Rozdział 1

129 11 1
                                    

Z perspektywy Catherine

Siedziałam na parapecie. Głowe miałam opartą o zimną szybe. Palcem wodziłam po kropelce zjeżdżającej po oknie. Na dworze było pochmurno, padał deszcz. Typowa Londyńska pogoda. Podniosłam notatnik który leżał pomiędzy mną a oknem Oparłam zeszyt o kolana i otworzyłam na jednym z nieskończonych rysunków. Wzięłam do reki ołówek i zaczęłam szkicować. To mnie uspokaja. Lubie to robić. Lubie uciekać w ten świat moich rysunków. nienawidziłam spotkań z wolontariuszami, a dzisiaj była wielka sensacja bo przecież miał to być ktoś sławny. Mówili kto, ale szczerze nie interesowało mnie to bo nawet nie mam zamiaru wstawać z parapetu. Na szczeście nie bedzie znowu tak dużo ludzi to nie narobią tyle hałasu. Szkoda tylko że bedą ci których wrecz nienawidze. Moja stała grupa z którą musze przesiadywać kiedy ktoś przychodzi to: Phoebe moja współlokatorka czytaj puszczalska i zadufana w sobie, Sea jej przyjaciółeczka, Lilith jej druga przyjaciólka oraz Erick. Nieodstępująca siebie nawzajem paczka idiotów którzy nie robią nic poza nękaniem mnie. Wszyscy weszli do sali, a za nimi opiekunka.Erick miał na sobie szarą koszulkę, jasne jeansowe spodenki a na szyi miał słuchawki. Na twarzach ich wszystkich oczywiście widniał wielki uśmiech.
-Catherine zejdź z tego parapetu.- powiedziała opiekunka
-Kiedy mi tu wygodnie..-mruknęłam nie podnosząc głowy znad notatnika.
-Przestań wydziwiać kotku.- zaśmiał się Erick.
-Erick skarbie.- powiedziała Phoebe.- Zostaw w spokoju tą emoske.- powiedziała uśmiechając się do niego zalotnie.
-Dobrze..ja idę. Zaraz powinni sie zjawić chłopcy.- Suzy (opiekunka) wyszła z sali. Lilith podeszła do stolika i włączyło radio. Leciała akurat piosenka One Direction - Little Things.

-Your hand fits in mine like it's made just for me

But bear this in mind it was meant to be.
And I'm joining up the dots with the freckles on your cheeks.
And it all makes sense to me...I know you've never loved the crinkles by your eyes, when you're smile.
You've never loved your stomach or your thighs.
The dimples in your back at the bottom of your spine.
But I'll love them endlessly. /I won't let these little things slip out of my mouth.
But if I do it's you, oh it's you they add up to.
I'm in love with you and all these little things.- i ten głos. Tak ten..ten który tak naprawde śpiewa pierwszą zwrotke. Słysze go nie tylko w radiu ale i teraz spostrzegam ze śpiewa ze mną (od momentu gdzie jest "/"). Podnosze głowe i w drzwiach widze jego. Zayn'a Malika. Ubrany w tą boską czerwona koszule.

A za nim Louis Tomlinson z usmiechem na twarzy i w swych ulubionych szelkach:

"Przybyli wolontariusze!"- moje szczęście jest tak wielkie ze..No powiedźmy sobie szczerze. Znam na pamięć prawie każdą piosenke która leci w radio. Moim zdaniem Zayn i Louis są przystojni. Ale nie, nie jestem psychofanką One Direction. W sumie w ogóle ich nie lubie. Brakowałoby mi tu tylko tego z loczkami. Zwracam głowę w kierunku swojego zeszytu wracając do rysowania po drodze napotykając osłupiałe miny moich "kochanych" dręczycieli. Stoją jak cztery słupy soli i patrza to na mnie to na Malika.

-Musisz jej wybaczyć Zayn..-zaszczebiotała Phobe i kątem oka zauwarzyłam jak przylepia sie do mulata.- To jest syndrom nizszości.

Szczerze raczej nie interesowało mnie co oni robią. Wolałam siedzieć i rysować, co chwila cicho nucac coś co leciało w radio. Nie słyszeli mnie gdyż na sali panował duży gwar spowodowany tym że Louis i Zayn się wygłupiali. A nagle tam, tararam..do sali wparowała reszta zespołu. Nie powiem, że nie zauwarzyłam ich dziwnych spojrzeń skierowanych pod moim adresem. Olałam to jak wszystko inne, a zwłaszcza uwagi Phoebe i Ericka. Siedziałam tam i marzyłam o tym by to się skończyło.

Z perspektywy Zayn'a

Szczrze? Nie miałem najmniejszej ochoty iść do tego domu dziecka. Wolałem spędzić dzień z Perrie na oglądaniu jakiegoś filmu i wizycie w mojej sypialni. No ale cóż mus to mus. Po wejściu do sali w, której mielismy sie spotkać z "dziećmi" - no sorry, ale dla mnie jakieś 16/7 latki to dzieci- dobiegł mnie dziewczecy głos. W radiu leciało Little Things, a ona siedziała na parapecie najprawdopodobniej rysując i śpiewała. Reszta z tych osób stała i patrzyła na nią a w oczach było widać czyste zdziwienie. Nadchodził refren wiec bez wiekszych wstępów zacząłem śpiewać a dziewczyna nawet nie zaaregowała. Po wszystkim spojrzała na mnie spod czarnych rzes które otoczone były czarnym cieniem do powiek. Zlustrowała mnie i Louisa od stóp do głów i wróciła do swojego zajęcia. Nie powiem ładna byla, ale ubrana była raczej jak na pogrzeb niz na spotkanie towarzystkie.

-Musisz jej wybaczyć Zayn.- uczepiła się mnie- dosłownie- brunetka w szarej bluzce.- To jest syndrom niższości.- tak a ty masz syndrom "Patrzcie na mnie! Na mnie patrzcie!". Nie lubię zbytnio takich panienek. Nie na dłuższą metę bo nie powiem, że są złe w łóżku. Louis zaciągnął mnie na środek sali. Zaczął się wygłupiać na co reszta grupy siedziała i słuchała nas, śmiała się. Ale nie ona. Ona siedziała ze wzrokiem wbitym w zeszyt podśpiewując coś..no chyba ze mówiła do siebie. Po jakichś 10 minutach przyszedł Liam, Niall i Harry, którzy byli u młodszych dzieci. Teraz to się dopiero zaczęło. Hazza, Niall i Loui zaczęli się wygłupiać, wkrótce przyłączyła się do nich czerwonowłosa dziewczyna, a za nią reszta. Ale nie ona..ona siedziała. Ona siedziała nie zmieniając swojej pozycji chociażby o centymetr. Jedynym ruchomym punktem była ręka, a w sumie tylko nadgarstek. Wstałem i podszedłem do niej dziewczyna automatycznie zamknęła notatnik. Jakby w ogóle mnie koło niej nie było zaczęła rysować po okładce.
-Jak cię zwą?- zapytałem wysilając się na najbardziej czarujący ton na jaki było mnie stać.
-Catherine Rosemarie Nora Cooper.- powiedziała swym melodyjnym głosem nie podnosząc nawet głowy. Wręcz przeciwnie. Zasłoniła swoją ładną buźkę, gęstymi blond włosami.
-A ja Zayn Javadd Malik.- uśmiechnąłem się. Kurde..czy ona musi być taka irytująca? Bo naprawdę..zaczyna być.- Ile masz lat?
-Szesnaście..- mruknęła nie przerywając swojej pracy. Rysunek zaczal nabierać kształtu..emm..jakichś winorośli?- A ty?- zapytała. Wow..pytanie z jej ust. Chyba mały sukces.
-Dwadzieścia. Długo tu jesteś?- dziewczyna się wzdrygnęła i już wiem ze wkraczam na niebezpieczne terytorium.
-D-dwa..dwa lata.-powiedziała cicho.
-tak..to ja już się zamknę.- podniosłem ręce w poddańczym geście. Dziewczyna w tym momencie podniosła głowe tak, że spojrzałem w jej szare oczy. Były piękne..wyglądały jakby te tęczówki były płynne.

Z perspektywy Catherine

Zayn..był słodki. To było miłe kiedy oderwał się od tej całej chmary idiotów i przyszedł ze MNĄ porozmawiać. Może byłam troche nie miła lekceważac go na poczatku. No ale cóż..taka już moja natura. Podniosłam głowe i spojrzałam w jego czekoladowe tęczówki. Były piekne..Zayn był przystojny..sławny..bogaty..i rozmawiał ze mną. Ach..głupiaś Catherino, głupiaś. Przecież on tutaj przyszedł żeby pozabiawać cię i oderwać od tego głupiego, szarego życia. Szkoła, dom dziecka. Szkoła, dom dziecka. Szkoła, dom dziecka. Zrobiło mi się słabo..znowu..i odpłynęłam w ciemnosc.Otworzyłam oczy. Biały sufit. Cienka kołdra. Niezbyt wygodne łóżko. Szpital..znowu..

-Catherine..-usłyszałam czyjś głos. Głowę choć miałam ciężką podniosłam i spojrzałam na Zayna siedzącego obok mojego łóżka.
-Zayn?-powiedziałam z lekkim niedowierzaniem w głosie. No nie ale..zemdlałam..znając moje szczęście spadłam na niego i on jeszcze tu siedzi.
-Tak. Zemdlałaś..Suzy mówiła, ze masz dość poważną anemie..no i karetka cię zabrała. Przyjachałem zobaczyć jak się trzymasz..- "zobaczyć jak się trzymasz" Cath..znowu wyolbrzymiasz ona ma dziewczyne..poza tym jest starszy..dużo starszy..Ale co ja poradzę, ze mimo jest taki..trochę irytujący, ale w głębi serca go lubię..głupia ja..

~~~~~~~~~~~~~

I jak się podoba nowe opowiadanie.Czekam na opinie i do następnego.

Looking for happinessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz