POV. Vigor
Właśnie mijał siódmy dzień odkąd Sophie leżała z zamkniętymi oczami w szpitalnym łóżku. Cały czas siedziałem obok niej. Rzadko kiedy spałem, ponieważ chciałem widzieć co dokładnie się z nią dzieje. Raz na jakiś czas do sali wchodził jej Simon i mówił, że wyglądam jak trup. Ale prawda była taka, że mnie to totalnie nie obchodziło. Liczyła się dla mnie tylko Ona i jej stan zdrowia.
Położyłem delikatnie głowę na jej udzie, dalej nie puszczając jej dłoni. Wpatrywałem się w jej spokojną twarz. Sam nie wiem, w którym momencie po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.
Kątem oka spojrzałem na źródło dźwięku, którym okazało się otwierane drzwi przez Valencio. Minął tydzień, a ja nie odezwałem się do niego ani słowem. Fakt, napisał mi wiadomość, ale i tak dużą większość dowiedziałem się od swojej matki. Mocniej ścisnąłem dłoń Sophie wpatrując się w mojego brata stojącego w drzwiach.- Powiesz coś w końcu?- zapytał, a ja jedyne co to prychnąłem pod nosem. Pokiwałem głową i automatycznie się wyprostowałem.
- Byłeś z nią cały pierdolony czas. Gdyby nie ty. Nie znalazłaby się tutaj.- wysyczałem przez zęby, a Valencio spojrzał na mnie obojętnym wzrokiem.
- Gdybym napisał ci wcześniej odwiedzałbyś moje ciało zakopane w ziemię. Willow zabiłaby mnie, gdyby zobaczyła wiadomości. Specjalnie usunąłem konwersację od razu po tym jak ci to napisałem.
- To czemu mi w ogóle to napisałeś? Pomimo tego, że byłbyś martwy?- zapytałem, a Valencio odruchowo spojrzał w bok. Uniosłem delikatnie obie brwi w zdziwieniu, ponieważ nie spodziewałem się takiej reakcji z jego strony. Delikatnie puściłem dłoń Sophie i podszedłem do niego.- Mów kurwa. Jak będziesz cicho to nawet ci kwiatka na grób nie położę.- powiedziałem i mało brakowało, abym się zamachnął i uderzył go w ten pusty łeb. Miałem to zrobić, ale spojrzał mi w oczy.
- Chciałem ich ochronić...- wyszeptał, a po jego policzku spłynęły mu łzy.- Obiecałem jej, że ona ich nie skrzywdzi... Zjebałem...
- Jakich ich?- zapytałem w zdziwieniu, a on się bardziej rozpłakał.- Valencio, kto tam jeszcze był z wami?
- S...Sophie... I...- miał kontynuować, ale w tym samym czasie lekarz wszedł do środka. Momentalnie spojrzałem w kierunku łóżka. Nogi mojej żony delikatnie się ruszyły. Z resztą jak całe jej ciało. W sekundę znalazłem się obok niej i złapałem ją za dłoń. A drugą rękę położyłem jej na policzku. Gdy ona spojrzała na mnie lekko zaspanym wzrokiem momentalnie mocno ją przytuliłem. Sam nie wiem, w którym momencie zacząłem płakać.
- V...Vigor?- zapytała szeptem, a ja położyłem rękę na jej ustach.
- Spokojnie jestem obok.- wyszeptałem równie cicho, a jej ręce objęły mnie w mocnym uścisku.
- P...Przepraszam...- powiedziała, co zmusiło mnie do delikatnego odsunięcia się.
- Nie masz za co... To ja zjebałem, że wtedy nie porozmawialiśmy. Że...
- Jak to nie mam? To wszystko...
- Moja wina...- powiedział Valencio, a ja nie odrywałem wzroku od Sophie.
- Możecie mi powiedzieć o co chodzi?- zapytałem stanowczo, ale jednocześnie spokojnie. Po moich słowach Sophie spojrzała na lekarza stojącego nad łóżkiem.
- Bardzo nam przykro.- zaczął lekarz.- Nie dało się nic zrobić. Kopnięcie było zbyt mocne... Poza tym od samego początku były komplikacje. Ciąża była pozamaciczna. Nie było nawet szans, aby Pani donosiła ją do końca. Prędzej, czy później doszłoby do poronienia.- dokończył, a ona wybuchła głośnym i krzykliwym płaczem. Musiałem ją jak najszybciej uspokoić. Mocno ją przytuliłem i zacząłem delikatnie głaskać po plecach. Lekarz wyszedł, a Valencio oparł się o ścianę i ukucnął po chwili.

CZYTASZ
Evil meet at day (+18)
RomanceDruga część dylogii Evil Meet. Sophie- dziewczyna kończy studia i zdecydowanym krokiem zaczyna dorosłe życie. Wraca do domu, w którym mieszka z swoim narzeczonym- Vigorem. Wiodą spokojne życie- biorą ślub, ale nic nie trwa wiecznie. Do czasu- aż oka...