te wszystkie moje dziwactwa, wszystko co robię na opak

492 44 0
                                    

cała odmienność ‒ ja po prostu staram się wrócić do domu

Uporządkujmy ten dzień. Wstajesz rano, ratujesz księżniczkę, idziesz spać? W żadnym wypadku, chociaż zgadza się fakt, że cudem zwlokłaś się z łóżka i chcąc nie chcąc to był początek Twojej zguby. Wystawiłaś nos z motelu, w którym zamierzałaś spędzić znaczną część swojego istnienia i nie wiadomo jaki splot losów wygonił Cię z brudnych czterech ścian... Już pamiętasz, to był głód. A potem znalazłaś się w niewłaściwym miejscu i pora też nie była sprzyjająca.

- Skąd umiesz to wszystko? - chociaż zmyłaś z siebie wszystkie oznaki walki (i to dla pewności dwukrotnie), kobieta nadal trzyma dystans wynikający z tego, że istne sceny dantejskie rozegrały się na jej oczach.

- To wszystko? - pytasz niepewnie

- Nie myślałaś o castingu do "Rambo" albo czegoś w tym stylu? - sympatyczna istotka zatacza ręką po pomieszczeniu, jakby było ono obsypane propozycjami do ról filmowych.

- Jestem dość zaprawiona w boju - wyjaśniasz, siląc się na uśmiech - A Ty... jesteś łowcą.

- Początkującym - wyjaśnia - zaczęło się niedawno, skończy się pewnie niedługo.

- Nie powinnaś pracować sama.

- Chcesz pracować ze mną? - aż podskakuje na fotelu, jednocześnie dość boleśnie uderzając się w ranę, którą trzeba od nowa opatrzeć. Kręcisz głową zapamiętale.

- W żadnym wypadku.

- Dlaczego?

Ignorujesz pytanie, biorąc się za owijanie ręki Bradbury

- Nie chcesz się zabrać ze mną?

- Proponuję, żebyś Ty zabrała się ze mną - mruczysz przyglądając się swojemu dziełu - W pełni sił nie jesteś i w najbliższym czasie nie będziesz. A ja wbrew pozorom prowadzę całkiem ciekawe i całkiem bezpieczne życie, powinno Ci odpowiadać, jeśli lubisz przenosić się z kąta w kąt, nie psując ludziom...

- Znam kogoś kto tak mówi - jej oczy błyskają ciekawsko. Na nieme pytanie nie odpowiadasz, zwyczajnie porzucasz walkę ze zużytym bandażem i na wpół złożony wrzucasz do apteczki.

Wkrótce obiecujesz sobie, że odetniesz się od tego życia na zawsze. Ruda jest jednak nieugięta, przez kilka tygodni pozostajecie w spisku. Znowu czujesz się potrzebna, wręcz niezbędna, kiedy ostatnimi siłami przerzucasz stare kartki, przez telefon dyktując skomplikowane formuły. Potem naprawdę to kończysz i żegnacie się całkiem wesoło. Ona każe Ci nie oszaleć w monotonii, Ty każesz jej przeżyć do następnej Gwiazdki.

największe zwycięstwo albo ostateczna porażka

jeśli jestem demonem wszystkie anioły muszą zginąć

Czujesz się obserwowana, kiedy wiele miesięcy później biegniesz przez osiedle wylewając siódme poty. Nie chodzi o to, że wrażenie bycia na muszce jest dla Ciebie czymś nienaturalnym. Wręcz przeciwnie. Kiedy czyjś wzrok w końcu Cię dosięga, oddychasz z ulgą. Nie rozglądasz się, nie chwytasz w dłoń żadnej broni, chociaż nawet w podeszwie sportowych butów nosisz coś na każdą okazję. Nawet nie przyspieszasz. Po kilkunastu sekundach wrażenie mija. Od tamtej pory pojawia się czasem i gaśnie równie szybko.

- Wyłaź, aniele - rzucasz, uprzednio rozejrzawszy się, czy nie masz publiczności - Na co się tak czaisz?

- Oficjalnie byłem przejazdem w okolicy - słyszysz, a dopiero później go widzisz. Wychodzi z chaszczy, otrzepując nieśmiertelny płaszczyk - nieoficjalnie...

- Na mnie - podsumowujesz. Wzrusza ramionami, co decydujesz się uznać za potwierdzenie - sprawdzasz czy jestem tak niebezpieczna dla otoczenia jak mówią?

- To bardzo ludzkie - zaczyna z niejaką dumą - troszczyć się o przyjaciół...

- Czekaj, zaraz - coś Ci mówi, że bardzo na miejscu i w Twoim stylu byłoby wygarnąć mu w tym momencie, co o całym tym cyrku myślisz i jak bardzo nie życzysz sobie tego typu troski. Właściwie masz to wszystko na końcu języka, kiedy zapał nagle Cię opuszcza. Zdobywasz się na lekki uśmiech i - przypomnij mi, od którego momentu jesteśmy przyjaciółmi?

- Od tego, kiedy humanitarnie usunęłaś mnie z pola rażenia. Wy ludzie...

- Wy nieludzie macie takie nierzeczywiste wyobrażenie rzeczywistości. Przeszkadzałeś mi w jedzeniu.

- Wybacz.

- Spójrz na mnie. Chodzę, żyję, jem, gdy jestem głodna, śpię, gdy jestem zmęczona. Mam się świetnie. Nikogo nie zabiłam, nie mam dziwnych zatargów z dziwnymi ludźmi, nie poluję, nikt na mnie nie poluje...

- Tego nie wiesz - przerywa i w sekundę później stoisz na chodniku sama.

- Noszę ze sobą nóż i staram się być ostrożna, aniele... Ale wstydziłbyś się, tak bez pożegnania? - mówisz w przestrzeń. Sąsiad wyprowadzający psa przechodzi ze swoim pupilem na drugą stronę ulicy, usiłując za wszelką cenę unikać kontaktu wzrokowego. Od tamtej pory pół sąsiedztwa przestaje Ci się kłaniać.

***

~www.katalog-opowiadan.blogspot.com~

|Stay strong| Supernatural FanFictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz