Róż

144 25 1
                                    




Johnny Daniels poprawił poły swojej marynarki.

            Przejrzał się sobie w lusterku, w którym następnie wyłapał niecierpliwe spojrzenie swojego ojca. Starszy z mężczyzn wyrzucił brew ku górze.

             - A ty dokąd?

            - Spotkanie biznesowe.

            - I najlepszy krawat? – Wydawał się zdziwiony. – Ten sam, który zakładasz tylko na randki. Przecież cię znam.

            - Tato... - Westchnął. – Mówiłem. Powinieneś mnie posłuchać. Mówiłem ci o tym dużo wcześniej. Motywują mnie tylko interesy. – I słodka Olivia Evans, dodał w myślach.

            Starzec westchnął.

            - W kościach czuję, że to coś więcej. – Nie dawał za wygraną.

            Jego syn zacisnął z lekka szczęki zmęczony upartością starca. Doprawdy nie miał najmniejszej ochoty opowiadać starcu o swoim zakochaniu w dziewczynie nie dość że zamężnej to i dzieciatej. Gdyby zaczął mu o niej opowiadać z każdym słowem byłoby tylko gorzej. Był człowiekiem starego pokolenia, którzy nie mieli pojęcia – którzy nie chcieli mieć pojęcia – na temat związków z samotnymi matkami i do tego rozwódkami. Uznałby to za skandaliczne i usiłowałby wybić to synowi z głowy. Daniels o tym wiedział, dlatego skłamał – ponieważ w tamtym momencie jego życia nic nie mogło trzymać go z daleka od Liv. Nawet jeśli ta była całkowicie poza jego zasięgiem.

            Uniósł wodę perfumowaną i wtarł ją w swoje nadgarstki.

            Ojciec spojrzał na niego z dezaprobatą.

            - Uczyniłeś nas bankrutami dla jakiejś kobiety?

            - Dla sprawy! – warknął. – Ta firma nam pomoże, wzniesie nas ku nieosiągalnemu. Zapewni naszej rodzinie majętność na kilka kolejnych pokoleń

            I geny słodkiej Olivii Evans – dodał w myślach.

Johnny przekroczywszy próg domu państwa Evans został przywitany gwarnym śmiechem i różem policzków uroczej Pani Evans.

            - Olivio – schylił się do ucałowania jej dłoni. – Pięknie wyglądasz. – Zlustrował jej połyskującą kreację zakończoną połowie uda. Zakręcone włosy upięte wsuwkami, na tyle niesfornie, iż jedno pasmo opadło na jej skroń. Miał ochotę je zaczesać. Ułożyć, albo opleść wokół palca. Drgnęły mu pace, a jego nieokrzesany wzrok spłynął po jej podkreślonych różem polikach. – Zjawiskowo.

            Odchrząknął.

            - Prawda? Mam przepiękną żonę. – Odpowiedział mu Eric. – Najpiękniejszą. – Dopowiedział i ucałował czubek głowy swej ukochanej. – Myliłeś się.

            - Och tak, w jakiej kwestii? – zapytał Daniels.

            - Powiedziałeś, że wybieramy kobiety sobie podobne.

            Wpuścił gościa do środka.

            - Tak.

            - Wybieramy wspanialsze.

            Spojrzeli obaj z czułością na Liv. I tylko jeden z nich wiedział, ze miała siniaki w kształcie palców.

            Kocham, Wasza Lukrecja
Błagam o wybaczenie za tak krótki, pakowałam się na targi

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: 18 hours ago ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Poranki Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz