„Przysługa 1997" – tak brzmiała wiadomość zapisana na karteczce znalezionej przez Justin. Aż nazbyt oczywiste wydawało się, że odnosiła się ona do wydarzeń z czasu kataklizmu albo Wielkiej Odbudowy Świata, która nastąpiła zaraz po nim. Nie wiedziałam jednak, o jaką przysługę mogło chodzić. Czy moja mama komuś podpadła? Zwróciła na siebie uwagę nieodpowiednich osób?
Czy to w ogóle było możliwe? Mama była spokojna, wyważona i ciepła. Potrafiła postawić na swoim, ale do każdego zawsze podchodziła z szacunkiem. Trudno mi było wyobrazić sobie matkę, jak zadziera z gangsterami czy dokonuje jakiejś zbrodni, w konsekwencji której musiała się teraz ukrywać. To zupełnie nie pasowało do obrazu, który miałam w głowie.
Odetchnęłam głęboko i znowu popatrzyłam na karteczkę. Była niewielka, miała maksymalnie dwa na dwa centymetry. Brzegi papieru były nadpalone, a wiadomość napisano czymś wyglądającym na węgiel do rysowania. Dziwne.
— Pozwolisz, że ją zabiorę? — spytała Case, wyciągając urękawiczoną dłoń po karteczkę. Nawet nie zauważyłam, kiedy założyła kolorowe rękawiczki nitrylowe. — Poddam ją analizie. Może dowiemy się czegoś przydatnego.
Wyglądała, jakby chciała dodać: „ale niczego nie obiecuję", lecz ostatecznie zrezygnowała. Wpływ na to miały pewnie krokodyle łzy, które nagle zaczęły spływać po mojej twarzy. Podałam detektywce wiadomość, bo raz, że nie chciałam poplamić jej łzami, a dwa, że nie wiedziałabym nawet, co z nią zrobić.
— Czy mogłabym zostać tutaj sama? — zapytała jeszcze Case. — Tylko proszę, aby w tym czasie nikt mi nie przeszkadzał ani tu nie wchodził.
— Jasne — odparłam i powoli, na miękkich nogach wyszłam z pokoju mamy.
Zanim zamknęłam za sobą drzwi, zobaczyłam jeszcze, jak Justin ściąga czapkę i buty. Całkiem bosa stanęła na środku. Nie wiem, co wydarzyło się dalej, ale pod szparą w drzwiach pojawiło się ciepłe, złotawe światło. Z pokoju nie dochodził żaden dźwięk, nawet najcichszy szmer, odgłos oddychania, kroków, kompletnie nic. Zanuciłam pod nosem jakąś melodię, by przekonać się, że nie jest to efekt nagłego ogłuchnięcia.
Nie był.
Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić ani ile czasu potrzebowała Case, więc wróciłam do babci, by jej pomóc. Przynajmniej to pozwalało mi na podjęcie jakichś działań i zajmowało mój umysł. Zanim przekroczyłam próg sklepu, uspokoiłam się, w łazience ochlapałam twarz zimną wodą, przywdziałam firmowy uśmiech numer sześć i dopiero po tym dziarsko wkroczyłam do środka. Od razu rzucił mi się w oczy spory ruch. W świecie, w którym konwencjonalna medycyna zawodziła, szczególnie w wypadku leczenia ludzi o magicznych mocach, zielarstwo było nierzadko jedyną deską ratunku dla chorych, a dla nas – dochodowym biznesem.
Czy to możliwe, by ktoś porwał mamę dla okupu? Chyba nie, skoro do tej pory nie otrzymaliśmy żadnych żądań czy pogróżek. To by nie miało sensu.
Do południa przez sklep przetoczył się tabun ludzi. Zanim zamknęłyśmy zakład na czas trwania przerwy obiadowej, babcia spisała na kartce listę ziół i medykamentów, które będzie trzeba uzupełnić w jak najbliższej przyszłości. Przekręciłam zamek w drzwiach zewnętrznych, a potem, dokładnie kwadrans po dwunastej, przeszłyśmy do części mieszkalnej, by coś zjeść i chwilę odpocząć. Wyciągnęłam domowe mrożonki z lodówki, wstawiłam je do piekarnika i udałam się na górę. Byłam ciekawa, czy Justin już skończyła.
Podeszłam pod drzwi pokoju mamy. Na podłogę wciąż padało złociste światło. Po drugiej stronie nadal panowała idealna cisza. Przypomniało mi się, jak Case prosiła, by jej nie przeszkadzać, ale minęło już kilka godzin, odkąd się tam zamknęła. Ostrożnie przystawiłam ucho do pomalowanego drewna. Zmieniłam się w słuch. Niestety nieważne było, jak blisko czy daleko drzwi stoję, i tak niczego nie słyszałam. Przez chwilę walczyłam ze sobą, niepewna, co powinnam zrobić.
CZYTASZ
Just in Case
FantasyMatka Eleni zaginęła. W świecie po kataklizmie, który wyzwolił w ludziach magiczne moce i wydobył na powierzchnię żyjące dotychczas w głębi ziemi potwory, każdy dzień zwłoki zmniejsza szanse na znalezienie jej żywej. Zdesperowana dziewczyna udaje si...