Rozdział 3

93 11 4
                                    

Szliśmy do gabinetu Dumbledore'a. Cały czas spoglądałam na Draco. Był...przybity? Chwila moment, to ja tutaj jestem ofiarą, nie on.
Droga mi się strasznie dłużyła, jakbyśmy nigdy nie mieli dotrzeć do celu. Omijaliśmy uczniów, którzy uśmiechali się pod nosem, pewnie z powodu, że Draco był ciągnięty przez Snape'a a ja prowadzona przez dyrektora. Zobaczyłam w oddali Hermione.
-Hermiona!-krzyknęłam machając ręką, ale ona tylko spuściła głowę i zniknęła za rogiem. Wpatrywała się w nas dość długo, a gdy tylko ją zawołałam, odeszła. Uznam, że ma zły dzień.
-Proszę wejść Lily.-otworzył przede mną drzwi Dumbledore, weszłam do środka i stanęłam na środku nadal nie wiedząc o co chodzi. Profesor Snape ciągnął za sobą Malfoy'a.
-Puść mnie wreszcie!-wykrzykiwał Draco. Profesor pchnął go w moją stronę. Staliśmy obok siebie, a naprzeciwko nas Dumbledore i Snape.
-Lily, powiedz mi skąd masz ten naszyjnik.-rzekł dyrektor.
-Od Malfoy'a.-spojrzałam na chłopaka z pogardą, czemu mi go dał?
-Niby skąd pan Malfoy miałby go wziąć?-Snape wpatrywał się we mnie, a Dumbledor spoglądał tylko z troską.
-Pan myśli, że ja kłamie? Nie wiem, może ukradł go komuś?-skrzyżowałam ręce na piersi. Usłyszałam z boku prychnięcie Dracona. No myślałam, że rozwale mu głowę.
-Z czego się śmiejesz? To przez ciebie mam teraz problemy, więc się zamknij.-szepnęłam. Chłopak na mnie spojrzał z obojętną miną i znowu wrócił wzrokiem do nauczyciela i dyrektora.
-Ona nie kłamie. Ja jej to dałem, a skąd? To już nie ważne. Ważne jest to, że pieknie w nim wygląda.-opadła mi szczęka. Czy Draco Malfoy własnie powiedział, że ładnie wyglądam? Nie mogłam w to uwierzyć.
-Zapytałem skąd to masz, a nie czy ładnie w nim wygląda.-zapytał dyrektor.
-Dobrze, panie dyrektorze. Ja już wiem skąd się wziął ten wisior. Porozmawiamy potem. A teraz muszę iść.-wyszedł a po chwili zaraz Draco. Szybko wybiegłam za nim.
-Co to było?-krzyknęłam, bo był już dość daleko, ale się zatrzymał i odwrócił w moją stronę. Zaczął się zbliżać.
-A jak myślisz, Powell?
-Nie wiem, kolejna prowokacja?-wywróciłam oczami.
-Uwierz, ale uratowałem ci tym skóre, szlamo.-zaśmiałam się.-Ja na twoim miejscu bym dziękował, a nie się śmiał.-parsknął.
-Draco Malfoy ratujący skórę Lily Powell. Mhm, w jednorożce też wierzysz?-żyjemy w Hogwarcie, Lily, tutaj jest wszystko możliwe.-A zresztą, nie obchodzi mnie to.-odeszłam, ale ten złapał mnie za nadgarstek.
-Uważaj na siebie, szlamo.-puścił moją rękę i skręcił w pierwszy lepszy korytarz. Co mu odbija?

Po paru minutach byłam już we Wspólnym Pokoju. Nigdzie nie mogłam znaleźć swoich przyjaciół, ignorowali mnie. Jeszcze nigdy się tak nie zachowywali.

W pokoju zastałam tylko Lunę, która jak zwykle czytała jakiś magazyn. Rzuciłam się na kanapę obok i zaczęłam gapić się w kominek. Może powiedziałam coś co mogłoby ich urazić?
-Cześć Lily.-przywitała się dziewczyna zza gazetki.
-Cześć Luna...-westchnęłam.
-Czemu nie jesteś z Harym, Ronem i Hermioną?-zdziwiła się.
-A wiesz gdzie są?-spytałam.
-Wiem, a ty nie wiesz?-podniosła jedną brew na znak zdziwienia.

-Mogłabyś mi powiedzieć gdzie oni przebywają teraz?
-Mogłabym. Siedzą w Wieży Astronomicznej. Pamiętam, że Harry powiedział, żebym ci nic nie mówiła, więc powiedz, że sama ich znalazłaś. Dobranoc, Lily.-uśmiechnęła się, wstała i skierowała do łóżka.
Oburzona tym, że moi przyjaciele skrywają jakieś tajemnice przede mną wstałam z sofy i poszłam do wieży. Chodziłam cicho, żeby nikt mnie nie usłyszał. Przez okna wpadało światło księżyca. Pięknie było na zewnątrz. Księżyc przysłoniony chmurami, gwiazdy, błonie. Idealnie.

Otworzyłam drzwi i zaczęłam schodzić w dół wieży. Gdy się zbliżałam głosy przyjaciół stawały się głośniejsze.

-Tu jesteście.-stanęłam przed nimi, a oni zerwali się na równe nogi.

-Co tu robisz?-spytała oburzona Hermiona.

-To ja powinnam wiedzieć co wy tutaj robicie i dlaczego cały czas mnie ignorujecie!-krzyknęłam.
-Słuchaj, Lily...-westchnął Harry.-Nie możemy się narazie widywać.-posmutniał.
-Słucham, jak to nie możemy się widywać? To jakiś nieśmieszny żart?-nie wiedziałam o co chodzi, byłam zdziwiona.
-Wiemy o twojej ciotce..-rzuciłam przerażające spojrzenie Hermionie. Zdradziła mnie, powidziała moją tajemnice, prosiłam ją...
-Zawiodłam się na tobie, Hermiono.
-Próbuje ci pomóc, nie zaszkodzić!-wypuściła w góre ręce. Było mi przykro.
-Mniejsza o to... Dlaczego nie możemy się spotykać, bo nie widzę żadnego powiązania ze śmiercią mojej ciotki, a naszą przyjaźnią.-spuściłam głowę i wlepiałam wzrok w moje czarne baletki.
-Nie możemy ci tego powiedzieć, to cie zaboli mocniej niż śmierć twojej cioci, uwierz mi, nie chcemy dla ciebie--
-Co może mnie zaboleć jeszcze bardziej niż śmierć najbliższej osoby, Harry?-przerwałam Harry'emu, nie mogłam już tego słuchać. Odwróciłam się i zaczęłam wbiegać na górę gdy nagle usłyszałam ten głos.
-Mój ojciec zabił twoją ciotkę, Powell.-stanęłam w miejscu, moje serce również. Odwróciłam się, spojrzałam w dół, a zza filaru wyszedł Draco. Harry, Ron i Hermiona byli przerażeni. Nie chcieli, żebym się dowiedziała.
Uderzyła mnie fala emocji, chciałam krzyczeć, szlochać, byłam wściekła i smutna. Moje oczy zaczęły się robić szklane od łez, którym nie pozwalałam wypłynąć. Zbiegłam ze schodów, odepchnęłam Rona, który stał mi na drodze. Wyciągnęłam różdżkę i rzuciłam zaklęcie odrzucające. Draco leżał na zimnej podłodze zwijając się z bólu. Podeszłam do niego, złapałam za płaszcz i przygwoździłam do ściany, adrenalina dodawała mi chyba nadludzkich sił. Spojrzałam mu w oczy, które były przesiąknięte jadem, nienawiścią do całego świata, dumą, pychą. Miałam ochotę go w tamtej chwili zabić. Wszystko straciło jakikolwiek sens. Nic się już nie liczyło.
-Dlaczego?-wydukałam. Draco parsknął śmiechem, moja wściekłość zaczęła wyprzedzać smutek.
-Spójrz.. przez okno, Powell.-wykaszlał zamykając powoli oczy, jakby odpoczywał, co do cholery? Odwróciłam głowę zdezorientowana na Harry'ego. Podeszłam do okna, a na niebie widniał znak ułożony z chmur. Trupia czaszka, otwierająca swoją jame, a z niej wychodzący wąż. Voldemort. Przez moje ciało przeszły ciarki. Podbiegłam do Draco, który opierał się o ściane, powoli się o nią osuwając, znowu złapałam go za płaszcz i podniosłam do góry.
-Co to ma znaczyć, do cholery?!-wykrzyczałam mu w twarz. On znowu się zaśmiał. Wszystko we mnie wrzało. Puściłam go. Zaczęłam od niego odchodzić.
-Nienawidze cię, Malfoy, nienawidze całej twojej rodziny.-odwróciłam się i spojrzałam na przyjaciół. Miałam im za złe, że nie chcieli powiedzieć mi prawdy, nawet tej najgorszej. Chciałam stąd uciec. Gdy wchodziłam na górę usłyszałam swoje imię, ale już nic mnie nie obchodziło w tamtej chwili. Chciałam tylko pójść do pokoju i pójść spać. Potrzebowałam tylko oparcia od przyjaciół, a poczułam się jakby wbili mi nóż prosto w plecy. Chciałam opowiedzieć im o wisiorku, o moim beznadziejnym dniu przy kominku we Wspólnym Pokoju, ale dzisiaj nie mogłam na to liczyć...

_____________________
dosyć długa przerwa i dosyć krótki rozdział, ale mam nadzieje, że wam się spodobał:-/

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 19, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

DEATH EATERSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz