Wchodząc do klubu, od razu skierowaliśmy się do strefy VIP, którą piłkarze wykupili na ten wieczór. Przestrzeń była oddzielona od reszty lokalu szklanymi, matowymi drzwiami, co zapewniało nam względną prywatność. W rogu znajdowały się wygodne kanapy i stoliki, a muzyka grała w tle.
Każdy zajął miejsca na kanapach, szybko wciągając się w rozmowy i śmiechy. Siedziałam obok Siry, która jak zwykle tryskała dobrym humorem, oraz Pedriego, którego pozytywna energia zawsze działała jak magnes. Atmosfera była luźna, a rozmowy płynęły swobodnie, przeplatane żartami.
Po krótkiej rozmowie o wszystkim i niczym, Sira spojrzała na mnie z iskrą w oku, jakby właśnie wpadła na genialny pomysł.
- Mel, koniec siedzenia! Chodź z nami na parkiet - rzuciła, chwytając mnie za rękę.
- Serio? - zapytałam, unosząc brwi. - Dopiero co usiadłam.
- Żadnych wymówek! - dołączyła Mikky, która zdążyła już pojawić się obok. - Nie możemy przesiedzieć całego wieczoru.
Zanim zdążyłam zaprotestować, obie już ciągnęły mnie w stronę parkietu, gdzie panowała zupełnie inna energia - światła migotały w rytm muzyki, a tłum ludzi poruszał się zgodnie z melodią. Z początku czułam się trochę skrępowana, ale dziewczyny szybko zaraziły mnie swoim entuzjazmem. Sira i Mikky były w swoim żywiole, śmiejąc się i śpiewając pod nosem fragmenty piosenek. Po kilku utworach dołączyli do nas Ansu i Balde - dwójka samozwańczych mistrzów parkietu. Już z daleka było widać ich pewność siebie i chęć do zabawy.
- Mel, powiem tak - zaczął Fati, przekrzykując muzykę i uśmiechając się szeroko. - Ten wieczór nie będzie udany, jeśli nie wypijesz ze mną kolejki szotów.
Spojrzałam na niego z uniesioną brwią, niepewna, czy traktować to jako żart, czy wyzwanie, jednak miałam wrażenie, że niezależnie od odpowiedzi, Ansu już i tak zadecydował za mnie i postawił sobie za cel, wciągnąć mnie w swoje wieczorne szaleństwa.
- Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy, że nie wszyscy mają taką mocną głowę jak ty - odparłam z uśmiechem, próbując się wymigać. - Przecież ja jutro na 10 muszę być w pracy, trzeźwa! - powiedziałam, podkreślając ostatnie słowo.
- Oj tam, dasz radę! - machnął ręką. - Poza tym, jedna kolejka cię nie zabije - przekonywał mnie.
- No dobra, niech ci będzie - zgodziłam się w końcu, choć w moim głosie brzmiała nuta niepewności.
- Tak jest! - zawołał triumfalnie, unosząc ręce w geście zwycięstwa.
Zanim zdążyłam cokolwiek dodać, chłopak już ruszył w stronę baru, nie zwracając uwagi na nic ani na nikogo. Opierając się nonszalancko o ladę, podał swoje zamówienie barmanowi, a ja, czując potrzebę chwili wytchnienia, skierowałam się do wykupionej strefy, oddzielonej od parkietu i baru. Zasiadłam na końcu jednej z kanap w rogu sali, czując, jak dźwięki muzyki zaczynają się oddalać, a cała atmosfera staje się bardziej intymna i spokojna.
Czekając na mojego towarzysza dzisiejszego picia, który zaraz miał do mnie dołączyć, próbowałam się zrelaksować, ale nie mogłam pozbyć się wrażenia, że ktoś nieustannie mnie obserwuje. To był ten sam przenikliwy wzrok, który dobrze znałam - wzrok osoby, której numer nosiłam na plecach. Choć nie patrzyłam w jego stronę, czułam, jak jego spojrzenie dosłownie mnie przeszywa. Starałam się nie zwracać na to uwagi, ignorując uczucie niepokoju, które zaczęło się we mnie rodzić. Siedziałam tam, czekając na moment, kiedy Ansu wróci, by oderwać mnie od myśli.
Kilka minut później wrócił, niosąc na tacy 2 rzędy kolorowych kieliszków. Postawił je na stoliku z takim entuzjazmem, jakby właśnie przyniósł trofeum. Każdy z nich wyglądał jak mała pułapka – kolorowy, kuszący, a jednocześnie zdradliwy.
CZYTASZ
From strangers to lovers | Pablo Gavi
FanfictionMelania właśnie skończyła studia fizjoterapeutyczne i wyrusza do Barcelony, by rozpocząć wymarzoną pracę w klubie piłkarskim. Na lotnisku zderza się z tajemniczym, pewnym siebie mężczyzną, który wydaje się tylko kolejnym przechodniem. Jednak wkrótce...