Rozdział II

3.2K 193 25
                                    

Harry rozejrzał się. Znał to miejsce. Był tutaj, ale nigdy nie miał zamiaru wracać. Przeszedł kilka kroków naprzód, kiedy usłyszał wołający go głos.
Próbował odkrzyknąć, ale nie mógł otworzyć ust. Jakby został trafiony  zaklęciem.
- Zabij niepotrzebnego - usłyszał, po czym dostrzegł strumień zgniłozielonego światła, przebijający się przez mgłę. Chciał coś zrobić, wyciągnąć różdżkę, rzucić się przed Diggory'ego. Naprawdę chciał. Tyle, że nie mógł, nie potrafił. Cedrik padł martwy.

Chłopak obudził się cały mokry od potu, lekko dygocząc. Rozejrzał się czujnie po swojej sypialni. Bez okularów nie widział za wiele, ale czuł się zbyt sparaliżowany, by teraz po nie sięgnąć. Jakby zaklęcie ze snu nadal utrzymywało go w bezsilności. Ze zdumieniem zdał sobie sprawę, że obok większej, białej plamy w klatce Hedwigi, siedzi jeszcze jedna, mniejsza. Wstał powoli. W końcu chwytąc okulary, podszedł bliżej. Jego serce nadal biło szybko i nierównomiernie, a nogi były jak z waty, kiedy sięgał do nóżki mniejszej z sów. Był przyzwyczajony do tych koszmarów, zawsze o podobnej treści. To nie nocy bał się najbardziej. Większy lęk wzbudzały w nim wizje podczas bycia przytomnym, gdy nie mógł odróżnić ich od rzeczywistości.
Kiedy odwiązał już kawałek pergaminu, ptak poderwał się i wyleciał prędko przez okno. Harry nie zwrócił na to uwagi, skupił się na treści notki. Może nareszcie go stąd zabiorą?

Harry
Jak się czujesz? Mamy teraz dużo spraw na głowie. Wszystkiego się dowiesz, kiedy się zobaczymy. Jeszcze nie wiem, kiedy to nastąpi i domyślam się, co teraz myślisz, ale nie rób nic głupiego.
Syriusz

Jego podekscytowanie gasło z każdym słowem tak, że z początkowego uśmiechu, na końcu pozostał jedynie grymas. Zgniótł wiadomość w dłoniach i rzucił ją w stronę kosza. Wziął głęboki wdech. Harry naprawdę nienawidził tych wakacji.

******

Wuj Vernon jak co rano siedział z nosem w gazecie i napychał buzię jajacznicą, a ciotka Petunia majstrowała coś gąbką przy nienagannie czystym zlewie. Harry zajął miejsce przy stole i zabrał się za zjedzenie swojej porcji.
- Dlaczego nie jesz, Dudziaczku? - spytała ciotka, zauważając, że jej synek z niemrawą miną grzebie widelcem w zawartości talerza. Czarnowłosy musiał przyznać, że też jest ciekawy dziwnego zachowania kuzyna. Normalnie najmłodszy Durlsey nie przegapiłby żadnej okazji, żeby pochłanąć ilość jedzenia godnego młodego wieloryba.
- Nie jestem głodny - burknął.
- Może chciałbyś zjeść coś innego, skarbeczku? Chcesz naleśniki? O mój Boże, a jeśli jesteś jesteś chory - mówiła bardziej do siebie niż do chłopaka - Vernon - zwróciła się do męża, który pokazał twarz zza
gazety - skoro i tak jedziemy dziś do dentysty, może podrzucimy Dudley'a do doktora Richardsona?
- Nie jestem głodny - powtórzył dobitniej brunet.
- Daj spokój, Petunio - powiedział łagodnie wujek Harry'ego, nie trudno było zauważyć, że był w znakomitym humorze - my mężczyźni czasami tak mamy. Raz jemy do syta, a raz nie tykamy jedzenia w ogóle - zaśmiał się cicho - może powinieneś zostać w domu, synu?
Dudley wyraźnie się ożywił.
- No... tak. Nie chcę mi się jechać.
Ciotka zawahała się.
- Sam? Na cały dzień? - zauważanie zdenerwowanego wyrazu twarzy
Dudley'a zreflektowało ją - no tak, tak... to dobry pomysł.
Wuj Vernon położył talerz w zlewie i wyszedł z kuchni, wycierając ręcę w spodnie.
- Dzwoń, gdyby coś się stało, skarbeczku. Jeśli zgłodniejesz, powiedz Harry'emu, podgrzeje ci obiad. Może zaprosisz przyjaciół?
Potter uśmiechnął się lekko. O to źródło złego samopoczucia Dudley'a. Chce zostać w domu. Harry posprzątał po sobie i już z lepszym humorem wrócił do swojego pokoju. Nieważne, że jego kuzyn zostaje. Wujostwo wyjeżdża, a jest duża szansa, że "Wielki De" też gdzieś wyjdzie. Usiadł na łóżku, rozmyślając o tym, co będzie mógł robić do wieczora.
Telewizor cały dla niego. Może uda mu się dorwać do komputera Dursley'a. Zawsze ma najnowsze gry. Usłyszał trzask frontowych drzwi. Posiedział jeszcze chwilę, zastanowiając się czy powinien odpisać na list Syriusza. Doszedł do wniosku, że nie czuje się jednak aż tak świetnie. Wstał z łóżka i swobodnym krokiem ruszył na parter. Kiedyś nie cieszył się tak bardzo z wyjazdu swojej rodziny, ale teraz miał dość dwutygodniowej rutyny, a to zawsze jest jakimś odstępem od normy. Był już w połowie schodów na dół, gdy coś za oknem przykuło jego uwagę, a gdy się przyglądał, uśmiech powoli spełzał z jego twarzy. Ku drzwiom do domu nr 4 przy Privet Drive zbliżało się dwóch kolegów jego kuzyna. Ze zrezygnowaną miną wybrał się w kierunku kuchni. Może chociaż uda mu się zjeść coś dobrego. Minął właśnie sofę, gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Zgiął się w pół z powodu oszałamiającego bólu blizny, który nadszedł tak znienacka, że Harry stracił pewność, czy nie czuł czegoś już wcześniej. Zaczął rozsmarowywać bolące miejsce dłonią, ale nie zdało się to na nic. W pół na oślep znalazł drzwi do łazienki i wpadł do niej, zasuwając zamek trzasącymi dłońmi.
Znajdował się w dużym, spowitym półmrokiem pomieszczeniu. Panele z mahoniowego drewna pokrywał zielony dywan. Stał przed wygasającym kominkiem, obserwując żarzące się węgielki. Ktoś przemówił zimnym, wysokim głosem. Tak bardzo znajomym.
- Dzisiaj wieczorem - Harry'emu zdawało się, że słowa wydobywają się z bardzo bliska. Z jego ust.
- Dzisiaj? Ale panie...
Harry znał ten głos. Odwrócił się. Lucjusz Malfoy.
- Chcę, żeby zrobił to dzisiaj.
Chłopak czuł, że zamiast ciepła wygasającego ognia, coś zimnego dotyka mu policzek. Otworzył oczy. Leżał na pokrytej kafelkami podłodze. Blizna pulsowała mu tępym bólem, ale było lepiej niż przed chwilą. Podniosł się i spojrzał w lustro. Sińce pod oczami i blizna odcinały się dziś bardziej niż zwykle na jego bladej twarzy. Westchnął głośno. Postanowił pójść do sypialni i modlić się, żeby wizje dały mu dzisiaj spokój.
- Harry - usłyszał wołanie z salonu. Przez chwilę zastanawiał się czy go nie zignorować, ale z drugiej strony, nie wiadomo, czy by odpuścili.
- Co? - spytał kiedy już znalazł się w pomieszczeniu. Dwóch chłopców siedziało na kanapie podczas gdy jakiś blondyn rozciągnął się na fotelu.
Na stoliku leżało kilka paczek chipsów.
- Krzyczałeś, stary - stwierdził rudowłosy chłopak, trzymający w dłoniach kontroler od PlayStation.
- Uderzyłem się - skłamał. Zastanawiał się, dlaczego ich to obchodziło. Jak na złość ból głowy znów się wzmocnił.
- Chcesz z nami zagrać ?- pytanie Dudley'a przyćmiło męki, spowodowane wizjami. Harry nie dowierzał własnym uszom.
- Co? - powtórzył głupio, gapiąc się na kuzyna z wytrzeszczonymi oczyma. Pomyślał, że musi wyglądać komicznie.
Durlsey otworzył usta, ale Potter nie usłyszał odpowiedzi. Usłyszał i zobaczył natomiast coś innego.
- Muszę to mieć - ten sam zimny głos znów rozbrzmiewał w jego głowie. Ogromny wąż wił się w fotelu obok.
- Ej, słuchasz? - rozbawiony głos blondyna mieszał się ze słowami Voldemorta. Harry sam już nie wiedział, gdzie się znajduje.
- To chyba trochę za dużo informacji jak dla niego - po salonie rozniósł się głośny śmiech - co się tak krzywisz?
- Możesz usiąść - podsunął Dudley, a oszołomiony Potter opadł na fotel, mając nadzieję, że to oddali zawroty głowy.
- Nie teraz, Nagini.
Zobaczył rękę, wyciągającą ku niemu kontroler.
- Musisz zabić tamtego gościa.
- Zabić? - jęknął czarnowłosy.
- To tylko gra - po salonie znów rozniosły się salwy śmiechu. Wąż zsunął się gładko z poręczy i pełznął dalej po podłodze, znikając w ciemności. Jego ruchy fascynowały go.
Ekran świecił jaskrawym światłem. Miał dość.
- Wolę popatrzeć, jak wy gracie - wymamrotał niewyraźnie.
Blondyn wstał z fotela i wyciągnął coś z kieszeni.
- Wiesz, Wielki De, twój kuzyn wydaje się trochę spięty. Może powinniśmy przyspieszyć gwóźdź programu? - Harry spojrzał zaskoczony, widząc torebeczkę z zieloną zawartoscią, rzucaną beztrosko na stół.
- To jak będzie?
Nie, nie jestem taki - chciał powiedzieć, ale te słowa nie przeszły mu przez gardło. Gdyby spróbował... może to zatamuje ból? Czuje go cały czas, należy mu się przerwa.
Nawet o tym nie myśl, Harry - usłyszał w głowie oburzony głos Hermiony - będziesz żałował.
Myśl o Hermionie - nakazał sobie, nie móc przestać wpatrywać się w narkotyk - chociaż ona nie myśli ostatnio za często o nim.
Czuł, że to mu pomoże, zatrzyma wizje i ból.
Nie jesteś taki - cichy głosik z tyłu jego głowy nie dawał za wygraną. Drzwi na końcu korytarza. Tak bardzo ich pragnął. Głowa znów zakłuła go boleśnie. Może jednak jest właśnie taki.
- W porządku - jego głos zabrzmiał całkiem nonszalancko nawet dla niego.

Alternatywny Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz