Kiedys bylem i przybylem w jej ton, karmazynowy odcien gladzil wsrod fal wysoki klif na dziesiec metrow wzwyz, przed zachodem rozposcieral sie ponurej nocy zniw..
Kobiecy oddech pulsuje ostro i skrzeczy, umiera by zyc majac swe zycie w pieczy, dreczy, gladzi rozsierdzona, skacze po scianach jak nie ona, szlocha w duszy i w agonii odrodzenia kona..
Upuszczasz, lasi sie i daje lekcje odwagi, pokory oddania i wytrwalosci, ratujac niewinne serce od dnia bez ciepla w srodku i odrobiny jedrnosci milosciwej duszy..
I ktoz by inny niz li nie Ty Ina, i coz by innego nizli nie zycia sekret utkany..