Rozdział 5

192 20 7
                                    

To była ulotna chwila. Trwała zaledwie parę sekund, ale tyle wystarczyło, by całe życie przeleciało jej przed oczami. Pierwsze wakacje, pierwsze przyjaźnie, pierwsze zachwyty. Hobby podsycane wielką, uzależniającą miłością, wręcz obsesją, z którą wielokrotnie nie mogła sobie poradzić. Niespełnione szanse...

I ostatnia myśl – poczucie pustki, ponieważ nie zdążyła doświadczyć tego, czego tak mocno pragnęła we śnie, jak i na jawie.

Ale to nie był jej czas. Odpowiedni moment jeszcze nie nadszedł, a życie wyciągało w jej stronę dłoń i raziło swym blaskiem. Chciało wydobyć ją z otchłani ciemności, spowitej gęstą mgłą i otoczyć jarzącym się światłem brzasku.

Zdążyła jedynie zamknąć oczy, oczekując potężnej dawki bólu, palącej każdy zakamarek ciała, każdy jego skrawek. Ale spotkała się tylko z głośnym piskiem, którego wysokie decybele przyprawiały człowieka o bezwarunkowe drgawki. A potem nie było już nic – cisza. Porażające milczenie, które dudniło w uszach.

Nieśmiało otworzyła na powrót powieki. Nie dojrzała nic oprócz czarnego asfaltu oświetlonego przez uliczne lampy. Zaczęła szybko mrugać, próbując wysilić umysł do jakiegokolwiek wysiłku. Nic jej się nie zgadzało. Jej odruchy były zbyt wolne i otępiałe, by zanotować, że mechanizm, który wywołała wydarzył się naprawdę. Wszystko docierało do niej z opóźnieniem. Ciało napędzane adrenaliną nie potrafiło przyswoić informacji w żaden sposób. Dopiero dźwięk zamykanych drzwi przywołał ją do świata żywych, a raczej wrzask, który dotarł do niej z prawej strony.

– Wariatka! – Jej wzrok pognał za głosem rzuconym w przestrzeń i niemal od razu dostrzegła wzburzonego mężczyznę, na oko 30-letniego, który ciskał gromy z oczu. – Mogłem cię zabić!

W końcu, po jego słowach, wszystko dotarło do niej z większą mocą, niż by się tego spodziewała. Jakimś cudem kierowca ją ominął, ocalając ich obu od tragedii, która mogłaby być tragiczna w skutkach.

Miała wrażenie, że jej ciało zaczyna płonąć. Wszystko stało się nagle zbyt szybkie, zbyt gwałtowne. Ale prawdą było to, że to Florence na chwilę się zatrzymała. Czas płynął wciąż tak samo. Właściwe tik-tak nigdy nie zaprzestało jednostajnych, miarowych uderzeń.

– Chciałaś się targnąć na własne życie? – Ponownie mężczyzna zabrał głos. – Dziewczyno, życie ci nie miłe?

Poczuła dreszcze na całym ciele. To prawda, życie nie było dla niej miłe, ale nie musiał o tym wiedzieć. Przyjrzała mu się dokładniej, oceniając go uważnym, już w pełni skupionym spojrzeniem. I równie jak szybko zaczęła skanować go wzrokiem, tak równie szybko na jej twarzy pojawił się grymas. Był... nijaki jak reszta. Zmęczona, poszarzała twarz, zgarbiona sylwetka i wyraźne cienie pod oczami zapewne spowodowane intensywnym trybem, jakim żył. Nie było w nim nic szczególnego. Zwyczajny ubiór, jeszcze zwyczajniejsze trampki i żadnego błysku w oku, choć niewątpliwie, gdyby się postarał, mógłby uchodzić za przystojnego. A teraz patrzyła na nią zwykła przeciętność, nic więcej.

I chociaż wiedziała, że powinna być mu wdzięczna za jego szybki refleks i ogromne pokłady trzeźwego myślenia, nie umiała mu podziękować. Zwykłe, proste 'dziękuję' nie potrafiło jej przejść przez gardło. Wiecznie żywiła do ludzi pretensje, a ten dzień jeszcze bardziej jej w tym sprzyjał.

– Nie twój interes – niemiło odburknęła i odwróciła się z zamiarem odejścia.

– Czekaj! – krzyknął. – Nawet mi nie podziękujesz?

– Mam ci podziękować za to, że o mały włos mnie nie zabiłeś? – Ponownie na niego spojrzała. Tym razem z największą obojętnością, jaką mogła z siebie wyłuskać.

Meet me halfwayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz