Staliśmy w bezruchu i pustym milczeniu.
Ja, wpatrzony w jej uciekający ku zgliszczom wzrok.
Ona, z figurującym na bladych wargach półuśmiechem.
Trwaliśmy tak, a most dzielący nas uprzednio został wzbogacony o kolejne kilometry zimnego żelastwa. Ciągle mieliśmy szanse na nawiązanie porozumienia, lecz ulatywały one z każdą sekundą owej wymownej ciszy. Czułem się jak zawodnik sumo chcący tylko przyjemnego marszu na bieżni, a któremu ktoś stale zwiększa tempo. Te pulchne nóżki nie mogące nadążyć za prędkością narzucaną przez maszynę... W taki sposób zobrazować można mój umysł, bombardowany przez szokująco niezrozumiały sposób bycia Faith.(Wszyscy Święci, Jack, cholera, co za powaga i patos! - pomyślicie. ) Trudno opisać uczucia targające mną w tamtej chwili... Musicie mi wybaczyć.
-Parę razy - przerwała w pewnym momencie ciszę, nie zaniechując zawieszonego w nicości spojrzenia - Cloud Minnstoff. James Perry. Tiana oraz... - przełknęła ślinę i zrobiła dłuższą pauzę - Czasami dokonujemy bardzo trudnych wyborów. Przeżyć, czy pozwolić umrzeć swojej duszy? - kontynuowała zachrypłym głosem.
Kiedy mój mózg z powrotem otrzymał odpowiednią dawkę tlenu, było już za późno na jakąkolwiek inną reakcję.
- Jesteś mordercą.
Nie dodałem znaku zapytania. Byłem pewny . Jak inaczej mógłbym wytłumaczyć jej powiązania z przestępcami, dilerami, świecącym psychowilkiem...Faith nie podzielała mojego zdania. Prychnęła beznamiętnie, a po jej policzku spłynęła nic nie znacząca łza.
-Nic nie rozumiesz - odrzekła ledwo słyszalnie, a pole widzenia zasnuła mi już tak dobrze znana, bezkresna ciemność.
* * *
Obudził mnie drażniący zapach benzyny i spalonego tłuszczu. Powieki ciążyły mi i nie miałem najmniejszej ochoty, aby je uchylić. Włącznik świadomości umysłu od dłuższej chwili sygnalizował tryb ON, jednak z wysiłkiem pozostawałem w nieruchomej pozycji. Właściwie, było mi tam niezwykle wygodnie...
Gdzie?
Gdzie było mi tak wygodnie?
Nie potrafiłem znieść milczenia, przerywanego brzęczeniem domagającej się naprawy maszyny. Powoli wpuszczałem do mych oczu promienie światła, delikatnie, jakby najmniejszy ruch mógł sprawić, że ustąpią one miejsca ciemności. Pospolita szosa, przyozdobiona gdzieniegdzie kępkami zielonych roślin. Umykała mojemu wzroku w zawrotnej prędkości - film przyspieszony trzy, a może nawet czterokrotnie. Od tego widoku zakręciło mi się w głowie. Doznania zmysłowe w postaci wyrafinowanego zastawienia wonności dodatkowo nasilały ten efekt. Odetchnąłem ciężko i głęboko, otrzepując z siebie senne ostatki. Wylegiwałem się na przednim siedzeniu pasażera przeterminowanego suva, sądząc po ogólnych rozmiarach i niezadbanych obiciach. Spoglądając na kąt padania promieni słonecznych, oraz uwzględniając obecną porę roku i położenie geograficzne Ameryki Północnej, dotarłem do wniosku, iż zbliża się godzina siódma. ( Dobra, macie rację. Odczytałem zacne informacje z radiowego wyświetlacza ). Pomijając to nie warte uwagi zakłamanie - było wcześnie rano. Niekulturalnie podrapałem się pod lewą łopatką i ziewając posunąłem spojrzenie bardziej na zachód. Gdybym posiadał zawartość Reese'sów w ustach, zapewne wyplułbym je ze zdumienia. ( Wiecie, tak jak to zawsze wygląda na dobrze wyreżyserowanych filmach, albo kiedy ktoś gilgocze was podczas konsumpcji.)
Zobaczyłem trzymającą pewną ręką kierownice Faith.
Tego było za wiele. Limit spoglądania na jej osobę wyczerpał się dnia, gdy ukazała mi się dzierżąc wymierzony w mą szlachetną pierś miecz. Dlaczego ta dziewczyna musiała być ucieleśnieniem najgorszych koszmarów? Snów, w których odczuwa się niemoc w kończynach, chociaż rozsądek nakazuje uciekać. Jest jak cień. Mrok zaklęty w jasności. Noc ukryta w pierwszych krokach świtu. Kara zesłana na...
CZYTASZ
IcePassenger
Paranormal-Magia nie istnieje [...] To tylko iluzja [...]* Cześć! Jestem Jack Nielsen i oprócz siedemnastki na karku posiadam niesamowitą zdolność ściągania na siebie kłopotów. Czysta, naturalna, nieokiełznana ciekawość działająca niczym magnes nieszczęść w...