Rozdział III

2.9K 170 17
                                    

Harry pierwszy raz od początku wakacji obudził się szczęśliwy i wypoczęty. Kąciki jego ust mimowolnie powędrowały w górę, a on jeszcze długo leżał w swoim łóżku - które wydawało się zresztą znacznie wygodniejsze - rozmarzony, wpatrując się w sufit.
Po zaciągnięciu się stało się dokładnie to, co przeczuwał - a nawet więcej. Wizję i nieustający ból głowy zniknęły, a zastąpiło je bardzo przyjemne uczucie beztroski. Odczucia były podobne do tych pod działaniem klątwy Imperius, wszystkie jego problemy po prostu przestały istnieć. Brak zainteresowania ze strony Rona i Hermiony, lekceważenie go przez Syriusza i Dumbledore'a, złe traktowanie u Durlsey'ów - wszystkie te sprawy przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Liczyło się tylko jedno. On sam.
Narkotyk przepełnił go mnóstwem entuzjazmu, tak, że zwykłe wejście na szczyt schodów cieszyło jak zdobycie szczytu Mount Everest. Paczka Dudleya chyba czuła się podobnie, bo już po kilku minutach raźnym krokiem ruszyli na Cloudie Street - jak później Harry się dowiedział - ich ulubione miejsce spotkań. Na samym końcu ulicy mieścił się magazyn, ale mieszkańcy miasteczka omijali go szerokim łukiem. Wiedzieli, że przebywa tam towarzystwo, z którym nie chcieliby mieć nic wspólnego. Być może Harry czułby podobnie, gdyby nie substancja, przyćmiewająca mu zdrowy rozsądek.
W środku przebywało mnóstwo ludzi w jego wieku. Niektórzy nie wyglądali zachęcająco, ale większość prezentowała się całkiem dobrze. Z resztą czarnowłosy i tak miał wrażenie, że mógłby zaprzyjaźnić się z każdym, więc strój i to, czy rozmówca grozi mu scyzorykiem, nie robiło na nim wrażenia. W ten sposób Harry dowiedział się, gdzie Dudley spędza większość dnia i gdzie kupuje wszystkie niedozwolone rzeczy, którymi raczył go poczęstować. Normalnie Potter czułby się głupio, że chodzi w za dużych spodniach kuzyna, podczas gdy inni są ubrani w drogie, markowe ubrania, ale ten Harry - Harry pod wpływem - mógł chodzić nawet nago. Po wlaniu w niego półowy butelki bliżej nieokreślonego napoju przez nowo poznanego kolegę, chłopak zaczął nawet podrywać jakąś brunetkę.
- Carly - powtórzył, próbując przywołać pod powiekami twarz ciemnowłosej piękności.
Największą radość sprawiły mu miny wujostwa, kiedy wrócił do domu roześmiany, razem z ich ukochanym synkiem u boku. Małe, prosiakowate oczy wuja Vernona omal nie wyskoczyły z orbit, a ciotka Petunia chwyciła się za serce, upuszczając przez to talerz z świeżo upieczonymi ciasteczkami.
Harry był w wyśmienitym humorze i wiedział, że nawet kolejna sowa od Syriusza nie może go zniszczyć. Żadnego listu jednak nie było, więc czując się podejrzanie ciężki, zszedł na śniadanie.
Tak jak myślał, w jego życiu zaszły wczoraj radykalne zmiany. Wuj Vernon,  zamiast jak co rano czytać gazetę, w geście niepokoju stukał swoim grubym, serdelkowatym palcem w blat stołu, a ciotka Petunia, bardziej gwałtownie niż zwykle, szorowała połyskujący zlew. Po posłaniu do Dudleya promiennego uśmiechu, zajął swoje miejsce. Nie miał pojęcia, czy to skutek zielska, czy zwyczajnie nigdy nie miał okazji się tego dowiedzieć, ale przyjaciele "Wielkiego De" jak i on sam, nie wydawali mu się aż tak głupi jak wcześniej myślał. Chyba nawet  pamiętał, jak popłakał się wczoraj z żartu Matta, najlepszego przyjaciela Dursleya. Choć szczerze, w Harrym bardzo łatwo było wczoraj wzbudzić silne emocje.
- Chłopcze - wuj Vernon odezwał się zdenerwowanym głosem, a ciotka natychmiast przestała torturować zlew - Dudley mówił nam, że ty... że wy... - jego twarz przybrała kolor dojrzałej śliwki - spędzacie teraz razem czas - zakończył i zaczął desperacko łapać oddech ustami, jak gdyby mówienie tych słów niezykle go męczyło. Ciotka Petunia wyczuwając, co się dzieje, przyjęła inicjatywę i z niezadowolonym wyrazem twarzy, zajęła krzesło naprzeciwko Harry'ego.
- Skoro pokazujesz się z naszym Dudziaczkiem - podobnie jak jej mąż, nie próbowała nawiązać kontaktu wzrokowego z siostrzeńcem. Zamiast tego wpatrywała się w równoległą ścianę - rzeczywiście powinieneś kupić sobie jakieś bardziej przyzwoite ubrania - wypluła z siebie te słowa, jakby były czymś trującym. Harry poczuł jak jego szczęka zjeżdża w dół. Mieszkał z Durlseyami czternaście lat i jeszcze nigdy nie zaproponowali mu dokładki przy kolacji, a
teraz - ciotka Petunia, kobieta, która od tylu lat stara się traktować go jak powietrze - proponuje mu zakupy?
- Oczywiście, nasz skarbek - spojrzała z czułością na syna - nigdy nie będzie miał dość ciuszków, więc zawieziemy was obu do Londynu.

*****

Harry jeszcze nigdy nie miał ochoty użyć magii tak bardzo jak teraz. Próbował już wszystkich możliwych sposobów, ale jego szafa zwyczajnie nie chciała się zamknąć. Zastanawiał się, czy nie mógłby upchnąc kilka koszulek pod łóżko, ale z drugiej strony nie potrafił sobie wyobrazić, co zrobiłaby ciotka Petunia, widząc jego nowe ubrania zakurzone. Jego. Pierwszy raz był na zakupach w mugolskim świecie. Pierwszy raz traktowano go jak zwykłego chłopaka, a nie jak darmową siłę roboczą lub jak broń przeciw Czarnemu Panu. Mógł kupić, co tylko chciał. Mógł wybrać kolor, długość rękawów, materiał. Harry nadal nie mógł uwierzyć, że tak zwykła rzecz jak zakupy potrafi sprawić tyle radości.
- Za chwilę się poślinisz - stwierdził Dudley, wchodząc do sypialni kuzyna, nie oddalają się jednak od drzwi. Harry zastanawiał się, dlaczego nigdy nie wszedł dalej. Czyżby bał się, że nasiąknięte magią łóżko Harry'ego wyczaruje mu świnski ogon?
- Wolałbym nie - Potter uśmiechnął się do kuzyna i ręką zrzucił sobie ubrania z kolan.
- Idziesz z nami na Cloudie Street? - spytał brunet przyciszonym głosem, a czternastolatek domyślił się, że w takim razie Dursley'owie nie zostaną poinformowani.
- Co chcesz tam robić w środku tygodnia? - spytał trochę zbity z tropu.
- Stary, dopiero w tygodniu zaczyna się zabawa. Pewnie będzie Cassy. Chyba spodobała ci się wczoraj, co?
Cassy? Nie Carly, tylko Cassy. No tak.
- Yhym - wymamrotał tylko w odpowiedzi. Jak mógł zapomnieć jej imię?
- To ubierz się w coś - Dudley obrzucił go nieprzychylnym spojrzeniem - co kiedyś nie należało do mnie.
I wyszedł. Harry zaczął przeszukiwać stos ubrań wokół siebie. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek wcześniej mógł wybrać jak chce wyglądać. W Hogwarcie nosił szatę, a poza Hogwartem stare, często zaplamione ubrania po kuzynie. To wszystko.
- Nigdy więcej - wyszeptał, przeciągając przez głowę zieloną koszulkę.
Nie zastanawiał się nad tym zbyt długo, ale kiedy uznał, że wygląda w miarę przyzwoicie, powędrował na parter. Tam czekali już na niego Dudley i Matt, zawzięcie wyjaśniający coś przez telefon.
- Mamo, idziemy z Harrym do Matta - krzyknął Dudley do ciotki Petunii, a czarnowłosy walczył z uśmiechem, chcącym pojawić się na jego twarzy.
- Tylko uważ... - brunet zatrzasnął drzwi, więc chłopcy jedynie w akompaniamencie słów blondyna ruszyli w kierunku magazynu.

Harry nie wiedział ile stał w wejściu do budynku, niezdolny do wykonania jakiegokolwiek ruchu. Władze w kończynach odzyskał dopiero, gdy tłum pociągnął go w głąb magazynu, a jakiś wysoki chłopak omal nie wybił mu zębów łokciem. Potter nie mógł uwierzyć, że kiedykolwiek znajdzie się w takim miejscu. Słyszał głośną muzykę, ale nie miał pojęcia skąd dochodzi. Z każdej strony docierał do niego inny zapach. Damskie perfumy, alkohol, pot - one wszystkie mieszały się ze sobą, wywołując u czternastolatka zawroty głowy. Starając się nie zostać stratowany przez tańczących nastolatków, dotarł do obdartej z farby ściany i oparł się o nią. Zamknął oczy. Miał wątpliwości, czy chce tu zostać. Czy to było w porządku? Wobec Syriusza? Co powiedziałaby na to Hermiona?
- Harry?
Otworzył oczy. Cassy. Potter przyznał w myślach, że dziewczyna wygląda równie pięknie jak wczoraj. O tak, jednak chcę tu zostać.
- Cassy - odpowedział z szerokim uśmiechem.
Nastolatka skrzywiła się.
- Carly - poprawiła. Dudley, kretynie
- Co tam? - czuł, że jego poliki czerwienią sie z zażenowania
- Chodź, Rick i ten z Fallow Street zaraz się na siebie rzucą. Rickowi zawsze coś odwala jak wypije - ciemnowłosa pociągnęła go za rękę. Poczuł przyjemne ciepło rozchodzące się falami po skórze - No chodź. Będzie fajnie.
- Oczywiście - odpowiedział lekko nieprzytomnym tonem, dając się zaciągnąć w stronę tłumu.
To będą piękne wakacje - pomyślał Harry i zamknął oczy, całkowicie polegając na prowadzącej go brunetce.

Alternatywny Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz