Rozdział 2

78 15 0
                                    

Ciepłe światło słońca z trudem przebijało się przez ciężkie, pełne kurzu, zasłony. Maleńkie drobinki wirowały w powietrzu, widoczne jedynie w tej jasnej, złocistej smudze. Wirowały dostojnie, powoli, by w końcu osiąść na gładkiej, poczerniałej ze starości podłodze.

Na łóżku leżała kobieta. Jej chrapliwy oddech zakłócał ciszę panującą w pokoju, doskonale wpasowując się w pusty, jakby martwy nastrój pomieszczenia. Miała półprzymknięte oczy i pomarszczone policzki. Nawet teraz, gdy umierała, usta nadawały twarzy charakterystyczny wyraz stanowczości.

Gwałtownie zacisnęła palce na miękkiej pościeli. To była naprawdę piękna pościel. Błękitna jak niebo w bezchmurny dzień, z malutkimi pączkami róż, rozrzuconymi w zamierzonym nieładzie.

Laura pomyślała, że kobieta zupełnie nie pasuje do tej scenerii, że stara czarownica nie zasłużyła nawet na taką odrobinę piękna. Ani na ostatnie promienie jesiennego słońca, złocistym blaskiem zalewające pokój.

Bez emocji patrzyła na jej agonię. Może czuła też satysfakcję?

Powinna.

Po tym co ciotka Greta zrobiła całej rodzinie, po tylu latach lekceważenia i poniżania, wreszcie mogła zakosztować smaku zemsty.

Ta wredna suka była bogatą, apodyktyczną starą panną. Rządziła twardą ręką. Wszystko musiało być takie, jak ona chciała. Żadnych ustępstw, żadnej litości. Mamiąc obietnicą przyszłego spadku, kusząc ochłapami ze swojego stołu, trzymała wszystkich w garści.

Laura poczuła obrzydzenie, choć przecież ich pragnienia były tak bardzo ludzkie. Potrzebowali pieniędzy, by stać ich było na rehabilitację Mikołaja. Walka z jego chorobą była beznadziejna, nieopłacalna dla państwowej służby zdrowia. Ba! Nieopłacalna dla nikogo. Ale tu wkraczała miłość. Uczucie silniejsze od zdrowego rozsądku, miłość rodziców i obu sióstr, młodszej Laury oraz starszej Gabrieli.

Drgnęła, wyrwana z niezbyt przyjemnych wspomnień, bo szponiasta dłoń ciotki zacisnęła się na jej nadgarstku.

– Cieszysz się, że umieram?

Przez chwilę chciała obłudnie zaprotestować.

– Tak – skapitulowała. O dziwo, wyjawienie prawdy nie niosło ze sobą żadnych emocji. Po prostu stwierdziła oczywisty fakt.

– To widać. – Patrzyła teraz wprost w przytomne oczy umierającej. – Zawsze wiedziałam, że ty jedna potrafisz być szczera.

– Szczera? Nie stać było nas na to – odparła krótko Laura, zwinnym ruchem wyswobadzając swoją rękę.

– No tak... – Kobieta zaniosła się chrapliwym śmiechem. – Ten wasz pokręcony Mikołaj.

– On na ciele, ty na duszy – odparła ze spokojem dziewczyna.

Przez chwilę panowała pomiędzy nimi niczym nie zakłócona cisza.

– Przyszłam, bo chcę wiedzieć, czy możemy liczyć na cokolwiek.

– Ach, spadek! Tyle z nim zachodu... Czyżbyś się bała, że was wydziedziczę? – Oczy ciotki nabrały niezwykle chytrego, wręcz podstępnego wyrazu.

– Tak.

– Zależy wam na moich pieniądzach?

– Zależy. Ale na tobie nie.

W końcu nie musiała ukrywać swych uczuć. Testament został sporządzony i spoczywał w przepastnym sejfie, pod pieczą wiecznie ponurego adwokata. A tej kobiecie niewiele zostało czasu. Zbyt mało by go zmienić.

Nie umiem stąpać tak cichoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz