Rozdział I

3.8K 207 24
                                    

Tak jak co wieczór od ponad dwóch tygodni, Harry wybrał się na samotny spacer po ulicach Little Whinging. Tak jak codziennie skręcił za róg obok domu pana Campbella i minął kosz na Cryer Street, przy którym leżały dwie puszki po kociej karmie. Przysiadł na ławce w parku i obserwował beznamiętnie żółty dom po drugiej stronie ulicy. Mieszkała w nim trzyosobowa rodzina. Państwo Wilkinson. Pani Wilkinson miała długie blond włosy, które często upinała w koka na czubku głowy. Popołudniami prowadziła długie rozmowy telefoniczne na ganku domu. Pan Wilkinson, postawny brunet o ciemnej karnacji, pracował wraz z jego wujem w fabryce świdrów. Czasami bawił się w ogrodzie z najmłodszym członkiem ich rodziny, pięcioletnią Emmą. Jak już Potter zdążył zaobserwować, co trzy dni odwiedza ich babcia. Jeszcze zanim otworzy furtkę woła dziewczynkę na powitanie - stąd chłopak zna jej imię. Potem chodzą na spacery, starsza kobieta przychodzi z psem, prawdopodobnie rasy corgi.
Siedząc tak i wpatrując się w okno kuchenne rodziny Wilkinson, przypomniał sobie, że jutro przypada dzień odwiedzin babuni.
Wstał gwałtownie z ławki i zaśmiał się histerycznie. Ruszył szybko w dół ulicy. On - chłopiec, który przeżył, wydarł kamień filozoficzny z rąk Quirrella, przepędził setki dementorów i wreszcie - uciekł samemu Lordowi Voldemortowi - siedzi tutaj i nie ma nic ciekawszego do roboty niż śledzenie życia obcych ludzi. Nie może nawet tracić czasu na odpisywanie przyjaciołom jak jeszcze rok temu, bo nie dostaje już żadnych listów. Ostatni przyszedł tydzień temu od Rona i zawierał żałosne aluzje, jakoby razem z Hermioną mieli mnóstwo pracy. Harry poczuł narastającą w nim frustrację na samo wspomnienie treści wiadomosci. Niewiele myśląc, kopnął znajdujący się przy chodniku kosz na śmieci.
- Cholera - szepnął pod nosem, kiedy butelka, wypadając z pojemnika, stłukła się o drewnianą ramę pobliskiej piasownicy. Odłamki szkła wylądowały wśród plastikowych wiaderek i łopatek. Pochylił się, by je zebrać, myśląc o małej Emmie Wilkinson.
- Harry będzie budował zameczek z piasku? - usłyszał za sobą znajomy, nieprzyjemny głos. Banda gnębicieli dziesięciolatków. Odwrócił się na pięcie, żeby zobaczyć Dudley'a, stojącego niepewnie na czele grupki swoich kolegów.
- Zamknij się - warknął cicho najmłodszy Durlsey. Harry doskonale zdawał sobie sprawę, że kuzyn się go boi.
- Czemu mam się zamknąć, Wielki De? Potter już dawno od nas nie dostał, a sam mówiłeś jak cię wpienia - przypomniał Eric i zrobił krok w stronę Harry'ego.
- Mamusia musi być dumna, że potrafisz wymówić tyle słów naraz, co McRoft? - odpyskował młody czarodziej. Był tak znudzony wakacyjną rytyną, że niemal pragnął tej szopki.
- McRoft, odwal się od niego, serio - powiedział Dudley, podnosząc głos - dołożę mu w chacie. Tam jest chyba młody Lewis, a on wisi nam kasę - zakończył, wskazując palcem na Tally Street.
- Ostatnio nakablował na mnie u Vice - przyznał przerośnięty brunet, stojący nieco w tyle - jego musimy dzisiaj dorwać.
Eric odwrócił głowę, nagle bardziej ożywiony i posyłając Harry'emu ostrzegawcze spojrzenie, pokazał reszcie znak, żeby poszli za nim. Chłopak odprowadził ich wzrokiem.

*******

Harry leżał w łóżku i po raz setny czytał "Quidditch przez wieki", który dostał od Hermiony. Było mu strasznie wstyd za wcześniejszą konfrontację z bandą Dudleya. Naprawdę miał ochotę rzucić się na nich z pięściami. Odłożył książkę na etażerkę obok łóżka i spojrzał przez okno. Pochmurne niebo zasłaniało gwiazdy, ale chłopak i tak wpatrywał się w ciemność intensywnie, mając nadzieję ujrzec nadlatującą sowę. Nagle drzwi do jego sypialni rozchyliły się gwałtownie. Stanął w nich Dudley, wyglądający na jeszcze wyższego i szerszego przez wpadające do ciemnego pomieszczenia światło.
Czarnowłosy zastanowił się z rozbawieniem, czy jego kuzyn nie mówił poważnie o "dołożeniu mu w chacie". Następne słowa chłopaka obaliły jednak jego teorię.
- Załatwiłbyś tego pajaca - rzucił, zamykając za sobą drzwi.
- Co? - Harry był kompletnie zbity z tropu.
- No... Erica. Jest tylko mocny w gębie.
- Eee... dzięki - odpowiedział zmieszany, mając nadzieję, że ten dziwnie odmieniony Dudley szybko postanowi sobie pójść.
Brunet musiał chyba zrozumieć jego zmieszanie, bo zaczął powoli wycofywać się z sypialni. Otworzył usta, żeby coś dodać, ale najwyraźniej się rozmyślił, bo zamknął je z powrotem i wyszedł. Zostawiony w spokoju, Potter zdjął okulary i ułożył się do snu.

Alternatywny Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz