatkowo dodaje mu uroku. Pracuje w nim przemiła pani Murphy, która wszystkie smakołyki przygotowuje sama. W dodatku są w bardzo niskich cenach. Wielu uczniów to lubiło, jednak ja osobiście zawsze dawałam jej duży napiwek. Dziś nie było inaczej -Dzień dobry-przywitałam się miłym tonem -Cześć kochanie-odpowiedziała sprzedawczyni-Dla ciebie to co zwykle? -Tak-powiedziałam z uśmiechem Później dałam pani Murphy wyliczone pięć złotych i dałam piętnaście złotych napiwku. Pożegnałam się grzecznie i podeszłam do stolika, gdzie czekała już na mnie Melody, która grzebała coś w telefonie. Usiadłam na krześle i wgryzłam się w rogalik. Od razu poczułam czekoladowe nadzienie i uśmiechnęłam się pod nosem. Uwielbiam całą ofertę pani Murphy, ale ten rogalik... Niebo w gębie. Przez kolejne minuty siedziałyśmy w ciszy nie zamieniając z przyjaciółką ani słowa. A potem zabrzmiał dzwonek i poszłyśmy do klasy.

Fairy WingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz