Rodział V

2.6K 171 21
                                    

Harry wytrzymał tydzień. Całe siedem dni bez odzywania się do Rona i Hermiony. Na początku szło mu całkiem nieźle, ale już po dwóch dniach przestały mu wystarczać niezręczne rozmowy z Ginny i zagadkowe spojrzenia Freda i George'a. W piątek po kolacji postanowił nie zamykać się w swoim pokoju jak zwykle, tylko został i z bijącym głośno sercem czekał na reakcję swoich przyjaciół. Ku jego rozczarowaniu żaden z nich nawet nie zmienił wyrazu twarzy. Hermiony wydawała się być przejęta pomaganiem pani Weasley, a Ron wpatrywał się intensywnie w swój talerz. Idiota - obelga mimowolnie wtargnęła do głowy chłopaka, a gdy ten już miał otworzyć usta, zbeształ się w myślach. Ostatnio coraz częściej zdarzało mu się niekontrolowanie wpadać w dobry lub zły humor i Potter był tą zmiennością bardzo zaniepokojony.
Sytuacja w kuchni zakończyła się trzaśnięciem drzwiami i wbięgnięciem do swojego obskurnego pokoju na piętrze. Harry wiedział, że w gruncie rzeczy nie powinien być zły, ale trudno mu było się pogodzić z ignorancją przyjaciół w tak trudnym dla niego czasie. Wizji podczas ostatniego tygodnia było kilka - każda równie przerażająca, co realistyczna. Oczywiście, Potter powiedział o nich Syriuszowi, ale natychmiast tego pożałował.
- Jesteś bardzo zmęczony, Harry - stwierdził wtedy jego ojciec chrzestny, ale Harry'emu nie mógł umknąć jego nerwowy ton i pośpiech z jakim się oddalił.
Podczas kolejnej próby pogodzenia się, tym razem najpierw z Hermioną, chłopiec doprowadził ją niecelowo do płaczu, więc znów siedział samotnie w swoim pokoju i wpatrywał się pustym wzrokiem w sufit. Przypominał sobie czas spędzony na rozrywce z Dudley'em, ale zamiast tęsknoty za towarzystwem, nie poczuł nic. Jedynie zrezygnowanie. Ostatnio nie widział sensu w niczym. Jakby cały świat z dnia na dzień przestał być wartościowy. Westchnął ciężko. Był znudzony.
Rutynę przerwał krzyk Ginny, który rozniósł się po całym domu, w tym również po tymczasowym pokoju Harry'ego.
- Mamo, profesor Dumbledore już jest!
Chłopak zerwał się z łóżka. Jeśli był ktoś, kto mógł mu wyjaśnić, co się z nim dzieje, to na pewno Dumbledore. Szybkim krokiem wyszedł z pokoju, przygładzając włosy. Podejrzewał, że musi wyglądać fatalnie. Zbiegł z ostatniego stopnia, omal nie wpadając na dyrektora, który pogodnie gawędził z profesorem Lupinem.
- Cześć, Harry - przywitał się Remus, odwracając się w jego stronę. Potter uśmiechnął się do niego szeroko.
- Miło cię widzieć, Harry - powiedział dyrektor, ale czarnowłosy nie rozumiał dlaczego, skoro mężczyzna nie zaszczycił go spojrzeniem. Chodziło o ten incydnet z narkotykami?
- Profesorze Dumbledore, chciałbym z panem porozmawiać. To bardzo ważne - odpowiedział chłopiec, schodząc całkowicie ze schodów - moglibyśmy iść do kuchni i...
- Chciałbym, moj chłopcze. Naprawdę. Niestety czeka mnie bardzo dużo spraw do przedyskutowania z Zakonem - wyjaśnił Dumbledore, nadal na niego nie patrząc - wybacz Harry, ale ja i profesor Lupin musimy się udać na spotkanie.
Nie czekając na odpowiedź, zostawili zaskoczonego Harry'ego, wpatrującego się w miejsce, w którym stali.
- Do zobaczenia - rzucił tylko Remus, zanim zamknął za nimi drzwi. Czy to, co odwalił Harry w wakacje miało naprawdę taką wartość? Dyrektor już go nie lubił? Wolnym krokiem ruszył z powrotem do swojego łóżka.

******

Dworzec King's Cross jak co roku był wypełniony dziesiątkami młodych czarodziejów i ich rodziców, żegnająych swoje dzieci na parę długich miesięcy. Harry był zachwycony, kiedy okazało się, że Syriusz odprowadzi go na peron. Jeszcze większą radość wzbudzał w nim fakt, że nareszcie pozbędzie się uczucia kompletnej samotności i znów wróci do miejsca, które jako jedyne kiedykolwiek było dla niego domem. Pchając wózek ze szkolnym kufrem i klatką Hediwigi, obserwował wielkiego, czarnego psa, biegnącego u jego boku.
- Fajny zwierzak, Harry - niski chłopiec z burzą blond włosów na głowie pomachał mu ręką, w której trzymał oprawioną w skórę księgę. Harry'emu nie wydawało się, żeby go znał, ale zanim zdążył zapytać, czarodziej zniknął. Harry rozejrzał się wokół, ale nikt nie dał po sobie poznać, że też zauważył obecność dziwnego chłopca.
Żegnał się właśnie z Syriuszem gdy usłyszał przeciągły pisk gwizdka, zwiastujący początek podróży. Pośpieszany przez panią Weasley, wszedł do pociągu i zatrzasnął drzwi akurat w momencie, gdy pojazd ruszył. Odetchnął głęboko. Od rana towarzyszył mu dobry humor, ale teraz czuł się po prostu szczęśliwy. Sama świadomość powrotu i przerwania wakacyjnej rutyny była zachwycająca, a zobaczenie znajomych twarzy i czucie swojej nareszcie rozbudzonej magii, powodującej mrowienie na całym ciele, było po prostu wspaniałe. Przeciskał się przez pociągowy korytarz, pierwszy raz zadowolony, że Ron i Hermiona zostali prefektami. Było tłoczno, czarnowłosy ocierał się o ubrania innych, ich oddechy mieszały się, a głosy tworzyły jeden, spójny chór, w którym nie sposób było wychwycić pojedynczego głosu. Brnął przez tłum, póki coś nie kazało mu się zatrzymać. Na początku Potter pomyślał, że się uderzył. Potem, że to kolejna wizja Voldemorta, ale nic nie mogło wyjaśnić uczucia, które rozprzestrzeniło się po całym jego ciele, rozpoczynając od blizny. Miał wrażenie, że głaz spadł na jego głowę, a jego roztrzaskane drobinki przesuwają się pod jego skórą. Zatrzymał się. Rozżalone głosy pozostałych uczniów nie przeszkadzały mu. Nie mógł pojąć dlaczego oni nie przystanęli, by lepiej to poczuć. Poczuć łzy gromadzące się w kącikach oczu, jakby wystawiał je na działanie silnego wiatru. Wirującą w żyłach i szukającą ujścia magię. Koniuszki jego palców rozgrzewało przyjemne ciepło. Wyciągnął ręce, żeby znaleźć źródło. Rozglądał się. Chciał się rozglądać, ale tłum skutecznie mu to uniemożliwiał. Przeklnął i nareszcie ruszył na przód. Starając się odzyskać przytomność umysłu, nabrał do płuc parę haustów powietrza, zdając sobie sprawę, że wstrzymywał oddech. Potrząsnął głową i przyśpieszył. Głosy zaczęły stawać się coraz bardziej wyraźne. Docierały do niego rozmawy o wakacjach, pytania dotyczące nowych nauczycieli i chichoty jakichś dziewcząt. Dopóki nie zatrzasnął drzwi pustego przedziału. Usiadł na miejscu przy oknie i ukrył twarz w dłoniach. Dlaczego zachowują się jakby nic się nie stało? Czy oni niczego nie czuli? Kogo obchodzą ich wakacje. Chłopiec próbował opanować drżenie ciała. Oparł głowę o zimną szybę.
Dopiero wieczorem, gdy zbliżali się do Hogwartu, Harry zdał sobie z tego sprawę, że w chwili, w której ciężar kamieni runął na jego barki, ktoś go dotknął.

Alternatywny Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz