Rozdział 9

204 16 1
                                    

Siedziałam obok Nathana w dyskotece w jednym z klubów znajdujących się na Ibizie. Różnokolorowe światła i lasery co chwilę przebiegały przez pomieszczenie, aby zadowolić znajdujących się w nim ludzi. Nas to nie ciągnęło. Widziałam po minie Nathana, że jemu też to wszystko się nie podoba.

- Nie tak sobie wyobrażałem prawdziwą dyskotekę na Ibizie. - powiedział, zwieszając głowę.

- Hej, to jeszcze nie koniec. Nic nie jest przesądzone, Nath. W każdej chwili możemy stąd wyjść albo zrobić swoją prawdziwą imprezę na Ibizie.

- Jak mamy zrobić sami imprezę? Co masz na myśli, Becca? - spytał mnie chłopak, patrząc się na mnie bez zrozumienia.

- W każdej chwili możemy wyjść na parkiet i zacząć żyć własnym światem. Rozumiesz o co mi chodzi? Możemy być tutaj, wśród innych ludzi, ale równocześnie możemy znajdować się w swoim świecie, w którym nie ma nikogo z tych ludzi. - wyjaśniałam mu. Nathan przez chwilę nie wiedział, co mam na myśli. Po chwili Sykes wstał z miejsca, podał mi rękę i zaprowadził na parkiet, stając w jego centralnym miejscu.

- Masz rację, Becca. Każdy ma swój własny, wyimaginowany świat, w którym żyje mu się lepiej. Czasami jednak musimy się od niego oderwać i spróbować żyć w tej prawdziwej rzeczywistości. My dzisiaj możemy jednak wejść do swoich prywatnych, wyimaginowanych światów i możemy je ze sobą połączyć. Co ty na to?

- Myślę, że to dobry pomysł. Wiesz, jak nazwiemy nasz wspólny świat? - spytałam, wpadając na pewien pomysł.

- Jak? - spytał zaciekawiony. Na jego twarzy pojawił się ten piękny uśmiech, który chciałam zobaczyć od początku dzisiejszego dnia.

- Necca.

- Necca? - spytał, zanosząc się śmiechem.

- Coś ci się nie podoba? - spytałam, udając obrażoną.

- Skądże znowu! Podoba mi się, choć wydaje mi się że Bethan brzmiałoby nieco lepiej.

- Nie podoba mi się. Wolę Necca. - odparłam.

- Dobrze, dobrze. Tylko się na mnie nie obrażaj. - powiedział, chwytając mnie za ręce, nie przestając się do mnie uśmiechać. - Będzie Necca.

Po chwili Nathan zaczął tańczyć. Z początku był bardzo nieśmiały, a jego ruchy taneczne były niepewne, jednak z czasem chłopak się rozkręcił. Sykes zaczął tańczyć coraz odważniej, a mi się do udzieliło.

Zamknęliśmy się w swoim świecie. Nie zwracaliśmy uwagi na ludzi, którzy nas otaczali. Byliśmy wśród innych, ale jednocześnie byliśmy sami.

Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym nie trafiła na Nathana. Nigdy wcześniej nie spotkałam nikogo takiego. Mam na myśli to, że wcześniej nie spotkałam żadnego człowieka, który miałby podobne spojrzenie na świat do mojego. Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że oboje wiedzieliśmy o jednym, nieuniknionym fakcie. Chcieliśmy go z całych sił uniknąć, a Nath starał się, abym ja odczuła to najmniej. Wiedzieliśmy, że zbliża się koniec Nathana. Nie chciałam dopuścić do siebie tej myśli, że coś złego mogłoby się stać tak pięknej osobie, jaką jest Nathan Sykes. On na to wszystko nie zasługiwał. Zadawałam sobie tylko jedno pytanie. Dlaczego on? Dlaczego padło właśnie na niego, a nie na przykład na mnie? Nathan nic nikomu nie zrobił, a w zamian za to dowiedział się, że jest śmiertelnie chory. Chyba nikogo nie ucieszyłaby taka wiadomość. Nath starał się ukrywać swój ból i cierpienie i musiałam przyznać, że wychodziło mu to całkiem dobrze. Jednak oboje wiedzieliśmy, co go czeka za niecałe dwa tygodnie. Wiedzieliśmy o tym, choć nie chcieliśmy o tym mówić.

***

Następnego dnia, zgodnie ze złożoną wcześniej obietnicą, poszliśmy skoczyć z bungee. Przez całą noc nie zmrużyłam oka, więc byłam bardzo zmęczona. Tańczyliśmy w dyskotece do drugiej nad ranem, a następnie pojechaliśmy do hotelu, aby jeszcze trochę pospać przed kolejnym i zarazem ostatnim dniem na Ibizie.

Staliśmy na moście, a pracownicy firmy, zajmującej się skokami na bungee, zajmowali się nami. Przypinali nam uprzęże i wszystkie inne niezbędne elementy sprzętu, aby tylko zapewnić nam bezpieczeństwo podczas skoku.

Widziałam podekscytowanie na twarzy Sykesa, ale mi się ono nie udzielało. Czułam natomiast wielki strach przed nieznanym. Byłam zwolenniczką próbowania nowych, nieznanych rzeczy, ale nie takich, przez które mogłabym stracić życie.

Jednak widząc uśmiech na twarzy Nathana, nie mogłam się nie uśmiechnąć. Chłopak był u celu. Już za chwilę miało się spełnić jego kolejne marzenie.

- Jesteście gotowi. Możecie stanąć na krawędzi mostu. - poinformował nas instruktor, stając między naszą dwójką. Niechętnie podeszłam do krawędzi i spojrzałam w dół. Po chwili pożałowałam, że to w ogóle zrobiłam. Przepaść, znajdująca się przed nami miała chyba pięćdziesiąt metrów. Przełknęłam ślinę. Czułam, jakby serce miało mi za chwilę wyskoczyć z piersi.

- Gotowa? - spytał mnie Nathan, widząc mój niepokój. Pokiwałam twierdząco głową, nawet się na niego nie patrząc. Nie odważyłabym się tego zrobić.

- Becca, jeśli tylko chcesz, możemy zrezygnować. Nie każę ci nic robić na siłę. Widzę, że się boisz, a nie chcę, żeby coś ci się stało. - słyszałam Nathana. Jego głos docierał do mnie jakby zza mgły.

- Zrobię to, Nathan. Oboje to zrobimy. Przyjechaliśmy tutaj, aby spełniać twoje marzenia, a ja jestem tutaj, aby ci pomóc. Tak też robię. Nic już nie mów. Skaczemy. - powiedziałam, wysilając się na lekki uśmiech. Nath skinął głową na znak, że mnie rozumie.

Instruktor dał nam znać, że możemy skakać. Zamknęłam oczy, po czym skoczyłam w nikłą przestrzeń, znajdującą się przede mną. Poczułam wiatr, uderzający o moje ciało. Usłyszałam krzyk Nathana. Bałam się, że coś mu się dzieje, więc zmusiłam się do otwarcia oczu. Zrobiłam to z wielkim strachem, ale jednak to zrobiłam. Nathanowi jednak nic się nie działo. Chłopak krzyczał z radości, a kiedy ja to zobaczyłam, również zaczęłam się cieszyć i przestałam się bać.

Skakaliśmy w dół, widząc zbliżającą się coraz to bardziej do nas ziemię. Czułam się jak ptak. Część natury. Część nieba. *

***

Siedziałam obok Sykesa w samolocie, lecącym z powrotem do Wielkiej Brytanii. Tyle dni w zupełności starczyło nam na Ibizie. Spełniliśmy kilka marzeń Nathana i to było najważniejsze.

- Jakie marzenia zostały ci jeszcze do spełnienia? - spytałam. Chłopak wyjął z kieszeni kartkę, na której to zapisane miał swoje wszystkie marzenia, a niektóre z nich miał już wykreślone.

- Muszę jeszcze pojechać do Nowego Jorku, skoczyć ze spadochronem z samolotu, pójść na randkę do Nando's, nagrać piosenkę, zjeść kawior, zwiedzić Rodos i znaleźć w końcu tą jedyną... - brunet na chwilę się zaciął, wypowiadając ostatnie marzenie.

- Co jest? - spytałam. On podniósł na mnie wzrok, po czym lekko się uśmiechnął.

- Myślę, że mogę wykreślić z listy kolejne marzenie. - rzekł.

- Jakie?

- Znalazłem już tą jedyną.

* Część natury. Część nieba. - odniesienie do tytuły książki - "Heaven & Nature"


Heaven & Nature ➳  Nathan SykesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz