Podczas kolacyjnej uczty Rah opowiadał wiele o swych podróżach na południe: o ziemiach Altfirów i ogromnym grodzie Alte Firya, o którym jednak plemię Rahoran doskonale wiedziało, zarówno od tych firskich dyplomatów, jak i swych handlarzy. Opowiedział też o innym firskim ludzie, który w wyniku gwałtów apokhalskich zmieszał się z nimi, oraz o ich technikach walki z tą rasą, o ludzie na południowym zachodzie, o białych piramidach ze szczytem z błyszczącego, pomarańczowego metalu, i o Asubarach - pustynnym ludzie dzierżącym moc ognia. Opowiedział o tym wszystkim, i jeszcze więcej…
Po kolacji Rah udał się do pawatsowej łaźni, gdzie służba przygotowała kąpiel w stosunkowo małej, drewnianej balii uszczelnionej sianem i skórą, oraz jedna ze służek ułożyła na taboreciku czystą, długą chustę. Gdy tylko ostatnia kobieta położyła obok glinianą misę z mazią myjącą i opuściła pomieszczenie, Rah zrzucił z siebie pelerynę, zdjął nogawice, przepaskę biodrową i futrzane okrycie tułowia. Gdy siadał w balii zaszczypały go liczne blizny na plecach.Krew wsiąkała w skalistą ziemię wnętrza jaskini. Widział przed oczyma grube, ogniste i sterczące włosy, pomarańczowe tęczówki, biały uśmiech kontrastujący z czarną, niczym węgiel skórą. Człowiek zaśmiał się szyderczo, po czym przyłożył Rahowi kościany sztylet do grdyki. Syn wodza nie był się w stanie ruszyć, jego obolałe, posiniaczone ciało nie miało dość sił. Związane nadgarstki przywiązane do grubej gałęzi drzewa rosnącego w środku jaskini piekły niemiłosiernie.
Rah otrząsnął się nagle i rozejrzał po drewnianym pomieszczeniu łaźni. Dostrzegł, iż mimowolnie zaczął pocierać drżącą dłonią nadgarstek, mimo że nie było na nich ani śladu po minionym wydarzeniu. Wodzic westchnął, po czym umył się mazią kąpielową pozostawioną przez służkę. Substancja pachniała firsko, z całą pewnością pochodziła z handlu wymiennego z Altfirami. Po wszystkim mężczyzna zwrócił uwagę, iż balia nie przeciekła, jego plemię bez wątpienia ulepszyło technikę uszczelniania. Owinął się w pasie chustą pokąpielną i udał do swej komnaty, gdzie czekały już na niego świeże ciuchy. W tej chwili ich jednak nie potrzebował, spojrzał na swe wysokie posłanie. Na niskiej drewnianej konstrukcji ułożono grubą warstwę materiału wypchanego słomą, na nim materiał wypełniony miękkimi pierzami, a jeszcze wyżej futra. Posłanie godne syna wodza. Uśmiechnął się i zrzucił z siebie przepasaną przez biodra chustę. Bose stopy klapały po drewnianym podłożu, a nagie, męskie pośladki zatrzęsły się. Mężczyzna niemal wskoczył na posłanie i wydał z siebie odgłos przyjemności. Puszyste futro rozkosznie zetknęło się z nagą skórą. Już zapomniał jak to jest spać na czymś tak wygodnym. Zamknął oczy.
Chociaż on planował sen, sen nie planował jego wzmożyć, więc po jakimś czasie zniecierpliwił się i wstał. Myśl o Urodzie nie dawała mu spokoju. Przywdział, więc buty, oraz czyste, futrzane nogawice przywiązane do przepaski biodrowej, a także havolinową, wiązaną koszulę. Wiedział jednak, iż nie wygląda dość godnie na takie spotkanie, ale nie była to odpowiednia pora na kilkugodzinne zabiegi kosmetyczne. Włosy i paznokcie będą musiały poczekać do jutra, w przeciwieństwie do Raha, który nie miał zamiaru czekać do jutra. Następnie opuścił pałac i spojrzał w niebo nabierając wdech. Wkrótce miała nastać północ. Dłonie trzęsły się na samą myśl o wyczekiwanym spotkaniu. Nie potrafił wytrzymać do rana. Podążył główną drogą, a dwie chaty dalej skręcił w prawo. Między budynkami dotarł do następnej formacji chat. Zcicha zakradł się do jednej okiennicy, lecz na próżno starał się przez nią coś ujrzeć, gdyż zamknięta i zakryta materiałową, czerwoną osłoną. Zapukał w futrynę. Czekał jakiś czas i zapukał znów. „Pewnie śpi” - pomyślał. Już miał zawrócić, gdy drewniane zamknięcia się uchyliły i ujrzał z ukradka spoglądające nań szmaragdowe oczy. Przyglądały mu się przez chwilę zmrużone. Okiennica na miedzianych zawiasach się zamknęła. Kawaler zmuszony był czekać jeszcze przez jakiś czas drapiąc się po głowie. W końcu drewno rozchyliło się na rozcież.
– Rah? Na bogów, to ty?! – Uśmiechnęła się unosząc brwi.
– Urodo! Oblubienico moja! – Nie potrafił oderwać myśli od jej nagiego ciała skrytego jedynie pod obszerną peleryną zaciśniętą delikatnymi, kobiecymi dłońmi tak, by nic intymnego nie mogło zostać ujrzane.
– Ledwie cię poznałam z tym zarostem.
– Wybacz, nie było czasu na pielęgnację i…
– Ładnie pachniesz.
– O… – Rah się lekko zarumienił.
– Ludzie mówili, iż przybyłeś. Zastanawiałam się kiedy przyjdziesz. Podejrzewałam, że nie wytrzymasz do rana. – Brwi jej lekko drgnęły. – Poczekaj. Zaraz wyjdę, lepiej nie budzić mojej rodziny.
CZYTASZ
Koszmar Rahorowego Gniezna (Rah, Čel i Krep)
HorrorInspirowane legendą o Lechu, Czechu i Rusie fantasy w uniwersum Vandi. Przełom neolitu i epoki brązu. Rah powraca z pięcioletniej podróży na rodzinne ziemie. Stęskniony miłości tak kobiecej, jak i matczynej myśli, że czas stanął w miejscu. Rzeczywis...