Kiedy widzisz dziewczynę z mieczem wymierzonym w twoją pierś, lepiej zacznij wybierać kwiatki na swój pogrzeb.
Klinga połyskiwała niebezpiecznie w świetle małych latarenek. Nieobecny i pełen szaleństwa wzrok Faith przeszywał mnie i szeptał ,, Wynoś się stąd ofermo. . . " , a przynajmniej takie odnosiłem wrażenie. Dziewczyna przerzuciła zręcznie miecz z lewej do prawej dłoni i zaczęła posuwać się w moim kierunku. Wyciągnąłem ręce przed siebie w obronnym geście, starając się przemawiać jak najłagodniejszym głosem.
-Faith, spokojnie...- cofałem się powoli w kierunku wyjścia. Przeanalizowałem możliwe scenariusze: mógłbym pochwycić któryś z mieczy wiszących na ścianie i spróbować bronić się w razie konieczności, ale po pierwsze : nie chciałem jej skrzywdzić, a po drugie i tak pewnie nie miałbym z nią najmniejszych szans zważywszy na to, że w życiu nie miałem do czynienia zbyt często z fechtunkiem. Szybko przekreśliłem więc tę możliwość.
Może przeżyłbym upadek z wysokości czwartego piętra na twardą glebę? Może, gdybym był Spider-Manem... W tamtej chwili pożałowałem swojego lenistwa podczas zajęć akrobatycznych. Właściwie, nawet jeślibym upadł, ( i przeżył oczywiście ), obawiam się, że moje kości by tego nie wytrzymały. Wtedy byłbym już bezbronny, połamany i wkrótce martwy. Nie rozważałem schodzenia po drabince ani zsunięcia się z niej niczym Strażak Sam, bo i tak Faith była szybsza. Pozostało mi tylko jedno: przemówić jej do rozsądku używając mojego talentu dyplomatycznego.
-Faith, nie musisz mnie zabijać, wiesz? Ja, ja mogę ci pomóc! I ci się przydać! O tak!- niezwykle mocne argumenty, wróżę sobie owocną karierę jako pierwszy minister spraw zagranicznych. Widzę tę pozłacaną plakietkę na mahoniowym biurku prezesa : ,,Jack Nielsen. Pierwszy minister mielonka"
Poczułem deski za sobą. Niech to szlag! Nie miałem już gdzie się wycofać. Co prawda stałem zaledwie pół metra od wyjścia, ale co właściwie miałbym zrobić potem? Faith prychnęła. Nadal się do mnie zbliżała. Dzieliły nas juz tylko dwa metry. Jeden. Pół.
Zamknąłem oczy. Nie chcę widzieć swojej krwi wytryskującej we wszystkie strony. Wciągnałęm powietrze.
Nic się nie wydarzyło. Uchyliłem powieki. Faith nie było? Nie zabiła mnie! Yeah! Kto przeżył? Jack przeżył! Kto jest najlepszy? Jack jest najlepszy!
Już miałem zatańczyć taniec zwycięzcy kiedy zdałem sobie sprawę, że nie jestem jeszcze bezpieczny. Może Faith będzie niczym jakiś morderca psychopata bawić się mną jak swoją zdobyczą, zabijać mnie powoli świetne się przy tym bawiąc...
Wychyliłem się i zauważyłem ją schodzącą po szczeblach. ,,Co ona robi?" pomyślałem. ,, Może faktycznie nie chce mnie zabić?". Podążając jej śladem, zsunąłem się po drabince. Zaciekawiony pognałem za Faith.
Zmierzała do wysokiego i bardzo starego drzewa, otoczonego drewnianym, ręcznie zdobionym płotkiem. Dziewczyna przeskoczyła go zwinnie i krzyknęła.
-Miałeś nas chronić! - uderzyła mieczem o drzewo pozostawiając głęboką szramę.
Podszedłem bliżej i przyglądałem się całej tej sytuacji ze zdziwieniem ,, Zwariowała" stwierdziłem. Kylan miał rację. Ona jest stuknięta. Oskarża drzewo, jakby miało jakiś wpływ na dzisiejsze wydarzenia.
Przystanąłem przy płotku opierając ręce na deskach.
-Obiecałeś! Obiecałeś wszystkim!- znowu cięła z całym impetem w drzewo tak, że sok małym strumyczkiem zaczął sączyć się z pnia. Kiedy brała zamach, musiałem zgiąć się wpół, żeby nie odcięła mi głowy.
Mógłbym ja tak zostawić. Zdaną na pastwę losu wariatkę, kłócącą się z, jak spostrzegłem, klonem. Byłby to najbezpieczniejszy wariant. W końcu strażnicy by ją znaleźli. Tylko, że to by było złe. Musiałem interweniować, dla dobra mojego i drzewa. Inaczej goście z Greenpeace'a mi tego nie wybaczą.
-Faith, ekhem- przyłożyłem pięść do ust- może zastawiłabyś tą biedną roślinę i porozmawiała dla odmiany z czymś hm, żywym?
-Nienawidzę cię, rozumiesz?! - wrzeszczała ciągle uderzając. Z początku odebrałem to osobiście, ale po chwili uświadomiłem sobie, że adresatem obelgi był nie kto inny jak wielce przejęty sytuacją pan drzewo.
-Nienawidzę was wszystkich! - zamachnęła się do tyłu i prawie przewróciła, ale podtrzymałem ją zanim zdążyła spotkać się z glebą. Korzystając z chwili nieuwagi wyciągnąłem jej z ręki miecz po czym wyrzuciłem go za siebie.
-Co. Ty. Tu. Jeszcze. Robisz- wydukała przesycając każde słowo toną złości i nienawiści.
-Ja? Właśnie próbuje pomóc ci, nim zrobisz sobie krzywdę.
-Nie potrzebuje pomocy- założyła ręce na piersi dumnie unosząc głowę.
-Oczywiście, że potrzebujesz. Słuchaj to pewnie szok spowodował zmiany w twoim zachowaniu i ...
-Jakie zmiany?- przerwała mi- Jason, jestem w pełni świadoma!
-Jack- poprawiłem ją przygryzając wargę.
-Tak, tak, jasne. To wszystko może wydawać ci się dziwne, a ja nie jestem w stanie ci tego wytłumaczyć. - Jej głos brzmiał milej, jednak nadal można było wyczuć że chce mnie jak najszybciej spławić.
-Chce ci pomóc. Jesteś w ciężkim stanie, nie myślisz teraz racjonalnie.
-Wszystko ze mną w porządku- broniła się patrząc na mnie z wyrzutem.
Ukryłem twarz w dłoniach i westchnąłem. Wziąłem się pod boki i ścisnąłem usta zastanawiając się, jak jej towszystko wytłumaczyć.
-Dobra, może tak- zacząłem- przed chwilą darłaś się na drzewo, bo rzekomo ,, miało cię chronić". I uderzyłaś je. To nie jest normalne zachowanie, więc proszę daj sobie pom...
-Mówiłam, nie potrafię ci pewnych rzeczy wytłumaczyć- spuściła głowę.
-Rozumiem- odpowiedziałem szczerze- ale jeśli...
Za drzewem, w szyku bojowym ustawiały się czarne, warczące wilki. Ich uderzająco błękitne ślepia przypominające kostki lodu wbiły się we mnie informując, że w każdej chwili mogą rozszarpać mnie na strzępy.
-Jeśli co? - spytała Faith.
Odebrało mi mowę. Rozszerzyłem usta, a wargi drgały mi niezdolne do wypowiedzenia choćby słowa. Dziewczyna napotkała mój wzrok i odwróciła się zaniepokojona. Wiecie, ona była w o tyle lepszej pozycji, że chronił ją niski, chwiejący się płotek.
-Elecha! - wykrzyknęła radośnie zbliżając się do bestii.
,, Dobry Boże, miej tą wariatkę w opiece" modliłem się. Faith przeskoczyła deski i uklęknęła, zaplatając ramiona na karku wilczycy. Bestia zamiast, jak się spodziewałem, poćwiartować jej na kawałki, położyła olbrzymi łeb na jej barku. Po dość długo trwającym ,,uścisku" dziewczyna powiedziała coś w dziwnym języku przypominającym bełkot. Super. Teraz zacznie gadać do wilków po marsjańsku.
-O?- spytała wskazując palcem na mnie. Wilczyca wydała ciche warknięcie.
Faith wstała i podeszła do mnie.
-Jack, dziękuję ci za troskę- powiedziała łagodnym głosem. Tak, teraz to już na pewno zwariowała- Jeśli chcesz mi pomóc, musisz już iść. Wracaj do domu i nikomu nie mów, o tym co się dzisiaj wydarzyło. Nie zahipnotyzuje cie, ani nie usunę ci pamięci.
-Okej- odpowiedziałem zaskoczony - Chwila, zaraz, co?!
Zanim zdążyłem zadać jakiekolwiek pytanie, wilki przerwały mi wyjąc.
-Idź już- rozkazała i dołączyła do biegnących wilków.
Stałem w bezruchu jeszcze przez dobre kilka minut. Nie mogłem niczego poukładać w swojej głowie. To wszystko było tak dziwne, tak szybkie, tak zaskakujące... ,,To był tylko sen" wmawiałem sobie, kiedy szukałem wyjścia z lasu.
CZYTASZ
IcePassenger
Paranormal-Magia nie istnieje [...] To tylko iluzja [...]* Cześć! Jestem Jack Nielsen i oprócz siedemnastki na karku posiadam niesamowitą zdolność ściągania na siebie kłopotów. Czysta, naturalna, nieokiełznana ciekawość działająca niczym magnes nieszczęść w...