8.

57 4 8
                                    

Minęła dziewiąta rano, kiedy Hermiona wróciła do własnego domu. Ostatnie godziny spędziła w przydworcowej, całodobowej kawiarni obserwując mugoli zza wielkiej szyby. Snuła się trochę bez celu po okolicy, a kiedy już całkowicie zmarzła i ułożyła sobie w głowie potencjalny plan wydarzeń deportowała się przed własny dom. Nie spodziewała się, że w ciepłej kuchni zastanie krzątającą się Ginny.
Ucieszyła się, że w domu nie było Rona. Przed Ginny mogła udawać, że wraca z nocnego dyżuru. Przynajmniej tak jej się wydawało.
Nowe wydanie "Proroka codziennego" leżało na stole.
- Hej... - Hermiona przybrała sztuczny uśmiech. James siedział w wysokim krzesełku i podgryzał kawałek marchewki. Pozostałe kawałki lewitowaly dookoła niego. Ginny obrzuciła ją poważnym spojrzeniem.
- Mam dzisiaj wolne - zaczęła powoli - Przyszłam po ostatnie rzeczy i chciałam z tobą porozmawiać.
- Miałam nocny dyżur - skłamała szybko.
- Przecież jesteś zawieszona.
Hermiona głośno wypuściła powietrze z płuc. To kłamstwo się nie uda.
- Myślałaś, że nie wiem? - Ginny parsknęła śmiechem - Niespodzianka, wiem.
Hermiona wycofała się z kuchni.
- Poczekaj! - zawołała za nią Ginny.
Zatrzymała się na schodach prowadzących na górę. Chciała zaszyć w się sypialni.
- Ron nocował w sklepie. Nie tylko tej nocy, ale również kilka poprzednich - wysyczała oskarżycielskim tonem - Kocham cię jak siostrę, ale co wy wyprawiacie?
- Ginny, teraz nie mam siły... - wybąkała.
- Gówno mnie to obchodzi! - zrobiła kilka kroków na górę.
Hermiona odwróciła się.
- Nie wtrącaj się - Hermiona warknęła w jej kierunku.
James zaczął płakać w kuchni. Ginny pokręciła głową.
- Jak skrzywdzisz mojego brata, zabiję cię - rzuciła przez zaciśnięte zęby i zniknęła w drzwiach kuchni.


Wyszła spod prysznica. Lustro w łazience było całkowicie zaparowane i przetarła je dłonią. W odbiciu mignęła jej wychudzona postać. Harry uśmiechnął się do niej.
- To nie nasze zdolności świadczą o tym, kim naprawdę jesteśmy, tylko nasze wybory - powiedział cicho - Pamiętasz czyje to słowa?
Hermiona gwałtownie odwróciła się. Wyciągnęła w jego kierunku rękę, ale nie dała rady się ruszyć.
Obudziła się gwałtownie, podrywając z łóżka do pozycji siedzącej. Zasnęła w ubraniu, mając na sobie nadal czapkę i szalik. Za oknem było już ciemno. Odetchnęła głęboko. Tym razem w jej śnie był żywy. Był żywy.


Jennifer Rose siedziała przy swoim biurku tępo wpatrując się w zamkniętą teczkę z oznaczeniem oficjalnego raportu z autopsji bliźniaków. Nie miała odwagi jej otworzyć. Miała poczucie, że część puzzli zaczęła jej się układać, ale kiedy próbowała spojrzeć na cały obraz - nadal brakowało jej kilku kawałków. A może inaczej - kilka kawałków nadal nie pasowało do siebie.
Chciała dzisiaj porozmawiać z Shackleboltem, ale znowu nie było go w pracy. Sekretarka zbyła ją słowami, że jest w "podróży służbowej". Jennifer czuła, że to może dosłownie oznaczać wszystko. Zostawiła mu oficjalną wiadomość z prośbą o spotkanie.
- Nie mam jeszcze raportu na temat Tylera Scotta - Cyrus Blackthorn zatrzymał się przy jej biurku - Jak długo mam czekać?
- Przepraszam - wybąkała.
- Nie przepraszaj, tylko weź się do roboty - warknął - Mam teraz spotkanie z pismakiem z "Proroka..." ale nie dalej jak za godzinę chcę widzieć ten raport na swoim biurku.
Od czasu jej rozmowy z Cyrusem na miejscu zbrodni, mężczyzna znacznie zmienił do niej stosunek. Nie był już dobrotliwym, pomocnym aurorem, który służył radą w każdej sprawie. A może nigdy taki nie był?
Jennifer przygryzła wargę. Miała taki nawyk od dziecka, że kiedy ją coś mocno trapiło przygryzała usta do krwi. Znowu poczuła metaliczny posmak. Przez ostatnie dwa dni stary nawyk powrócił. Wytarła czerwony ślad wierzchem dłoni.
Wzięła głęboki oddech, związała swoje długie blond włosy w ciasny kucyk i sięgnęła po kawałek pergaminu. Napisała krótką wiadomość.

Jednorożce [HP, dorosłe życie, +18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz