Podróż trwała bardzo długo, bo prawie pięć godzin, a to wszystko przez to, gdyż musieliśmy co jakiś czas zatrzymywać się i wypuszczać Szczypiora. Między przystankami ucinałem krótkie drzemki, a na zewnątrz w tym czasie rozjaśniło się. Wyjechaliśmy o piątej rano, aby rodzice zdążyli do jednego ze swoich biur na umówione zapoznanie. Ze względu na mnie przenieśli centrum. Moje drzemki były niespokojne i pełne złych obrazów, przez co budziłem się ze łzami w oczach. Za każdym razem widziałem spojrzenie taty we wstecznym lusterku.
-Zaraz będziemy na miejscu - poinformował mnie, a pies leżący na moich udach zaskomlał głośno, jakby to on nie mógł się doczekać nowego domu.
Zacząłem obserwować otoczenie, kiedy otworzyła się brama i wjechaliśmy na żwir. Widziałem tylko dwa limonkowe budynki - jeden okazał się ogromnym domem, a drugi garażem z trzema miejscami parkingowymi. Wjechaliśmy do drugiego i wyszliśmy z auta. Szczypior pociągnął mnie za smycz na zewnątrz. Oślepiło mnie słońce jesiennego poranka, ale przyzwyczaiłem się po chwili. Mocno trzymając końcówkę smyczy, obejrzałem się dookoła. Teren zielony był rozległy. Widziałem tylko obszar przed domem, ale był zachwycający. Idealnie skoszona, zadziwiająco zielona jak na tę porę roku trawa zajmowała najwięcej miejsca. Około dziesięć metrów przed płotem posadzone były krzewy, których nazw nie znałem i pewnie nigdy nie słyszałem, a mimo to i tak bardzo mi się spodobały. Spojrzałem na zielony budynek. Wyglądał jak normalny, przytulny dom z ogromnymi oknami, których nie byłem w stanie zliczyć, jednymi wielkimi ciemnobrązowymi drzwiami oraz szpiczastym, brązowym dachem. Budynek był ogromny i nie dwa, ale z pięć razy większy niż poprzedni dom. Piękny.
-Skarbie, podoba ci się? - mama pojawiła się znikąd, strasząc mnie. Nie odrywając wzroku od domu powiedziałem ciche "tak" - przejdziesz się po okolicy z swoim słodziakiem - pochyliła się do Szczypiora i podrapała go za uchem - a ja z tatą w tym czasie coś załatwimy i kiedy przyjdziesz wszystko będzie gotowe, dobrze? - położyła drobną dłoń na moim ramieniu.
-Dobrze - wręczyła mi w wolną dłoń kilka magazynów. Spojrzałem na okładki i ujrzałem głównie wystroje wnętrz z napisami i tytułami gazet.
-Jedynie twój pokój nie jest umeblowany - postanowiłem, że przejrzę je w czasie spaceru z psem. Zawinąłem je w gruby rulon i podziękowałem mamie. Uśmiechnęła się i wraz z tatą poszła w stronę masywnych drzwi. Chwile patrzyłem na ich znikające postacie, ale kolejne szarpnięcie ze strony labradora odwróciło moją uwagę. Pochyliłem się, głaszcząc go i pozwalając polizać mu swoją dłoń, po czym ruszyłem w stronę bramy i wyszedłem na chodnik.
Mijałem zwykłe, nudne domy zastanawiając się, dlaczego jedynie mój jest tak okazały w tej okolicy. W prawdzie było kilka większych, ale nie dało się zaprzeczyć, że mój górował nad nimi. Z czasem domy zaczęły się zagęszczać, pojawiły się rozwidlenia dróg i bloki, małe sklepiki i markety. Wychodząc zza rogu na środku ulicy, pojawił się wielki kwadrat z parkiem, do którego wszedłem, podziwiając ogromną fontannę w centrum ogrodu. Wyszedłem na przeciwległą ulice i przystanąłem dostrzegając kawiarenkę, a na jej szybie napis "można wprowadzać zwierzęta". Wsunąłem dłonie w kieszenie odnajdując banknot pięćdziesięcio złotowy i z wahaniem otworzyłem drzwi sklepu, najpierw wpuszczając Szczypiorka, a następnie sam wchodząc. Nasze przybycie oznajmił donośny dźwięk dzwonka wiszącego nad drzwiami, jednak nikt się nie obejrzał, gdyż nie było innych klientów. Nie zdziwiło mnie to, gdyż była najpóźniej godzina jedenasta. Rozejrzałem się. Pomieszczenie było małe, liczące sześć czteroosobowych stolików wykonanych z jasnego drewna. Stały na nich małe wazony z bladoróżowymi goździkami na kwiecistych serwetkach. Ściany były koloru brązu i beżu, zaś na końcu lokalu znajdowała się lada z szklanymi wystawkami po obu bokach prezentującymi słodkie torty, placki i babeczki. Podszedłem do stojącego przy ścianie krzesełka i przywiązałem do specjalnego uchwytu smycz Szczypiora, następnie skierowałem się do lady. Popatrzyłem na kolorowe wypieki, zastanawiając się czy mam ochotę na jakieś, ale mój brzuch stanowczo dał odpowiedz na tak.
CZYTASZ
W ŚNIEŻNĄ NOC
RomantizmMikołaj walczy ze złamanym sercem i nagle pojawia się ktoś, kto oddaje mu swoje własne.