Rozdział IV

2.6K 158 23
                                    

Harry nie był pewny, co go obudziło. Potworny ból głowy lub suchota, panująca w przełyku, była niczym w porównaniu z otępieniem, w jakim się znalazł. Leżał na łóżku w skromnie urządzonym pokoju. Na przeciwko stała tylko mała szafa, a ze ścian odpadał tynk. Podłoga pokryta wyblakłym dywanem skrzypiała niemiłosiernie, kiedy przechadzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu różdżki. Dość często spał poza domem w ostatnim czasie, ale nigdy nie zdarzyło mu się przebudzić kompletnie samemu, dodatkowo pamiętał, że przed wyjściem wkładał różdżkę do kieszeni. Podszedł do brudnego okna i przetarł szkło wierzchem dłoni. Po drugiej stronie ulicy stał szary, jednorodzinny dom z balkonem z prawej strony. Grimmauld Place 11. Teraz Harry miał pewność, że nie znajduje się w Little Whinging. Natychmiast w jego głowie, zaczęły pojawiać się najprzeróżniejsze teorie, od niewinnego, urodzinowego żartu Dudley'a, do Lorda Voldemorta, chcącego go pognębić przed śmiercią. Niemal krzyknął ze strachu, gdy usłyszał za sobą dźwięk przypominający zarywanie podłogi.
- Mały Harry już się obudził, co nie George? - czarnowłosy zobaczył przed sobą płomiennorude włosy Freda i George'a Weasley'ów.
- Mały? - mruknął w odpowedzi, nie do końca wiedząc, czy czuje ulgę czy złość.
- No, jeszcze wczoraj ledwo chodziłeś bobasku, pamiętasz to, Fred?
- Jasne, ale co jeśli...
- Nie...
- Słynny Harry Potter był pijany?
Bliźniacy zrobili przerażone miny, a Harry już chciał zgryźliwie odpowiedzieć, kiedy drzwi do pokoju otworzyły się gwałtownie.
- Fred, Geor..., o mój boże, jest przytomny - stwierdziła oszołomiona Hermiona i rzuciła się na Harry'ego, splatając ręce na jego plecach. Potter  czuł jej szybki oddech na karku. Nie odwzajemnił gestu.
- Tak się cieszę, że nic ci nie jest. Czy ty zdajesz sobie sprawę jak bardzo się martwiliśmy? Co ci wpadło do głowy? Zobaczyłam cię wczoraj i...
- Przestań - warknął Harry przez zaciśnięte zęby. Nie rozumiał, jak dziewczyna może tak po prostu go dotykać, przytulać, jakby ostatni miesiąc nie istniał. Jakby widzieli się parę dni temu. Bliźniacy, którzy jeszcze przed chwilą przedrzeźniali Hermione, przestali. George zmarszczył brwi, a Fred udawał nagle zainteresowanego wzorami na dywanie.
- Niegrzecznie - podsumował cicho straszy z braci, a Harry przepchnął się koło Granger, nie mogąc wytrzymać wyrazu jej twarzy. Podszedł do drzwi w odpowiednim momencie, by prawie wpaść się na rozpromienionego Ronalda Weasley'a. Chłopiec otworzył usta, ale zaraz je zamknął i po prostu stał w bezruchu na przeciw czarnowłosego. W pokoju panowała napięta cisza.
- Zaszalałeś, stary - powiedział po chwili, a Harry z trudem powstrzymał swoje usta przed rozciągnięciem w uśmiechu.
Ron najwyraźniej oczekiwał rozbawienia, bo jego twarz przygasła nieco. Harry nie wiedział co odpowiedzieć. Tęskniłem - podpowiedział cichy głosik z tyłu jego głowy, Potter zignorował go. Olewali cię przez cztery tygodnie.
- Też chciałbym teraz z tobą pogadać, ale Syriusz kazał cię zawołać, a nie wygląda dzisiaj na zbyt cierpliwego - oznajmił Ron, usilnie starając się obrócić wszystko w żart - czeka w kuchni.
- Zejdź po schodach i wybierz drzwi po lewej... zaczekamy tutaj - poinstruowała cicho Hermiona.
Bez słowa minął Rona i wyszedł na długi korytarz, równie zaniedbany jak sypialna. Praktycznie wszystkie ściany miały ten sam wyblakły kolor i pokrywały je czyjeś obrazy, ale Harry nie zatrzymywał się, żeby zidentyfikować namalowanych. Gdy schodził ze schodów i zauważył przybite głowy skrzatow domowych, zdał sobie sprawę, że już nie znosi tego miejsca. Nie znosi go za tak podły wygląd, za ludzi, którzy nazywali siebie jego przyjaciółmi, za to, że czuł się tak samotny. Wolałby wrócić do Dursley'ów i ta myśl zaskoczyła go najbardziej.
Udało mu się dotrzeć do kuchni i chociaż bardzo zwlekał z wejściem do niej, zdawał sobie sprawę, że i tak musiałby z nim porozmawiać.
Jego ojciec chrzestny był w trakcie dyskusji z kimś za pomocą proszku Fiuu. W kominku połyskiwała ciemnoskóra głowa jakiegoś mężczyzny. Obaj przestali mówić, kiedy chłopiec zamknął za sobą drzwi, a Potter poczuł przyjemne ciepło, rozlewajace się po jego klatce piersiowej na widok Syriusza.
- Usiądź, Harry - rokazał oschłym tonem, wskazując głową miejsce przy stole. Kontynuował rozmowę, ale chłopak nie zrozumiał nic przydatnego. Same obce nazwiska i miejsca. Miał za to czas, by rozglądnąć się po kuchni i jeśli ktoś poprosiłby go o szczerość, nie do końca był zachwycony tym widokiem. Ściany w tym miejscu były jeszcze bardziej podziurawione niż w poprzednich, a krzesło nieprzyjemnie trzeszczało gdy choćby ruszył się o milimetr. W dodatku na przeciwko stołu znajdowały się uchylone drzwi. Panowały tam ciemności, ale Harry czuł nieprzyjemny zapach, wydobywający się z wnętrza.
- W porządku - stwierdził Syriusz, prostując się, a głowa jego rozmówcy zniknęła w chmurach pyłu. Odwrócił się w stronę swojego chrześniaka - przepraszam, że musiałeś czekać - ruszył w jego stronę, zatrzymując się przed stołem i opierając na nim ręce.
- Nic nowego - skwitkował chłopiec, nie starając się utrzymać kontaktu wzrokowego. Czuł, że ta dyskusja nie będzie należała do najprzyjemniejszych.
- Powiedz mi,  Harry, co ci w padło do głowy?
Złoty chłopiec już wcześniej przygotował odpowedź na to pytanie.
- Chciałem tylko miło spędzić czas w gronie przyjaciół.
-Przyjaciół? Dudley to twój przyjaciel? Harry, to są jacyś zdemoralizowani mugole. Nie powinieneś przybywać z takimi ludźmi, a co dopiero naśladować ich - Syriusz podniosł nieznacznie głos. Młody czarodziej musiał przyznać, że nie tak wyobrażał sobie ich spotkanie.
- Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma - zadbał, by jego głos zabrzmiał na opanowany.
Niepotrzebnie, Syriusz zignorował jego słowa.
- Chcę tylko wiedzieć, co cię skłoniło do brania narkotyków - powiedział mężczyzna, niemal błagalnym tonem. Oho, nie tak łatwo grać rodzica, co? Harry dopiero teraz zwrócił uwagę na ciemne plamy pod oczami i niechlujną postawę ojca chrzestnego. Zdusił w sobie wyrzuty sumienia.
Daj spokój, Harry.
- Marihuana to nie narkotyk - po raz kolejny pokusił się na ironiczny ton.
- Cholera - Syriusz przewrócił oczama - Harry, spójrz na
mnie - Chłopiec niechętnie podniosł wzrok. - Voldemort wrócił. Udało ci się uciec, ale on nadal pragnie twojej śmierci. Jestem pewien, że jesteś teraz jego priorytetem - westchnął - Czym więcej członków Zakonu cię pilnuje, tym większą zwracają na siebie uwagę.  Mieliśmy nadzieję, że sam jesteś wystarczająco odpowiedzialny, by o siebie zadbać.
- Zakon?
- Wszystko ci wytłumaczę. Po prostu obiecaj mi, że już nigdy nie tkniesz tych świństw - ciekawość sprawiła, że Harry poruszył się niespokojnie na krześle. Zakon. Dumbledore. Tak bardzo chciał spotkać się z dyrektorem. Chciał mu tyle opowiedzieć.
- Obiecam, jeśli najpierw wszystkiego się dowiem - Harry wyszczerzył się wesoło - i dostanę kremowe piwo.

Chłopak wyszedł z kuchni z bolącą głową i plamą po kremowym piwie na koszulce. Dowiedział się mnóstwa nowych rzeczy i tym razem, idąc korytarzami, z zainteresowaniem przeglądał portrety na ścianach. Rodzina Syriusza była bardzo liczna, ale chłopiec zdziwił się widząc na jednym z płótn Narcyzę Malfoy. Skwitkował to wzruszeniem ramion, ale obiecał sobie spytać o to kiedyś Syriusza. Wiedział już, co to Zakon i dlaczego listy były takie nieszczegółowe, ale to tylko trochę zmniejszyło jego niechęć do Rona i Hermiony. Był pewien, że jeśli to o któregoś z nich by chodziło, znalazłby jakieś lepsze rozwiązanie. Przysłuchiwał się chwilę pod drzwiami, lecz okazało się, że pomimo mizernego wyglądu, zostały wykonane z solidnego drewna.
- To wszystko przez tego chorego
kota - mruknął Ron, a Ginny spojrzała na niego z kwaśną miną.
- Z Krzywołapem jest wszystko w porządku - odparła. Ona i Hermiona siedziały na łóżku, podczas gdy Fred i George stali przy oknie i przyglądali się małemu przedmiotowi, leżącemu na parapecie. Ron obserwował ich sceptycznie. Ginny otworzyła usta, żeby dodać coś jeszcze, ale zamknęła je, kiedy zuważyła stojącego w drzwiach Harry'ego.
- Cześć - przywitał się.
- Cześć - uśmiechnęła się.
- Co za tłok, George - powiedział Weasley, stojący przy oknie, spoglądając, to na brata, to na Harry'ego.
- Racja, Fred. Zwijamy się.
I zniknęli z trzaskiem. Czarnowłosy wzdrygnął się.
- Też tak myślę. To ja pójdę pomóc mamie przy kolacji, czy coś tam - wymamrotała Ginny, chcąc jak najszybciej opuścić pokój.
Trójka przyjaciół została sama. Obojętne spojrzenie Harry'ego, niepewne Hermiony i zmieszane Rona, skrzyżowały się ze sobą.
- Harry, zrozum, Dumbledore zabronił nam... - zaczęła Granger, ale Potter nie pozwolił jej skończyć
- Dumbledore wam zabronił? Więc słowa Dumbledore'a są dla was ważniejsze niż moje
uczucia - prychnął - jeśli macie zamiar to potwierdzić, możecie śmiało wyjść.
- Dobrze wiesz, że nie o to nam chodzi, stary.
-Po prostu, nie było sposobu, żeby Ci przekazać...
- Gdybyście naprawdę chcieli, to znaleźlibyście jakiś - Harry uniósł głos.
-Daj mi skończyć - poprosiła Hermiona, sporzała błagalnym wzrokiem na Rona, ale chłopam milczał - Harry, w tym rzecz, że my nie wiemy nic ważnego. Nawet teraz.
- Pewnie wiesz więcej od nas po tej rozmowie z Syriuszem - przyznał rudowłosy - Dumbledore...
- Ciągle tylko Dumbledore - Dłonie Pottera zacisnęły się w pięści - Czy wy nie macie własnego mózgu? Mam rozumieć, że siedzicie tu już od początku wakacji i nic nie wiecie?
Nie wierzę wam.
- Musisz...
- Nie - uciął krótko. Musisz to zrobić, Harry. Musisz to zaakceptować, Harry. Musisz... - po prostu wyjdźcie.
Hermiona gwałtownie podniosła się z łóżka i wyszła z pokoju. Oddychała głęboko, jakby tłumiąc silne emocje. Ron potrząsnął głową z dezaprobatą, ale nic nie powiedział.
Harry znowu był sam.
Czuł się zły, sfrustrowany, wolałby, żeby Ron na niego nakrzyczał, uderzył go. Może wtedy nie gryzłyby go wyrzuty sumienia. Jestem słaby. Ruszył w kierunku łóżka, kiedy ból głowy zwalił go na kolana. Jecząc z bólu, przyłożył dłoń do blizny. Nie był przygotowany na ten rodzaj bólu. Krzyknął, mając wrażenie, że rozgrzany do czerwoności pręt rozpuszcza skórę na jego twarzy.

Alternatywny Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz