Raha i Urodę zbudziło uderzenie drewnem o drewno. Huk wielu upadających przedmiotów. Rah zerwał się na nogi. Nie wziął ze sobą broni. Jak mógł nie wziąć ze sobą broni? Nawet kościanego sztyletu. Wyjrzał zza rogu w stronę drzwi, drugą dłonią chwytając zgaszoną już pochodnię jako prowizoryczną lagę.
- Kto się tu u licha kręci? - krzyknął starszy mężczyzna. - Złodziej? Widzę cię! Wyłaź.Rah wyszedł mimowolnie ściskając przedmiot, który miał posłużyć do obrony. Rah przełknął ślinę, otworzył oczy w szoku.
- Coś ty za jeden? - Starzec ujrzał wychodzącą zza mężczyzny Urodę w rozczochranych włosach. Spojrzał po chwili znów na chłopaka. - Uroda? Cholera, ty musisz być Rah! Ale wyrosłeś! Nie poznałem cię!Uroda złapała towarzysza za dłoń. Dopiero wtedy rozluźnił ją i zrozumiał co się dzieje.
- Pan Valdan? Miło pana widzieć.
- Pogievy bogi - wybełkotał Rah pocierając kark.
- Dopiero co wróciłeś, a wy znów się do mej stodoły na schadzki zakradacie? Nic się nie zmieniliście - zaśmiał się. - No, chociaż teraz już jesteście dorośli, więc i zabawy macie zapewne bardziej... dorosłe.
Uroda się zarumieniła.Po krótkiej rozmowie para opuściła stodołę i zauważyli iż nastał świt.
- Muszę wracać do domu. Pomóc mamie, a zaraz później iść do pracy.
- Odprowadzę cię. - Ruszyli razem między domami.
- Rah, co to było?
- Co masz na myśli?
- Widziałam jak trzymałeś pochodnię, twoja postawa i... byłeś gotów, aby zabić.
- Środki ostrożności. Myślałem, że... - Westchnął. - To nic takiego.
- Wcale nie. Co się z tobą stało?Rah nie odpowiedział.
***
W sali wodza w pałacu, przy długim stole zasiadał Rahor, po jego prawicy natomiast Krep i Rah, a po lewicy Čel i szczupły, niezwykle wysoki mężczyzna o niemal błyszczącej niczym metal, złotej cerze i brązowych włosach. Wódz wskazał na niego:
- Rah, nie poznałeś jeszcze Halayela, Altfirskiego dyplomaty, który przybył tu wczoraj z Altfiryi. Gdy wróciłeś odsypiał akurat podróż.
- To zaszczyt - odpowiedział Rah ciepłym głosem.
- Ze wzajemnością. - Rozbłysnęły jego złoto-zielone oczy, których wewnętrzna część była zauważalnie niżej od zewnętrznej.Rahor zaprosił też do stołu ochroniarzy Halayela. W sumie trójka: dwóch mężczyzn i jedna kobieta. Wszyscy wyglądali podobnie. Przyodziewek dyplomaty i jego żołnierzy wyróżniał się nawet na tle różnorodności odzieżowej Doraerów. Miast nogawic, bądź przepaski biodrowej miał on brązową, długą do kolan, lecz niezwykle wąską tunikę zwężoną w talii przy pomocy paska. Dekolt miał wycięcie w kształcie litery „V", natomiast krawędzie przyozdabiały misterne, zielone hafty. Przyodziewek wydawał się bardziej damski, niż aerskie stroje mężczyzn. Co się tyczy natomiast żołnierzy - ich stroje były podobne, lecz pozbawione fikuśnych haftów i dekoltu, za to ich dłonie pokrywały havolinowe paski, a palce: wskazujący i środkowy miały nałożone skórzane naparstki. Strój kobiety natomiast, wydawał się odrobinę bardziej męski i... tutejszy. Brązowe nogawice i jasna koszula bez rękawów. Całą czwórka włosy splatała w grube i długie do pasa warkocze.
Krep przechylił głowę na bok i westchnął, po czym utkwił nieobecny wzrok w jakimś odległym punkcie unosząc w górę brwi.
- Możemy przejść wreszcie do rzeczy? - Spojrzawszy na ojca westchnął.
- Wprowadźmy Raha w szczegóły. - Wódz czekał na potwierdzenie ze strony syna, po czym wyjaśnił: - Apokhalowie zniszczyli już trzy pozostałe aerskie grody. Wychodzi na to, że jesteśmy ostatni. Mogą dokonać ataku każdej nocy. Mordują, gwałcą, porywają i jedzą ludzi. Stali się sprytniejsi niż kiedykolwiek wcześniej. Mówiłeś, że podczas swych podróży natrafiłeś na społeczność, która dobrze sobie z nimi radzi.
- Zgadza się. - potwierdził Rah. - W wyniku wielopokoleniowych gwałtów wielu z nich ma w sobie zarówno krew firską, jak i apokhalską. Zdają się być jednak bardziej Firami, lecz wielu ma ciemnoszarą cerę, często czarne oczy i... w zasadzie jest różnie jak to bywa z ludźmi o mieszanej krwi.
- Ladačnica! Przejdź do sedna. Jak się bronią?! - wtrącił Krep.
- Plemię swe zowią Nagvedi. Opracowali nową technikę łuczniczą. Tworzą krótkie łuki i strzelają z nich poziomo na bliskie odległości, a na dalsze, pionowo typowymi firskimi łukami. - Spojrzał na Halayela, a po chwili przeczesał wzrokiem zgromadzonych. - Zastawiają na dzieci nocy różne pułapki. Jedną z nich jest szeroki i głęboki dół wokół grodu, a w jego wnętrzu znajdują się zaostrzone pale. To jedna z najskuteczniejszych metod obrony jaką mają przeciwko nim. Większość miejsc do spania znajduje się pod ziemią, a chaty stanowią jedynie wejście do nich. Gdy Apokhalowie przedrą się przez mury, Nagvedi chowają się w nich, gdzie w wąskim tunelu tworzą formacje obronne.
- Brzmi ciekawie, ale na bogów, Rah! - Ojciec położył dłoń na swoich oczach. - Wybudowanie takich tuneli zajęłoby lata, a sam okop, wokół grodu to co najmniej kilka tygodni prac dla całego plemienia.
- Wiem. Możemy jednak przed grodem wykopać parę dziur na polu i wstawić po jednym palu. Zakryć dół liśćmi. Przynajmniej część z nich się nadzieje.
- Mogliby wpaść w to wasi ludzie, nie wspominając już o podróżnych z innych krain. - Altfirski dyplomata wyprostował się, przechylił pociągłą twarz ze spiczastym podbródkiem i zmarszczył czoło.
- Racja. To włóczna obokłuta. - Przytaknął ojciec. - Musimy bronić się starymi metodami. Mamy też inne problemy, susza tej cieplni dała nam się mocno we znaki. Połowa plonów do niczego się nie nadaje.
- My również mieliśmy z tym problem, voďu. Niektórzy z nas mają moce, które przyspieszają wzrost roślin, ale susza to susza. Próbowaliśmy się dogadać z Einerami, ale bez skutku.
- Północ - wtrącił Čel.
- Słucham? - zapytał ojciec.
- Skoro im dalej na południe tym cieplej, to na logikę im dalej na północ tym chłodniej. Może tam nie było suszy i kto wie, może tam też nie ma dzieci nocy.
- Sugerujesz byśmy opuścili nasz rodzinny gród i się przenieśli? Po moim trupie! To nasza ziemia!
- Dość tego! - W pomieszczeniu rozległo się uderzenie pięścią o stół, Krep wstał. - Nosz ladačnica! Ja pierdolę! Nie mogę już dłużej tego słuchać! Jeden proponuje bronić się starymi, nieskutecznymi metodami. Drugi pragnie bronić się dodając do tego nowe. Trzeci chce uciekać. Urodziłem się w rodzinie bojodupców, czy jaki sztyl?
- Co zatem proponujesz, bratan? - zapytał Rah.
- Pójdziemy do lasu, znajdziemy tę norę, z której wyłażą, a potem raz i porządnie im napierdolimy, ot co!
- Tydzień temu wysłaliśmy zwiadowców do lasu, by znaleźli to miejsce. Nie wrócili. - odparł ojciec. - Nawet ponad 150 lat temu ja z całym oddziałem pod dowództwem mego dziadka Rahovira i z mym ojcem Rahalem szukaliśmy ich kryjówki. Bez skutku.
- Za mało ludzi! Musimy wziąć całą armię! Ilu mamy vandarów? 150? Do tego mnóstwo innych żołnierzy. Wiemy, gdzie ich szukali, skoro nie wrócili to znaczy, że gdzieś tam jest ich kryjówka.
- Błąd - wtrącił Čel. - Nie możemy pozostawić grodu bez obrony.
- Pójdziemy w dzień, Apokhalowie atakują jedynie nocą. A inne ludy? Kiedy ostatnio zaatakował nas ktokolwiek inny niż dzieci nocy? Jakieś 40 lat temu, Nadrzeczanie, volk ich chędożył. - Krep przejechał dłonią po gładkiej glacy.
![](https://img.wattpad.com/cover/380734792-288-k225023.jpg)
CZYTASZ
Koszmar Rahorowego Gniezna (Rah, Čel i Krep)
HorrorZAKOŃCZONE Inspirowane legendą o Lechu, Czechu i Rusie fantasy w uniwersum Vandi. Przełom neolitu i epoki brązu. Rah powraca z pięcioletniej podróży na rodzinne ziemie. Stęskniony miłości tak kobiecej, jak i matczynej myśli, że czas stanął w miejscu...