- Niebo ciemnieje na wschodzie. Rozlewa się obietnica nadchodzącego jutra. Co to oznacza?
- Czas iść spać.
- Nic więcej?
- Nic więcej, obiecuję.
Chowasz nos w książkach. Znowu. Przesiąkasz ich zapachem i szeleści Ci w uszach od przewracania zakurzonych stronic. Liter nie możesz rozszyfrować już od jakiejś godziny, więc po prostu się na nie gapisz. Żaden obrazek nie wniósł nic nowego do Twojego życia, żadne słowo nie dało jasnej odpowiedzi. Nie jadłaś od wieków, między jedną a drugą podartą książką zdążyłaś wypić tylko kawę.
- Coś sensownego?
- Z ciekawszych rzeczy znalazłam ulotkę pizzerii i kupon do... Nieistotne, już go i tak nie wykorzystamy. Ma jakieś sto lat.
- Na co dawali kupony sto lat temu? - pytanie puszczasz pomimo uszu, ale znajduje się rozmówca i w tym temacie.
- To musiało być coś fantastycznego, stary.
- Własna krowa, Dean.
Odprowadzają Cię oskarżającym spojrzeniem do kuchni, gdzie mniej więcej od godziny tłucze się po garach Jo. Talentów kulinarnych nie ma w waszym gronie, więc aneks kuchenny pełni funkcję dekoracyjną. Naczynia przydają się jedynie jeśli chodzi o przechowywanie wody.
- Przydałyby się jakieś gustowne pojemniczki na sól - zauważasz, omiatając wzrokiem stół zastawiony foliowymi workami pełnymi białej śmierci, która czeka na przesypanie do zdobytych słoików - chyba nie wyobrażam sobie biegania z zastawą rozbijającą się o noże w plecaku.
- Co masz na myśli mówiąc "gustowne"? - odzywa się głos z pokoju
- O gustach się nie dyskutuje! - wtóruje mu drugi.
- Mówiąc gustowne mam na myśli takie, które rozbite w gonitwie nie rozprują Ci tętnic, gdy się przewrócisz na plecy.
- Na plecach nie masz tętnic, agentko - w odpowiedzi rzucasz w stronę przedpokoju spojrzenie, jakiego seryjny morderca mógłby Ci jedynie pogratulować.
- Materiałowe. Jedziecie w teren. Mocniejsza tkanina, igły i nici - zarządza Jo, kończąc wlewać wodę do ostatniego garnka.
- I jedzenie - wyjesz potępieńczo.
- Rozwiązujemy sprawę czy otwieramy zakład krawiecki?
- I tak oto zostałeś pierwszą szwaczką i twarzą zakładu, Sam.
***
-Siedzimy zamknięci w wielkim, starym jak świat domu, którego ściany pamiętają Arkę Noego, zajmując przedpokój na parterze i kuchnię. Dlaczego się nie rozdzielimy? - burza mózgów w natarciu. Atak nadchodzi ze strony Jo.
- Niebezpiecznie tu dość - zauważa Sam, polerując pistolet i za nic mając sobie fakt, że robił to już tego dnia trzykrotnie.
- Sprawdziliśmy każdy zakamarek, chodzimy ścieżkami usypanymi z soli. Tu nic nie ma. A my ciśniemy się na trzech materacach jak ofiary przemocy domowej. MY! - prychasz, z niedowierzaniem kręcąc głową. Niskie, dudniące echo odbija się od kilku tafli wody ustawionych na środku pokoju w garnkach pomiędzy trzema materacami.
- Nikt dobrze nie sypia. Nie kłam, że tak nie jest. Całymi nocami siedzisz z butelką wody w dłoni i sztyletem pod poduszką, pilnując, żeby żadne z nas nawet przez sen nie wystawiło choćby palca poza malowidła i znaki - syczy Sam. Dean strzela palcami, udzielając mu swojego poparcia.
- Więc ile czasu mamy zamiar tu przeczekać?
- Tyle, ile każe stary obyczaj - Dean znów wychodzi na swoje, uśmiecha się łobuzersko i czeka na pytanie, które wie, że ktoś w końcu zada.
- Czyli?
- Aż zacznie nas wypraszać gospodarz - jest z siebie dumny i chcąc nie chcąc przyznajesz mu rację. Tylko to was tu trzyma, bo ciężko się ruszyć z miejsca, w którym jest coś, czego nie potraficie rozgryźć. Za bardzo się liczycie w branży, żeby odpuścić stary dom.
***
~www.katalog-opowiadan.blogspot.com~

CZYTASZ
|Stay strong| Supernatural FanFiction
ФанфикIrati w ogniu walki jest antywzorem łowcy. Szaleństwo mieszkające w kącie jej głowy nie ma prawa oglądać światła dziennego, a jej obecność sprawdza się wyłącznie w sytuacjach ekstremalnych. O tym jak niektórych zniszczeń, kolekcjonowanych przez la...