ROZDZIAŁ 1

263 14 13
                                    

ROZDZIAŁ 1

Strażnicy Zakonu Lumor widzieli tylko dwie kobiece sylwetki majaczące na ogromnie pustej przestrzeni rozpościerającej się przed górą na której szczycie znajdowała się siedziba Zakonu.

Zore Kefl stoi u boku Nybrisa domagając się wydania swojej siostry, tak wyszeptał im wiatr, który Val posłała w ich stronę, by zrozumieli z jakimi żądaniami przybywają.

Czarodziejka patrzyła na swój były dom z żalem zaciskając mocne dłonie w pięści czekając na odpowiedź strażników z Zakonu, choć domyślała się, że żadna nie nadejdzie.

– Zanim zaczniemy, mogę cię o coś zapytać? – zwróciła do Val, nie odrywając wzroku od czubka góry, a gdy towarzyszka nie odpowiedziała, uznała to za potwierdzenie. – Żałujesz? Żałujesz, że powiedziałaś Lumor „tak" gdy ofiarowała ci Błogosławieństwo?

Było to zaledwie pięć lat temu ale Val wydawało się jakby upłynęły wieki. Wtedy nie wiedziała, że wpadła w sidła intrygi, że jej Błogosławieństwo nie było tym, które Lumor zwykła nadawać, a tworem jej zachcianki i zmowy z jej matką by uchronić Nikaze przed Daero i ofiarować jego królowej nieśmiertelnego wojownika. Ale nie był to odpowiedni czas i miejsce by opowiedzieć o tym Zore.

Val milczała na tyle długo, że przyjaciółka sądziła, że nie doczeka się odpowiedzi, aż usłyszała jej chłodny, skalkulowany ton, przeliczając każdą kroplę krwi.

– A czy ty żałujesz, że uciekłaś z Zakonu, mimo że został na ciebie wydany wyrok śmierci?

– To co innego – żachnęła się szybko.

Spojrzenie Val nie było prześmiewcze ale czarodziejka czuła, że nie podziela jej opinii.

– Nieprawda. Każda z nas kierowała się tą samą wolą, wolą przeżycia, która potem przeobraziła się w chęć zemsty.

– Jestem tu by dowiedzieć się czy istnieje lekarstwo – syknęła przez zaciśnięte zęby.

Val wesoło prychnęła pod nosem i delikatnie przechyliła głowę, by spojrzeć na nią uśmiechnięta.

– Ależ nie tak brzmiał nasz vekon. Nie brzmiał „Val, znajdź dla mnie lekarstwo", „Val wejdź do Zakonu i znajdź odtrutkę". – Zore spojrzała jej w oczy i przełknęła gulę w gardle. – Brzmiał, by zniszczyć Zakon i odpłacić im się za wszystko. Twoja umowa podyktowana była zgoła innymi, bardziej niecnymi wartościami niż samą chęcią ratunku.

Zore odwróciła od niej wzrok i ponownie spojrzała na szczyt góry. Przypomniał się jej każdy moment za który nienawidziła tego miejsca. Za tłumienie jej mocy, za zmuszenie do usługiwania wszystkim wokół, tylko dlatego, że urodziła się młodsza, niegodna zastania kapłanką, za to, że trzymali ją jak niewolnicę nakazując, by czcić boginię, do której nigdy nic nie czuła. Zamknęli ją tak jak Val, w czterech ścianach i to w nich by w końcu umarła, gdyby nie uciekła, a nawet gdy to zrobiła została ukarana. Może jednak nie różniła się aż tak od Nybrisa?

– Nie żałuję – szepnęła po chwili Zore unosząc wyżej podbródek.

– Ja też nie – odrzekła Val cicho. – A wiesz kto zaraz to zrobi? – Kiwnęła w stronę góry. – Ci co postawili nas w tym miejscu.

Nybris postawiła krok w lekkiej zbroi przekraczając bezpieczną granicę wkraczając na teren Zakonu, a wraz z nią nad ich głowami zaczęły głębić się czarne chmury. Czarodziejka wiatru nie widziała przyjaciółki tydzień ale i tyle czasu wystarczyło, by zauważyła, że w Val zaszła jakaś zmiana. Była bardziej nieczuła niż zwykle, wycofana jakby myślami była gdzieś daleko lub jakby żądza zemsty niczym mgła przyćmiła jej umysł. W jej oczach nie było życia, a ona sama nawet nie uścisnęła jej na przywitanie. Może właśnie taka była Val na wolności gdy nie musiała ukrywać tego kim była?

Księżycowa Pogoń | #3 Post MortemWhere stories live. Discover now