To ty dajesz moc demonom, które zwalczasz.

406 37 0
                                    

- Wzruszyłaś mnie - zapewnia brytyjski akcent, kiedy zdejmują Ci worek z głowy - Poważnie. Odsyłasz anioły, żeby nie zrobić im krzywdy, rezygnujesz z polowań, stępiłaś swoje ukochane zabawki, żeby z nich nie korzystać. Ależ Cię to bolało. Sama siebie pięciokrotnie za to świętokradztwo wysyłałaś do piekła.

- Do rzeczy, bo pójdziemy tam razem.

- I tak pójdziemy, nie martw się o to. Do dziś dręczyło mnie jedno istotne pytanie: czy Ty aby na pewno masz duszę? Co strachliwsze jednostki opowiadają sobie legendy o Twoich polowaniach, od których skutecznie odsunęła Cię społeczność łowców. Ale okazuje się, że masz. Jak najbardziej. To, co Cię wyróżnia, to dodatek do tej duszy. Potrafisz ją zresetować.

- Byłby ze mnie dobry prawnik - deklarujesz.

- Oczywiście. A jeszcze lepszy mówca. Podobno robisz bardzo ładne sprawozdania, żegnając się z ofiarami. Szkoda, że zazwyczaj są zbyt rozjechane, żeby docenić kunszt i talent.

- Chciał mnie New York Times, ale cenię się wyżej - mruczysz - Przejdziemy do sedna, czy będziemy sobie wspominać? Druga opcja wymaga inwencji twórczej ze strony gospodarza, ale raczej nie wyglądasz na faceta, który za moment zaserwuje szarlotkę.

- Czy Irati to skrót od irytujący?

- Zagłębimy się w moje drzewo genealogiczne? Matce było Holly, ale chyba się nie wdałam.

- Mógłbym Cię zabić pstryknięciem palców - nagle poważnieje, obracając się na pięcie. Zatrzymuje się w końcu, bo dostawałaś cholery, kiedy pląsał przed Twoimi oczami w te i wewte.

- Co Cię powstrzymuje?

- Nie przedstawiłem się - wzrusza ramionami z rozbrajającym uśmiechem - co to by była za śmierć, gdybyś nie znała imienia swojego kata?

- A zechcesz jeszcze przytoczyć listę zarzutów? Może sobie tego oszczędźmy, bo w trakcie czytania obojgu nam się przyjdzie zestarzeć.

- Bardzo Ci to na rękę - zauważa nagle - Sama nie masz na tyle odwagi, żeby się po cichu sprzątnąć, nienawidzisz bezdusznego wizerunku, wiesz, że otoczenie patrzy na Ciebie jak na wściekłego psa, więc gdyby ktoś Cię wyręczył, byłabyś zwyczajnie wdzięczna. Dlatego dałaś się złapać. Wiesz czym to grozi?

- Przestrasz mnie...

- Crowley. Jak mniemam, opętanie nic nie zmieni?

- Nic a nic - wzruszasz ramionami, co jest nieco problematyczne, zważając na fakt, że jesteś przywiązana do oparcia krzesła. Uśmiechasz się iście szatańsko - No może będę trochę grzeczniejsza.

- Mam propozycję.

- Z pewnością jest nie do odrzucenia.

- Oceń sama. Zapolujesz na wspólnego wroga.

- Koniec propozycji?

- Albo ja zapoluję na Twoją świtę, którą trzymasz na dystans w obawie, że spotka ich ten sam los, co Jo.

- To bardzo dobra propozycja - zaczynasz z przekonaniem - i bardzo żałuję, że odrzucona, jeszcze zanim zdążyłeś otworzyć usta. Którędy do wyjścia?

Wiem ile można zepsuć w ułamek sekundy, wiem


Utrzymujesz kontakt z Charlie. Bardziej jako jej anioł stróż niż przyjaciółka. Raz na jakiś czas wysyłasz standardowego sms'a, pytając czy ma się dobrze, czy jest bezpieczna i czy nie potrzebuje Twojej interwencji. I zawsze spodziewasz się standardowej odpowiedzi, bo zawsze tylko takie docierają. Jakie jest Twoje zdziwienie, gdy ostatnia wiadomość pozostaje bez echa.

Ruda nie dotrzymuje słowa. Po jej śmierci masz dość. Zatrudniasz się jako przynieś-wynieś-pozamiataj u pewnej rodziny na obrzeżach Cleveland z dala od wszystkiego, marnując kilka miesięcy z najlepszych lat swojego życia na wieszanie prania, gotowanie i ganianie za dziećmi, które nawet nie są Twoje. Wyprowadzasz psa, robisz zakupy, wieczorami biegasz, nocami boksujesz worek treningowy w garażu. Jesteś na bieżąco ze wszystkim. W małej izolatce, jak nazywasz swój pokój, rozwieszasz mapę, gdzie zaznaczasz doniesienia na temat nie do końca normalnych przestępstw. Śmigasz palcem po mapie, dopisując daty do miasteczek. Na wzór Sama łączysz wszystkie szpilki nicią. Po roku masz bezładną plątaninę granatowej włóczki na ścianie. Nic więcej.

- Jest coś czego się boisz? - pytanie dobiega zza Twoich pleców, kiedy ślęczysz nad pralką z wolna wypluwającą kłęby piany.

- Zwariowałeś? - szepczesz nerwowo, podrywając się z pozycji pogiętego spinacza biurowego - Nie masz prawa pojawiać się w moim świecie. Co będzie jak ktoś Cię zobaczy?!

- To nie jest Twój świat - zaznacza bezczelnie, patrząc jak piana atakuje jego buty - masz jakiś problem?

- Mam - potwierdzasz - z Tobą. Bo uwziąłeś się na mnie, Castiel. O co tym razem chodzi?

- Nadchodzi coś bardzo złego - brzmi groźniej niż oczekiwał, sama nie wiesz, czemu zamierasz w bezruchu, całkiem zapominając o pralce - Jest coś o czym nie wiesz, a o czym wiedzieć powinnaś.

- Wyduś to z siebie.

- Znamię Kaina. Czytałaś o tym. Wiesz czym grozi jego usunięcie? Dlatego pytam, czy jest coś, czego się boisz?

- Nie boję się niczego - mówisz cicho, odwracając wzrok. Pralka warczy, przestając w końcu podtapiać łazienkę. Bierzesz głęboki wdech i chwytasz mop.

- Niczego? Wojny, utraty bliskich, ognia, wody, ciemności? Zanim nadejdzie to, czego nie znamy, musimy pokonać to, czego się boimy. Wy ludzie...

- Boję się siebie - ucinasz, spoglądając mu wyzywająco w oczy - że stracę kontrolę. Że stanie się to, czego obawiał się John, usiłując za wszelką cenę chronić swoje dzieci przede mną. Że którejś nocy przejdę się po pokojach i zamorduję własnych przyjaciół we śnie. To stało się z moją rodziną. A ja patrzyłam na to oczyma pięcioletniego dziecka, które nie miało dość rozumu, żeby wyrwać się z uścisku...

- Kto to zrobił? - odwracasz wzrok, czujesz, że przygląda Ci się z troską, która tak nie przystoi aniołowi. Pociągasz nosem, co z kolei nie przystoi Tobie. Jesteś przecież niezniszczalna. Uciekając od polowań, na moment zapomniałaś, że sama jesteś własnym unicestwieniem. Unosisz załzawione oczy.

- Ja.

***

~www.katalog-opowiadan.blogspot.com~

|Stay strong| Supernatural FanFictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz